Tirańska sztuka w poszukiwaniu antykapitalizmu
Published on
Translation by:
Dominika BuczkowskaUkształtowana pod wpływem społeczeństwa konsumenckiego i uznawana za kolebkę kultury „całych Bałkanów”, Tirana poszukuje nowych sposobów, by się wyrazić. Droga jest pełna wybojów. A politycy bardziej zainteresowani urnami wyborczymi, niż dziełami sztuki. Nowa generacja artystów „odkurza” scenę kulturalną, by raz na zawsze uwolnić się od lgnących stereotypów. Zbliżenie na albańską stolicę.
Tirana jest miastem o „otwartym niebie”. Przechodząc się jej ulicami, mamy wrażenie, że bawił się nią jakiś olbrzym, przemieszczając wielkie budowle bez ładu i składu. Wzrok przyciąga każda partia miasta. Podążamy w głąb tej dżungli o wyglądzie stolicy. Do połowy skonstruowane (bądź w całkowitej ruinie) budynki ocierają się o nowoczesny wieżowiec. Fala kierowców typu kamikaze i różnorodna fauna ludzka owładnęła miastem. Pod tym całym zamieszaniem, spójnym na swój sposób, ukrywa się wspólnota. Tirana jest miejscem kontrastów, melanżem rzeczy nieprawdopodobnych, które ozdabiają jej pejzaż. Przykładem jest plac Skanderberga w samym centrum. W jego okolicy wznoszą się wieżowiec, meczet i okazałe muzeum, którego fasada ozdobiona jest wielką komunistyczną mozaiką. Zadziwiające połączenie. I tu rodzi się pytanie: dokąd zmierzasz, Tirano?
„To miasto w ciągłej konstrukcji”, oświadcza lokalna dziennikarka podczas spotkania w hotelu z widokiem na wielki plac. Jej wypowiedzi pomagają mi odkryć „tajemnicę Tirany”. Kiedy pytam ją o aktualne tematy kulturalne, odpowiada: „Dobre pytanie. Powiedziałabym piękno współczesnej młodzieży”. Mimo, iż ta odpowiedź początkowo wydaje się być bezużyteczna, informacja pomaga mi odkryć jedną z cech charakterystycznych albańskiej stolicy: wszechobecność pop kultury. Gdy płodny kulturalnie kraj doświadcza komunizmu i dusi się pod cenzurą, odczuwa potrzebę buntu przeciwko wszystkiemu, i ulega wcześniej demonizowanemu kapitalizmowi.
Rubim Bego, artysta i producent muzyczny wie, co w tym wszystkim chodzi: „Jedyne formy symbolizmu, a tym właśnie zajmuje się sztuka - symbolami, pochodzą z kultury kapitalistycznej. Wina jest temu w znacznym stopniu telewizja”. Rozmawiamy w siedzibie radia Radio Bar, jednego z niewielu grających muzykę niezależną. „Wszystkie kraje postkomunistyczne poddają się popkulturze. Tworzą ekstrawagancki kicz”. Rosja jest jednym z najpotężniejszych propagatorów tego trendu, z jej nowymi elitami, które na konsumpcji opierają swoją tożsamość. A konsumpcja oznacza kulturę Zachodu.
Przechodząc się po Tiranie, zauważyć można znaczący wpływ zagranicy na większą część szyldów sklepowych. Tutaj używa się angielskiego i włoskiego. Te dwa języki przeważają. Język włoski szczególnie. Wszędzie widać jego oświecenie. Portret Popollo de la Libertá, partii Silvio Berlusconiego jest na samym placu głównym. Powód jest prosty. Kiedy upadł system komunistyczny w latach 90., Albańczycy zaczęli masowo oglądać włoską telewizję. Od telegiornales po veline, wirus kultury transadriatyckiej powoli owładnął miastem i przyczynił się do powstania państwa, jakim jest dziś Albania. „Tirana nie ma swojej osobowości, ona wciąż jest w konstrukcji”, tłumaczy Rubim Bego. „Kluczem jest światowe myślenie i lokalne reagowanie. Na razie naśladujemy, nie tworzymy. Trzeba przyciągnąć zagraniczne wpływy i je dostosować. Droga jeszcze daleka ku pojawieniu się prawdziwej lokalnej kultury”.
Bego próbuje wprowadzić w życie swoje pomysły już od kilku lat. Był jednym z organizatorów MJAIT Fest, festiwalu muzyki niezależnej. Oprócz tego, zajmuje się projektem niekomercyjnego radia, którego celem jest proponowanie alternatywnych nowości kulturalnych. W ten sposób Bego myśli znaleźć rozwiązanie na jeden z głównych problemów współczesnej kultury państwa: brak infrastruktury by tworzyć i brak infrastruktury przeznaczonej miejscom pozwalającym młodym na wyrażanie swoich myśli. „Rząd powinien pomóc we wprowadzeniu tego typu struktury i położyć pierwszy kamień węgielny, by współczesna sztuka się rozwijała, dodaje”.
