Jeremy Corbyn: mesjasz czy zguba brytyjskiej Partii Pracy?
Published on
Translation by:
Katarzyna PiaseckaPartia Pracy przeżywa właśnie kryzys egzystencjalny – długoletni członkowie i byli liderzy ugrupowania przekrzykują się w proroctwach nadciągającego nieszczęścia. O jakie nieszczęście chodzi? O pojawienie się na scenie 66-letniego socjalisty, który nazywa się Jeremy Corbyn.
„Partia, z zamkniętymi oczami i wyciągniętymi ramionami, zbliża się do przepaści i poszarpanych skał na jej dnie”.
Tony Blair jest wyraźnie zmartwiony. Wygląda na to, że u nikogo nie ma posłuchu. Można sobie wyobrazić, że czuje się odrobinę tak, jak miliony manifestantów protestujących przeciwko wojnie w Iraku w 2003 roku.
Ale nie jest on jedynym. Popularność Jeremy’ego Corbyna i fakt, że dziś prowadzi on w sondażach, a kilka miesięcy był znany tylko jako poseł z londyńskiego okręgu Islington North, w równym stopniu, co Blaira zaskoczył zarząd Partii Pracy. Ich obawy tkwią głównie w tym, że Corbyn jest tak skrajnie lewicowy, że jeśli zostanie liderem partii, do 2020 roku straci ona wszystkich swych dotychczasowych wyborców.
Wyższy rangą poseł Partii Pracy Alan Johnson jest tylko jednym z wielu, który zaczął nawoływać zwolenników partii, by „przestali szaleć” i zwrócili uwagę na to, że Corbyn „był rażąco nielojalny wobec każdego lidera Partii Pracy, który stał na jej czele od czasu, kiedy Corbyn wstąpił w jej szeregi”. Johnson polecił również zastanowić się nad faktem, że Corbyn głosował przeciwko polityce partii ponad 500 razy od kiedy został jej członkiem w 1983 roku.
Złotousty lewicowy podżegacz
Jak na cały ten strach i multiplikację hiperboli na temat Corbyna, on sam wydaje się dosyć łagodny – niektórzy mówią nawet, że wygląda jak nauczyciel geografii z lat 70. Jednak estetykę i pijarową wirtuozerię pozostawmy młodszym członkom Partii Pracy, bo siła Corbyna tkwi w jego autentyczności.
Polityk ma ten niebagatelny atut, że, gdy świeciły reflektory, wiele razy znajdował się po właściwej stronie sceny politycznej. Przykłady: udział w kampaniach przeciwko apartheidowi w RPA i wojnom w Afganistanie i Iraku (Corbyn powołał koalicję znaną jako „Stop The War”), oraz zaangażowanie w procesy pokojowe w Irlandii Północnej. Corbyn, który jest synem nauczycielki, i inżyniera, którzy poznali się podczas manifestacji przeciwko wojnie domowej w Hiszpanii, był jednak aktywny już o wiele wcześniej, bo w wieku 15 lat, kiedy przyłączył się do Campaign for Nuclear Disarmament (CND).
Jak zauważa the Financial Times, Corbyn ma wiele twarzy. Należą do nich: „twarz antymonarchisty, związkowca, wegetarianina i rewolucjonisty. Znany jest ze swych beżowych ubrań i ascetycznych tendencji, po mieście przemieszcza się rowerem i nie ma samochodu. Uwielbia robić dżem z owoców pochodzących z jego własnej działki, kocha pociągi i należy do kuriozalnej partii miłośników sera All Party Parliamentary Group for Cheese”.
Byłbym zapomniał – Corbyn jest fanem Arsenalu. Kiedy w 2004 roku drużyna nie przegrała ani jednego meczu, Corbyn wniósł do parlamentu propozycję, by uznać Arsenal za „najlepsza drużynę piłkarską na świecie w obecnym momencie”.
O życiu prywatnym polityka nie dowiemy się jednak zbyt dużo, bo uważnie chroni je przed mediami. Jednak to, o czym zazwyczaj się mówi to jego rozwód z drugą żoną z powodu tego, że, wbrew swojemu mężowi, który jest zwolennikiem publicznej edukacji, chciała wysłać jednego z ich synów do prywatnej szkoły. Teraz jego żoną jest Laura Alvarez, Meksykanka zajmująca się importem kawy z handlu fair-trade. Być może Corbyn nie jest Che Guevarą, ale jego autentyczność połączona z trafnymi i chwytliwymi hasłami, przyciągają do niego ludzi, którzy – rzecz od dawna nie widziana w sferze politycznej Zjednoczonego Królestwa – tłumnie przychodzą na jego wiece.
Życie po Edzie
Partia Pracy nie podniosła się jeszcze z kolan po powalającej porażce swego pro-oszczędnościowego kandydata Eda Milibanda w maju. Wyborcy obawiają się, że partia nie jest wiarygodna w kwestii rozwiązań kryzysowych, dlatego zagłosowali na Partę Konserwatywną Davida Camerona i sprzeciwiająca się cięciom Szkocką Partię Narodową (SNP).
