Ephemerals: żaden zespół nie jest samotną wyspą
Published on
Translation by:
Jakub PietrzakEphemerals nie dają się zaszufladkować – i to zarówno jako muzycy, jak i ludzie. Ich muzyka to trochę funk, trochę jazz, a trochę soul. Grupę tworzy eklektyczny, angielsko-francusko-amerykański miks, chociaż jak sami przyznają, nie czują się członkami żadnej konkretnej kultury. Złapaliśmy ich pod sam koniec europejskiej trasy.
Umówiliśmy się w czwartkowy wieczór w Sunset Sunside, jazzowej knajpie przy jednej z bocznych ulic paryskiej pierwszej dzielnicy. Sześciu mężczyzn siedzących na restauracyjnym tarasie na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykła grupka paryskich hipsterów: każdy z trochę innym zarostem, od ledwo widocznego do klasycznej brody, imponująca galeria barw na ubraniach i ledwo dostrzegalny cień brokatu na twarzy. Jedyne, co zdradza ich „obcość” w tym miejscu, to wyraźny brytyjski akcent.
W końcu krępy mężczyzna w kapeluszu wstaje od stołu i podchodzi do mnie. To perkusista Jimi Needles. Podając mi rękę wyjaśnia, że czekają na krótką sesję zdjęciową. Jest jednak pewien problem.
– Wolf gdzieś zniknął – mówi. Wydaje się, że Wolf robi to dosyć często. Jednak już po kilku minutach amerykański wokalista Wolfgang Valbrun przybywa na spotkanie. Na głowie ma czapkę w lamparcie prążki, a na palcach biżuterię. Czas na małą sesję.
Po zrobieniu zdjęć schodzę z zespołem do piwnicy w lokalu. Ich instrumenty już tam są i czekają na wieczorny występ. Ustawiamy dla siebie białe i czerwone skórzane fotele po jednej stronie sali – wyglądamy trochę jak przedziwna grupa wsparcia. Daje się odczuć entuzjazm, ale też i zmęczenie – dzisiaj kończy się trasa koncertowa, w trakcie której zespół odwiedził Wielką Brytanię, Niemcy, Belgię i na koniec Paryż.
Najwięcej mówią Wolf i gitarzysta Nic Hillman Mondegreen, szczupły mężczyzna z kokiem na głowie i rudawą brodą. Według Wolfa, Nic to człowiek odpowiedzialny za zarządzanie zasobami ludzkimi w zespole. Poznali się w 2013, gdy Wolf grał jako support dla innej grupy – tak narodziła się grupa Ephemerals. Z biegiem czasu Nic pozyskiwał kolejnych członków.
– Moim zadaniem jest trzymanie chłopaków razem. Z Jimim, Adamem [basista Adam Holgate] i Damienem [trębacz Damien McLean] znamy się od dawna. Kilka lat temu straciliśmy saksofonistę. Na szybko dogadałem się z Thierrym [Lemaitre], ponieważ był wtedy w Paryżu, gdzie mieliśmy grać. Gdy usłyszeliśmy, co potrafi, nie było nad czym się zastanawiać – został w zespole i jest z nami do dzisiaj.
Ephemerals mają na koncie trzy albumy. Najnowszy, Egg Tooth, został wydany w kwietniu. W nagrywaniu albumu brało udział 13 osób, w tym harfista i kwartet smyczkowy. Dzięki temu utwory są bardziej zróżnicowane instrumentalnie. Jednocześnie siedmioosobowa ekipa jadąca w trasę ma niełatwe zadanie. – W przeciwieństwie do większości zespołów, nie testujemy naszych utworów na scenie. Najpierw nagrywamy, a potem zastanawiamy się, jak zagrać kawałek przed publicznością – mówi Nic.
– Po graniu w studiu nagraniowym na scenie można poczuć się trochę nagim – dodaje. – Pojawia się pytanie: „co zrobić z fragmentem gdzie mają grać smyczki?”. Chodzi o to, żeby spróbować zrobić to ze smakiem – bez zagęszczania przestrzeni, znajdując balans w siedmioosobowym zespole.
Pierwsze dwa krążki grupy, Nothin is Easy i Chasing Ghosts, miały dosyć tradycyjne, soulowe brzmienie. Egg Tooth idzie bardziej w stronę muzyki psychodelicznej. – Inspiracją dla nazwy jest natura – wyjaśnia Adam owinięty wełnianym ponczo. Ząb jajowy (ang. egg tooth) to mały ząb, którego ptaki i gady używają, aby rozbić skorupę jaja przy wykluciu. Pierwszy singiel The Omnilogue wyróżnia się długością – utwór trwa aż sześć minut, zaś wszystkie pozostałe około trzech. Wolf zapewnia, że nie ma w tym nic dziwnego.
– Ludzie się zmieniają cały czas pozostając tą samą osobą – wyjaśnia. – Zespół muzyczny może się zmieniać w taki sam sposób. Niektórzy myślą, że zespoły są jak rzeźby: nigdy się nie zmieniają, są zamrożone w czasie. Nie jesteśmy rzeźbami – jesteśmy ludźmi. Jesteśmy Ephemerals – a więc ulotni.