Młodzieńczy dynamizm boryka się z politycznymi przeszkodami
Zamiast stawiać żądania, klasa polityczna potępia ideę wspomagania sztuki. Andamion Mutaraj coś o tym wie. Jest scenarzystą The forgiveness of blond, filmu długometrażowego, który na ostatnim festiwalu w Berlinie otrzymał nagrodę dla najlepszego scenariusza. W żadnym momencie, film wyreżyserowany przez Joshuę Marstona, nie mógł liczyć na wsparcie ze strony władz państwowych. Prosto z Nowego Jorku, filmowiec opowiada mi jak ciężko było mu przebić się przez mur biurokracji i tajne terytorium praw związanych ze sztuką (mimo próśb skierowanych do Centrum Kinematografii Albanii o sfinansowanie projektu). Tymczasem nagroda na Berlinale była największym sukcesem, jaki kiedykolwiek odniósł długometrażowy film albańskojęzyczny. Z braku środków finansowych, rynek dzieł sztuki stoi w martwym punkcie. Zbyt przywiązany do tradycji, nie może się odbić. Według niektórych przyczyną problemu jest fakt, iż władze nie potrafią odciąć się od rzeczywistości. „Instytucje publiczne nie widzą sensu w inwestowaniu we współczesną kulturę, ponieważ uważają, że to nie jest ważne, dodaje Rubim Bego”.
29-letni profesor i artysta wizualny, Ilir Kaso podziela tę opinię. Precyzuje również, że subwencje i fundusze przeznaczone dla sztuki są przeważnie przyznawane znajomym polityków, albo tym, którzy w swoich artystycznych produkcjach są bliżsi oficjalnym nurtom. Konsultując różne źródła międzynarodowe, dowiadujemy się, że Albania jest jednym z najbardziej skorumpowanych państw na Bałkanach i nie jest to zaskoczenie. Znajomości są podstawą. To one też hamują rozwój nowych pomysłów i trendów na lokalnej scenie. „Młodzi chcą, by sprawy szybko szły naprzód, a politycy są o długość w tył, oświadcza Ilir. Tutaj ciężko żyć ze sztuki. Nie ma pracy, żadnej galerii, żadnej osoby z odpowiednim wykształceniem, by organizować wystawy. To samo jeśli chodzi o teatr. Sztuki są zazwyczaj dość klasyczne. Nie ma miejsca dla młodych twórców. Liczni artyści starają się robić coś nowoczesnego”. I wie, o czym mówi. Jest uznanym aktorem, a mimo to, by wystawić sztukę i związać koniec z końcem, zwraca się o pomoc do swoich studentów z Akademii Sztuki w Tiranie. Cenzura ekonomiczna? Susana Varvarika, krytyk sztuki, pomaga mi zrozumieć: „Albania jest państwem bardzo bogatym w środki, ale instytucje kulturalne są zbyt bliskie rządowi. Ciężko wyjść z zamkniętego kręgu. Co więcej, nasze władze nie rozumieją nic a nic jeśli chodzi o sztukę”.
Wszystko kręci się wokół polityki. Problemy, jakim musi stawić czoła aktualny system, powodują, że uwaga skoncentrowana jest na urnach wyborczych, na niekorzyść sztuki. Iliir podsumowuje: „Zbyt wielu polityków jest przywiązanych do naszej komunistycznej przeszłości”.
Ku przyszłości?
Pasywność ze strony wybranych polityków jest przeszkodą w rozwoju. Jednakże młodzi artyści próbują przełamać tę barierę. Według Ilira Kaso, oni zawsze są przed resztą społeczeństwa: „Nie przestają mnie zaskakiwać swoimi pomysłami”. Susana Varvarika jest kategoryczna: Młodzi artyści mogą wiele, jeśli chodzi o wyjaśnianie rzeczywistości za pomocą dzieł sztuki. Mówią «nie!» sztuce zdeformowanej przez rząd. I mogą zmienić ten kraj”.
Artykuł powstał w ramach nowego projektu cafebabel.com na lata 2010-2011 poświęconego Bałkanom:Orient Express Reporter.
Fot. główne (cc) Sharilyn Neidhardt/Flickr; tekst: 1 ©Sladjana Perkovic; 2 davdulf/Flickr; video: Lightfilms/Youtube
Translated from Tirana se redibuja: la ciudad busca su identidad lejos del virus capitalista