W konsekwencji, zarząd Partii Pracy wytłumaczył przegraną z SNP nacjonalistycznym ferworem, którą rozpętało zorganizowane przez nią zeszłoroczne referendum niepodległościowe. Ich zdaniem anty-oszczędnościowa i anty-imigracyjna strategia partii przyciągnęła elektorat konserwatystów i UKiPu.
To unaocznia ogromną przepaść pomiędzy członkami Partii Pracy i ich elektoratem. Anthony Wells z firmy sondażowej YouGov zauważa: „Ludzie, którzy wstąpili w szeregi partii pomiędzy rokiem 2010 i 2015, wyraźnie popierają Corbyna […] natomiast ci, którzy zrobili to po 2015 roku, są jego otwartymi zwolennikami i chcą jego wygranej”.
Kiedy rozpoczął się proces nominacji, na drodze których w Zjednoczonym Królestwie wybiera się prezesa partii, Corbyn w ostatnim momencie – dwie minuty przed zamknięciem głosowania – uzbierał wymagane 35 głosów od posłów. Wielu głosujących opowiadało się przeciwko polityce Corbyna, ale chciało otwartej i demokratycznej debaty na temat przyszłości partii. Od tamtego czasu wiele się jednak zmieniło i dziś ich zdanie jest zgoła inne.
John Mc Ternan, były doradca strategiczny Blaira, który również był zszokowany tym, że Partia Pracy straciła w Szkocji 40 na 41 mandatów, zaapelował do „kretynów z partii, którzy nominowali Corbyna, by odbyli poważną debatę, bo chyba nie wszystko im się zgadza pod kopułą. Powinni się wstydzić, bo dali dowód prawdziwego idiotyzmu”.
Jak zaopiniował Dan Hodges, labourzysta z czasów Blaira i Gordona Browna, w swoim artykule, gdzie rządy Corbyna porównywane są do okupacji nazistowskiej, niektórzy członkowie partii, na przykład poseł Simon Danczuk, publicznie przyznali, że wewnątrz ugrupowania zawiążą się spiski, by usunąć Corbyna już „pierwszego dnia”.
Na uwagę zasługuje również wyczyn Lorda Mandelsona, Sekretarza do Spraw Biznesu Partii Pracy, który (bezskutecznie) starał się namówić rywali Corbyna – Liz Kendall, Andy’ego Burnhama i Yvette Cooper – do wycofania swych kandydatur, co unieważniłoby wybory w partii.
I to by było tyle w kwestii respektowania zasad demokracji. Z drugiej strony jest prasa. Nawoływania w duchu „ABC” (Anyone but Corbyn), stają się coraz bardziej donośne w mainstreamowych tytułach, łącznie z pozornie liberalnym i lewicowym Guardianem.
I podczas gdy rekordowe liczby osób rejestrują się jako zwolennicy partii (co kosztuje 3£ od osoby), eksperci ostrzegają przed infitratorami z szeregów trockistów i torysów, którzy będą się starali od środka zniszczyć partię. Kto jednak zdawał sobie sprawę, że w Zjednoczonym Królestwie jest mnóstwo zahibernowanych trockistów, którzy tylko czekali na ten moment, żeby się ujawnić i zacząć infiltrować?
To doprowadziło zarząd partii do przeprowadzenia weryfikacji około 250 000 nowych członków i zwolenników, co zaowocowało pozbawieniem prawa do głosowania około 1 200 z nich. Wśród nich było około 200 byłych kandydatów z Brytyjskiej Partii Zielonych, lewicowy reżyser Ken Loach, Tim Loughton z Parti Konserwatywnej i komik Mark Steel.
Jednak wszystkie te ostrzeżenia z post-Blairowskiego obozu tylko wzmocniły pozycję Corbyna. Obecnie szacuje się, że w pierwszej turze uzyska on ponad 50-procentowe poparcie od 611-tysięcznego elektoratu partii.
Jaka jest metoda w tym szaleństwie?
Najprostszą odpowiedzią byłoby stwierdzenie, ze Corbyn to polityk z jasną wizją.
Sprzeciwia się cięciom budżetowym, chce nałożyć wyższe podatki na bogatych i proponuje „People’s Quantitative Easing”, czyli to, by Bank Anglii wydrukował pieniądze na projekty infrastrukturalne, a nie wlewał je w inne banki.
YouTube: Jeremy Corbyn przedstawia swą wizję Partii Pracy podczas programu Newsnight
Inne jego propozycje to na przykład ponowne upaństwowienie kolei i firm energetycznych. Corbyn chce powołać National Investment Bank (Narodowy Bank Inwestycji, red.) i ustalony system kontroli czynszowej, pozbyć się systemu broni nuklearnej Trident i pozostać w zreformowanej Unii Europejskiej, która bardziej dbałaby o środowisko i zapewniała lepsze prawa pracownikom. To znacznie kontrastuje z postulatami jego rywali, którzy są zupełnie pozbawieni wizji. Taka miałkość charakteryzuje jednak większość członków Partii Pracy, którzy uchodzą za grzecznych, nieskazitelnych i bezosobowych polityków.
