walka lekarzy na turecko-syryjskiej granicy
Published on
Translation by:
Monika PronczukWedług obliczeń Światowej Organizacji Zdrowia obecnie w Syrii jest około 500 000 rannych. W kraju zamknięto większość szpitali, a lekarzy jest tam niewielu. Tym, którzy pozostali na swoich stanowiskach, grożą rządowe bombardowania i porwania przez islamistów. Na turecko-syryjskiej granicy walczą wszyscy - również lekarze.
„Nasza ziemia jest czerwona tak, jak ziemia w Syrii. Mówi się, że to z powodu krwi, która jest tu przelewana” – szepcze Ahmed, pokazując mi zaorane pola u podnóża wzgórza. Ogrzewane przez jesienne słońce wzgórza otaczają drogę prowadzącą do granicy między Turcją i Syrią.
Przed dotarciem do rządowego punktu granicznego mijamy niekończącą się kolejkę samochodów i ciężarówek na tureckich numerach. Żadna z nich tak naprawdę nie jedzie do Syrii – jadą kilka kilometrów, rozładowują towar i wracają do Turcji. Pomiędzy dwiema ciężarówkami zauważam stojący na specjalnej przyczepie czołg. Po drugiej stronie drogi, zaraz za tureckim stanowiskiem odprawy celnej, stoją setki ludzi obładowanych różnego rodzaju walizkami, plastikowymi torbami i dywanami. Wszyscy oni nie mogą doczekać się, aż załadują swoje bagaże do samochodów i taksówek swoich znajomych, czekających na nich po drugiej stronie granicy. Ahmad pyta ich, gdzie planują jechać. Ktoś wspomina o Szwajcarii, lub Niemczech, ale większość na chwilę obecną zostaje w Turcji. Pierwsze na trasie jest tureckie miasto Reyhanli, oddalone kilka kilometrów od granicy. Przed wybuchem konfliktu w Syrii w Reyhanli mieszkało 63 000 osób – dziś, z powodu masowych ucieczek z Syrii, jest ich ponad dwa razy tyle.
ostatni z lekarzy
To właśnie tutaj spotykam Ahmada, lekarza patologa, który przyjechał na kilka dni do Turcji. Ahmad to wysoki, postawny mężczyzna w sportowej kurtce i okularach przeciwsłonecznych, ze smartphonem, który uporczywie dzwoni co jakieś 10 minut. Jeździ w tę i z powrotem pomiędzy Turcją a Homs - swoim rodzinnym miastem, gdzie rząd Assada nadal mocno się trzyma. „Mój dom został zbombardowany, zresztą tak jak wiele innych. Homs to twierdza zwolenników Assada, miasto otwarcie szyickie – tylko domy sunnitów zostały zniszczone” – mówi Ahmad. Mimo wszystko Ahmad kontyunuuje praktykę lekarską właśnie w Homs. Podczas gdy jego rodzina jest bezpieczna w Turcji, Ahmad jeździ pomiędzy Syrią a Reyhanli, gdzie zdobywa niezbędne medyczne zapasy.
Około 15 000 lekarzy wyjechało z Syrii, gdy wybuchła wojna domowa. Według Światowej Organizacji Zdrowia 15% szpitali na terenie kraju zostało uszkodzonych, albo zniszczonych, a 52% karetek nie nadaje się do użytku. „W Homs mieszka 400 000 osób” – opowiada Ahmad. „Czy wiesz ilu jest tam lekarzy?" Czternastu. Każdy z nich specjalizuje się w czymś innym i żaden nie ma odpowiedniego sprzętu, żeby pomagać ofiarom konfliktu. W zeszłym miesiącu udzielałem porad stolarzowi, który był zmuszony przeprowadzić 5 cesarskich cięć” - opowiada. Gdy pytam Ahmada, czy kiedykolwiek rozważał przeprowadzkę do Europy, potwierdza. Dowiedział się wszystkiego na ten temat. Potrzebowałby 300 000 euro, żeby zapłacić przemytnikom za przetransportowanie siebie, swojej żony i córki do Szwecji. „A może drogą morską?” – pytam nieśmiało. Ahmad odpowiada nerwowym śmiechem. „Wybacz, ale nie jestem jeszcze na tyle zdesperowany. Wiem, że dużo ludzi próbuje dostać się w ten sposób do Europy, ale nadal istnieją inne, bezpieczniejsze metody. Oczywiście są też dużo droższe” - przyznaje.
ziemia niczyja
Czterdzieści kilometrów dalej na zachód spotykam pracowników jednej z największych międzynarodowych organizacji pozarządowych. Ci Włosi, Francuzi i Hiszpanie stacjonują zwykle nieopodal syryjskiego miasta Idlib, w obozie o wdzięcznej nazwie Fellini. Od trzech tygodni są jednak zmuszeni koczować w tureckiej Antiochii. „Jutro rano będę próbował przekonać rząd turecki, żeby znów wpuścili nas do Syrii” – mówi Loic, szef misji. Po wybuchu bomby ukrytej w samochodzie i porwaniu 6 przedstawicieli Czerwonego Krzyża w Idlib, granica została zamknięta dla Europejczyków. Dla oczekujących na decyzję rządu tureckiego, jedyna możliwość komunikacji z bazą w Syrii to rozmowy przez Skype. „To okropne, ale jest to dla nas jedyny sposób na leczenie pacjentów” – tłumaczy Elisa, włoska psycholog. Na razie ekipa lekarzy pozostaje w Antiochii, gdzie, bez swoich fartuchów, jest często mylona z grupą turystów. Myśl o ponownym przekroczeniu syryjskiej granicy wzbudza w Elisie niepokój – w ciągu ostatnich miesięcy sytuacja zmieniła się na gorsze. „Problemem jest nie tylko rząd Assada, ale także radykalni islamiści, tacy jak przedstawiciele ISIS (Islamskie Państwo Iraku i Lewantu) i przybysze z innych krajów muzułmańskich. Walczą oni o stworzenie republiki islamistycznej, która nie należałaby ani do Syrii, ani do Wolnej Armii Syrii” – tłumaczy Elisa. „Oni nie lubią sposobu, w jaki działamy i próbują na wszelkie sposoby komplikować nam życie. Większość Syryjczyków nie ma pojęcia, kim są ci ludzie i czego chcą” - dodaje.
16 września 2013 roku 55 lekarzy z całego świata napisało list otwarty do syryjskiego rządu i wszystkich stron konfliktu, prosząc o powstrzymanie ataków na personel i zaplecze medyczne na terytorium Syrii. W liście, który został opublikowany w The Lancet, lekarze opisują bieżącą sytuację jako „jedną z największych katastrof humanitarnych od czasu końca zimnej wojny”.
Pewnego dnia, podczas gdy w Europie dyskutuje się o możliwości interwencji bez użycia wojsk, Elisa pisze do mnie w mailu, że Fellini zostanie zamknięty na zawsze. Oto kolejna podwójna klęska wszystkich Syryjczyków – bez znaczenia, czy są bezpośrednio zaangażowani w konflikt.
Ten artykuł jest częścią raportu specjalnego Cafébabel na temat wydarzeń w Syrii.
- Dokument w języku angielskim o mieście Homs -
Translated from Siria: il confine dei medici