Życiorys Wolfa również jest pod wieloma względami efemeryczny. Jako dziecko mieszkał w Nowym Jorku, a do Paryża trafił jako nastolatek po rozwodzie rodziców. Ale gdy zapytałem, jak się czuje grając w swoim rodzinnym mieście, odpowiedział, że obecnie nie ma takiego miejsca, które uważałby za swój dom. Podobno często zdarza mu się nocować na kanapie u znajomych. Nie czuje się też Francuzem, mimo że mieszka tu od wielu lat: – Nie czuję się związany z żadną konkretną narodowością czy państwem. Przywiązuje się do ludzi, nie do miejsc czy kultury.
Pytam, czy w przeszłości nie próbował stać się członkiem jakiejś kultury. – W młodości było ciężko – mówi. – Chciałoby się móc powiedzieć: „Mieszkam na Zachodzie, więc należę do kręgu kultury zachodniej”. Ale to prawie w ogóle nie wyrażałoby tego, kim jestem. A potem przychodzi wiek dojrzewania i widzisz, że ludzie to świnie, a świat wcale nie jest tak kolorowy, jak ci się wydawało... i pomyślałem sobie, że nie chcę się określać. Nie dam się zaszufladkować.
– Nie chcę, żebyś ktoś próbował określać, kim jestem. Ludzie robią to już dostatecznie często z powodu tego, że jestem czarny. Zawsze pytają, skąd jestem. To cholernie dziwne pytanie. Zmusza mnie, żebym ciągle mówił o sobie, a ja nie mam ochoty tego robić, po prostu mam to gdzieś.
– Zespół też nie ma swojej siedziby – wtrąca się Nic. – To całkiem fajna sprawa. Mieszkamy w różnych częściach Anglii i spotykamy się na wspólne granie.
Ephemerals mogą uważać siebie za swoisty mikronaród, a jednak żaden zespół nie jest samotną wyspą. Chłopaki dobrze orientują się w światowej polityce. Jimi pamięta napiętą atmosferę na Glastonbury Festival w 2016, dzień po referendum w sprawie Brexitu. – Obudziliśmy się w sobotę w parszywych nastrojach. Tamta wiadomość zastała nas naprawdę w niewłaściwym miejscu i czuło się to na każdym kroku. Publiczność była równie przygnębiona, co my. A kilka miesięcy później Donald Trump wygrywa wybory... Co dalej? Kiedy to się skończy?!
Jimi wskazuje na jeszcze jeden skutek uboczny Brexitu. Ephemerals nie mają nieograniczonych funduszy, a koszty poruszania się po Europie, gdy Wielka Brytania opuści Unię, mogą znacznie wzrosnąć. Z drugiej strony zauważa, że martwienie się tym jest egoistyczne: – Najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego ksenofobia, rasizm i tworzenie podziałów stało się ostatnio tak modne? Budujemy cholerne ściany między ludźmi zamiast je burzyć!
– Nie sądzę, żeby było to tak egoistyczne – dodaje Wolf. – Polityka nie powinna mieszać się do kultury. Nie w taki sposób. Zabieranie ludziom możliwości swobodnego przemieszczania się to pozbawianie ich wolności. Powoli tej wolności zaczyna być coraz mniej, to przerażające.
Co więc robić? – To proste – mówi Nic. – Walczyć z nienawiścią za pomocą miłości. Dlatego na nasze konto na Twitterze wrzucamy tylko pozytywne rzeczy. Staramy się podkreślać pozytywy i usuwać rzeczy negatywne.
Nic zajmuje się obecnością zespołu na portalach społecznościowych. Można zauważyć wyraźny podział: na Instagramie pojawiają się zabawne zdjęcia i żarty skierowane do wiernych fanów, zaś na Facebooku prezentowany jest bardziej oficjalny obraz zespołu. Prawdziwą wisienką na torcie jest jednak konto na Twitterze – tam pojawiają się inspirujące cytaty i grafiki, niektóre z odniesieniami do wydarzeń politycznych. Ostatnio były tam posty nawiązujące do brytyjskiej Partii Zielonych. W dniu wyborów we Francji Nic opublikował zdjęcie nieoficjalnych wyników wyborów z krótkim komentarzem: „Hope” (ang. nadzieja).
Nic stawia sobie za cel stworzenie obrazu zespołu przyjaznego dla wszystkich, który nikogo nie odrzuca. Ale to nie znaczy, że publikuje tam wszystko, co znajdzie w Internecie.
– Czasem sięgamy po bardziej wyszukane sztuczki – zdradza. – Na przykład zaczynamy od krótkiego fragmentu poezji, który bardzo trudno zinterpretować. To otwiera ludziom umysły, przygotowuje ich na nowe rzeczy.
Czy zespół nie boi się jednak, że takie zagrania mogą odstraszyć część fanów?
– Wolf cały czas opowiada o ciągłym lawirowaniu w muzyce między sztuką i zabawą. Ten motyw jest dla nas bardzo ważny. W każdym występie muszą się znaleźć elementy zabawy, które pozwolą nam zbliżyć się do publiczności. Ale nie wychodzimy na scenę tylko po to, by było wesoło. Trzeba mieć jasno określony cel artystyczny. Moglibyśmy grać głupawe medialne hity, ale tego nie chcemy.
Wkrótce pracowniczka lokalu wygania nas z piwnicy, bo chce zacząć ustawiać krzesła na wieczorny występ. Chłopaki idą coś zjeść. Jutro każdy z nich rozejdzie się w swoją stronę – Jimi już za dwa dni ma grać jako DJ w Londynie. W październiku znów wybiorą się razem na kolejną trasę. Nikt z nich jeszcze nie wie, co wtedy zagrają Ephemerals.
Translated from No band is an island: a conversation with Ephemerals