Rywal Corbyna Andy Burnham ma na swym koncie ważny punkt, a mianowicie organizowanie kampanii w celu wszczęcia drugiego śledztwa w sprawie tragedii w Hillsborough z 1989 roku, kiedy zginęło 96 fanów Liverpoolu. Jednak wielu członków partii postrzega go jako polityka bez własnego zdania. Kiedy ostatnio konserwatyści przedłożyli propozycję reformy opieki społecznej (która uwzględniała między innymi dalsze ograniczenia zasiłków), Burnham powiedział, że Partia Pracy „po prostu nie może wstrzymać się od głosowania”, po czym wstrzymał się od głosowania.
Yvette Cooper, która też stanęła do zawodów, wydaje się mieć najwięcej doświadczenia w najwyższej randze partii (a więc najdłużej zasiadała w „pierwszej ławce” w parlamencie) spośród wszystkich czterech kandydatów. Polityk chce być postrzegana jako centrystka, która za zadanie stawia sobie konsolidację wszystkich rozproszonych frakcji Partii Pracy. Jej krytycy mówią, że nie reprezentuje nic konkretnego. Jak pisze prawicowy magazyn The Spectator: „To, co najbardziej szokuje w postawie Cooper to jej nieumiejętność określenia różnic między partią, którą chce poprowadzić do wyborów w 2020 roku i tą, którą do 2015 roku prowadził Ed Miliband”.
Na końcu listy plasuje się Liz Kendall, która jest jednocześnie najbardziej prawicową i najmniej popularną kandydatką. Postulaty Kendall przypominają trochę postulaty torysów, zwłaszcza jeśli chodzi o wspieranie biznesu, wprowadzanie cięć w opiece społecznej i utrzymanie indukowanego przez NATO 2-procentowego w stosunku do PKB poziomu wydatków na wojsko.
Mając takich konkurentów, można spać spokojnie. Corbyn podoba się wielu wyborcom, którzy dosyć mają polityków edukowanych z Oxfordzie albo Cambridge i tkwiących w westminsterskiej bańce. Politycy tacy, jak Burnham, Kendall i Cooper, nie powinni nawet rywalizować z Corbynem, bo jest on po prostu inny. Jednak polityka zagraniczna to, jak uważają niektórzy, słaby punkt Corbyna, którego pacyfistyczne poglądy skłoniły kiedyś do nazwania Hamasu i Hezbollahu „naszymi przyjaciółmi” (choć ma rację, gdy zwołuje wszystkich, również tych niewygodnych, członków partii do wspólnych obrad nad procesami pokojowymi. Przykładem jest niedawne porozumienie w sprawie Iranu).
Niektórzy komentatorzy powtarzają, że Corbyn wraca do nieudanej polityki z czasów, kiedy w 1983 roku przewodniczący partii Michael Foot, wygłosiwszy manifest pisany po części przez Corbyna, przegrał z niejaką Margaret Thatcher. Tony Blair powiedział, że po wygranej Corbyna, nastąpi „playback z lat 80, z czasów Star Treka”.
Dobry tekst, Tony. Z tym, że Star Trek to chyba historia o przyszłości? Dla wielu propozycje Corbyna są nowe, począwszy od darmowego szkolnictwa wyższego, do kontrolowania czynszów. Polityk trafia też do młodszych wyborców, dla których dotychczas polityka oznaczał kolejna zawody i wykluczenie.
I co dalej?
Głosowanie na nowego lidera Partii Pracy już się rozpoczęło i zakończy się 12 września. Pomimo niesprzyjającej prasy i przeciwników wewnątrz partii, spodziewa się, że Corbyn zwycięży. Jeśli tak się stanie, duża frakcja labourzystów w parlamencie będzie się starała podważyć każde jego słowo. Mainstreamowe media, już tak bardzo negatywnie nastawione, będą kontynuowały swe ataki. Nie wspominam tu nawet o szale, w jaki wpadną torysi, którzy umyślnie nie udzielali się zbyt wiele podczas lata, by pozwolić mediom szczegółowo udokumentować publiczna kapitulację Partii Pracy.
Możemy zapomnieć „Eda Reda”. „Commie Corbyn” będzie teraz na pierwszych stronach wszystkich gazet. Nadzieją dla polityka jest odnowienie oddolnego uczestnictwa obywateli w polityce, które widoczne było już podczas jego kampanii. To jedyny sposób na to, by przetrwała progresywna wizja wolnego od cięć Zjednoczonego Królestwa.
Następne kilka lat nie będzie dla Corbyna usłanych różami, ale dzięki nim Partia Pracy będzie mogła określić swoja tożsamość, przyszłość i być może, sens istnienia.
Translated from Jeremy Corbyn: Labour's saviour or its demise?