Participate Translate Blank profile picture
Image for „Vovis” kontra „gorrillas” – ryzykowny pojedynek w Sewilli

„Vovis” kontra „gorrillas” – ryzykowny pojedynek w Sewilli

Published on

Translation by:

Marta Pater

Społeczeństwo

Parkowanie czyichś samochodów na niewłaściwych miejscach. Niby nic poważnego, ale ta zawoalowana forma żebractwa, dzięki której najbiedniejsi mogą zarobić parę groszy, rozwinęła się na dużą skalę w stolicy Andaluzji i stanowi prawdziwy problem dla władz miasta.

„Po prawej! Proszę parkować po prawej, tam jest miejsce.” Cechy charakterystyczne? Niebieska koszula i plik biletów parkingowych pod pachą – M. jest niekwestionowanym władcą strefy parkingowej przy sewilskim teatrze. To jego królestwo. Zna to miejsce jak własną kieszeń, rozpoznaje miejscowych, a za kilka eurocentów wskazuje drogę przyjezdnym. Nie jest policjantem, nie zatrudniły go też władze miasta – ten młody człowiek to vovis, „ochroniarz-ochotnik”, którego jedynym źródłem utrzymania jest ta praca. Ochotników zatrudnia lokalne stowarzyszenie APM 40, które zajmuje się aktywizacją osób w trudnej sytuacji życiowej. Urząd miasta wyraził zgodę na to, by osoby, którym pomaga stowarzyszenie zajmowały się nadzorowaniem części miejsc parkingowych w Sewilli. Interes być może nie jest zbyt zyskowny, niemniej jednak bardzo ceniony w całym regionie. Sewilla znana jest co prawda dzięki swojej katedrze, pomarańczom i obchodom Wielkiego Tygodnia, ale ma też inne oblicze – kruche, niepewne i słabe. O ile bowiem vovis ze stowarzyszenia APM 40 są akceptowani, o tyle inni już niekoniecznie. "Na tym właśnie polega problem" - mówi Diego Jimenez, odpowiedzialny za komunikację w urzędzie miasta.

Lokalna odmiana bejsbolówki

Banda złożona z „gorrillas” (nazwa powstała od słowa „gorra” oznaczającego czapkę z daszkiem, którą nosi wielu mężczyzn, by wyglądać bardziej wiarygodnie), bezdomnych, narkomanów, imigrantów i innych wyrzutków społeczeństwa grasuje we wszystkich strefach parkingowych, „pomagając” uszczęśliwionym kierowcom w znalezieniu miejsca. Wszystko to w błogim poczuciu działania poza prawem i jedynie za drobną opłatą. Ot, na przykład ten młody Senegalczyk podejrzany na parkingu na obrzeżach miasta, w ciasnej bejsbolówce wciśniętej głęboko na oczy – wymachuje rękami jak wiatrak, próbując ustawić samochód na nieco za wąskim i najprawdopodobniej niedozwolonym miejscu. Zjawisko „gorrillas”, rozpowszechnione zwłaszcza na południu Hiszpanii oraz w Madrycie i Walencji, stało się także niechlubną wizytówką Sewilli. W stolicy Andaluzji problem jest dość złożony, tym bardziej, że sami „gorrillas” są właściwie nieuchwytni. Miasto podejmuje mniej lub bardziej skuteczne działania, by ukrócić tę sytuację. Z różnym skutkiem... Najnowszy pomysł to kary pieniężne dla każdego „Zorrilla”, którego policja złapie na gorącym uczynku. Wysokość grzywny – 120 euro – to całkiem znaczna suma. Ciekawe tylko, którego „parkingowego” bez grosza przy duszy stać będzie na zapłacenie mandatu...

Są chętni

Urząd miasta poparł więc stowarzyszenie APM 40 i jego inicjatywę zatrudniania ochroniarzy-ochotników, powszechnie znanych jako vovis. „Stowarzyszenie powstało w roku 1994 - w czasie gdy Hiszpania była pogrążona w kryzysie gospodarczym – w celu wspierania ludzi znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej, szczególnie zaś bezrobotnych, którzy przekroczyli 40 rok życia (stąd nazwa - Stowarzyszenie 40+). Od tamtego czasu APM 40 nieustannie pomaga najbardziej potrzebującym” - wyjaśnia przewodniczący stowarzyszenia Rafael Esprajoso Espinola. Nie można pozwolić na to, aby ci ludzie zupełnie się stoczyli, „dlatego zapewniamy im pomoc psychologów, dokształcamy i przede wszystkim sprowadzamy ich na właściwą drogą, pozwalając pracować.”

A skoro tak, to dlaczego by nie powierzyć im nadzorowania stref parkingowych, tych samych, które atakują „gorrillas”? Z biegiem lat vovis, których nazwa nawiązuje do slangowego określenia angielskich policjantów – „bobbies”, stali się „oddziałem” porządkowym Sewilli, zobowiązanym do „oczyszczenia” stolicy Andaluzji z nielegalnych parkingowych – elementu walecznego i niepożądanego. A „gorrillas”? Tym lepiej dla nich, jeśli zamienią czapkę z daszkiem na niebieską koszulę stowarzyszenia...

Utrzymać się na powierzchni

Młody M., poznany w pobliżu jednego z miejskich teatrów, jest jednym z nich. Niegdyś „gorrilla, dziś – vovis. Miał dosyć gry w chowanego z policją by uniknąć grzywny, dosyć bycia po złej stronie barykady. Wcale nie zarabia „ponad 200-300 euro miesięcznie”. Tak jak inni vovis, nie jest zatrudniony przez stowarzyszenie i jego jedyną zapłatą jest to, co dadzą mu klienci. I chociaż bilet parkingowy kosztuje 60 eurocentów, połowa i tak trafia do kasy stowarzyszenia APM 40 i jest przeznaczona na bieżące wydatki. Kilkaset euro miesięcznie to mało, ale i tak „zawsze lepiej to, niż nic” - twierdzi Gaïdz, trzydziestoletni Albańczyk, który przyjechał do Hiszpanii cztery lata temu, by spełnić swój europejski sen. Jest jubilerem i specjalizuje się w złocie, ale chwyta się wszystkiego, by związać koniec z końcem. Praca parkingowego to sposób na to, żeby „jakoś wytrzymać i zupełnie się nie pogrążyć”.

Dla Gabriela, który ma już na karku osiemdziesiątkę, i którego emerytura jest tak niska, że woli nawet o tym nie wspominać, ta praca to jedyny sposób, aby płacić czynsz. „Inaczej już od dawna mieszkałbym na ulicy” - mówi. Rafael Esprajoso Espinola podkreśla, że na skutek kryzysu „wiele osób zwraca się o pomoc do stowarzyszenia”, w którym obecnie pracuje 300 ochotników. Są coraz młodsi – dlatego APM 40 przyjmuje też osoby poniżej 40 roku życia – a wielu z nich to cudzoziemcy (prawie jedna trzecia). „Ale wszyscy są tu legalnie” - dodaje natychmiast Espinola.

„Pracujemy nad tym”

Tymczasem w niektórych dzielnicach Sewilli wciąż przybywa „gorrillas”. Każdego dnia do siedziby miejscowego biura ochrony konsumenta napływają nowe skargi poirytowanych mieszkańców. Niektórzy dają upust frustracji na forach internetowych. W rezultacie grupy obywatelskie, jak np. Bami Unido (zrzeszające mieszkańców dzielnicy Bami, szczególnie dotkniętej tym zjawiskiem), aż palą się do działania, za wszelką cenę chcą przeforsować swoje rozwiązania, a nawet kwestionują działalność Vovis. To najlepszy dowód na to, że inicjatywa ta nie została oceniona jednomyślnie, chociaż okazała się pożyteczna.

Pomimo zainteresowania z jakim pomysł przyjęły inne hiszpańskie miasta oraz Komisja Europejska, która w roku 1997 zaczęła rozważać przeszczepienie inicjatywy na grunt kolejnych państw unijnych, ramy prawne regulujące sytuację Vovis są niejednoznaczne. Obecność ochotników na terenie Hiszpanii jest dozwolona, ale wciąż nie zalegalizowana, chociaż – jak mówi Diego Jimenez – „władze miasta nad tym pracują”. Taki brak przejrzystości tylko podsyca pretensje kierowców, których drażni to, że muszą płacić za skądinąd wolne i darmowe miejsca parkingowe. „Ale – jak przyznaje Maria, wsuwając monetę do ręki chłopakowi, który właśnie pomógł jej znaleźć miejsce – Vovis to nie jest żadne rozwiązanie, tylko mniejsze zło”.

Podziękowania dla Clary Fajardo oraz dla lokalnego zespołu cafebabel.com

Translated from « Vovis » contre « gorillas » : le match de la précarité à Séville