"Chcę pomagać osobom w gorszej sytuacji życiowej niż moja": wyznania wolontariuszy
Published on
Czterech wolontariuszy w różnym wieku i z różnych krajów Europy opowiada o tym, czym jest wolontariat, co to dla nich oznacza i jak wolontariat odmienił ich życie.
Cândida Salgado Silva, 28, Portugalczyk
Od czasów szkolnych zawsze byłem zaangażowany w działania społeczności w moim miasteczku. Potem będąc na studiach aktywnie angażowałem się w różne ruchy studenckie i działałem w sferze polityki. Po mojej pięcioletniej „akademickiej przygodzie” w szkole prawa w Portugalii, zdecydowałem się na roczną przerwę i pracę jako wolontariusz w akcjach społeczno-kulturalnych poza granicami mojego kraju.
Wolontariat to pełne zaangażowane się w sprawy społeczeństwa i sięganie myślą poza swój „własny ogródek”Europejski (European Voluntary Service - EVS) zainicjowany przez Komisję Europejską był okazją, której nie mogłem przepuścić. Dlatego w Olsztynie, mieście na północy Polski, pracowałem przy realizacji projektu mającego na celu promocję i zainteresowanie młodzieży multimedialną biblioteką miejską. To biblioteka, która działa nie tylko jako standardowa wypożyczalnia książek, lecz jest jednocześnie interdyscyplinarną przestrzenią otwartą na organizację warsztatów, zajęć i festiwali. Razem z grupą lokalnych wolontariuszy byliśmy odpowiedzialni za organizację i realizację akcji zmierzających do poszerzania zainteresowań młodych ludzi w ramach działań naukowych, kulturalnych, politycznych, społecznych oraz językowych.
Wolontariat to pełne zaangażowane się w sprawy społeczeństwa i sięganie myślą poza swój „własny ogródek”. Chodzi o wniknięcie w społeczność i pracę na rzecz dobra wszystkich jej członków. To otwartość na nowe pomysły i poczucie solidarności. Oznacza to również aktywne podejście do roli obywatela w państwie i czynną rolę w rozwoju otaczającej nas rzeczywistości.
Te cechy są częścią mojego charakteru – wolontariat nie zmienia mojego życia, raczej doskonale je uzupełnia. Niewątpliwie praca jako wolontariusz wzbogaciła mnie i moje CV – dała mi możliwości rozwoju zawodowego, jakie trudno byłoby mi znaleźć, jeśli nie miałbym możliwości spróbować jako wolontariusz. W chwili obecnej pracuję w Centrum Wolontariatu Europejskiego, tj. w europejskiej sieci centrów gdzie wszyscy staramy się promować idee wolontariatu.
Milan Mikuš, 68, Słowacja
Od chwili przejścia na emeryturę Milan poświęca swój wolny czas opiece nad pacjentami w hospicjum. Jest wolontariuszem od ponad roku. „Trafiłem na ogłoszenie o potrzebnych wolontariuszach w organizacji Vŕba (Wierzba), gdy przeglądałem katolicką gazetę. Zgłosiłem się jako ochotnik do pomocy pacjentom chorym na raka, ale moje zgłoszenie zostało odrzucone gdyż okazało się, że ogłoszenie było aktualne tylko dla mieszkańców Bratysławy. Tym bardziej, więc ucieszyłem się, kiedy usłyszałem, że hospicjum w moim mieście również szuka wolontariuszy do pracy i że tam na pewno przyda się moja pomoc.
„W związku z tym, że zawodowo zajmowałem się rzeczami związanymi z techniką, zakładałem, że moja pomoc będzie dotyczyć właśnie technicznej strony działania hospicjum. Po kilku spotkaniach z siostrą koordynująca prace wolontariuszy, zasugerowała ona bym spróbował zająć się pacjentami nie mogącymi poruszać się o własnych siłach. To ona dostarczyła mi odpowiedniej literatury fachowej i rozpocząłem rozpoznawanie terenu. Wcale nie byłem pewien czy dam radę, ale najpierw trzeba próbować by przekonać się czy jest się w stanie coś wykonać czy nie. Razem z innymi wolontariuszami wziąłem udział w krótkim, ale bardzo przydatnym szkoleniu przeprowadzonym przez naszą siostrę koordynującą wolontariuszy. Po kilku testach wszyscy określiliśmy nasz psycho-emocjonalny poziom, co dało nam podstawy do rozpoczęcia pracy nad rozwojem naszej osobowości.
Wolontariat wzbogaca mnie i pomaga mi czuć się lepszym i potrzebnym.
Dostałem za zadanie opiekę nad pacjentem w śpiączce. Dzięki dostępowi do literatury i informacji w Internecie mogę nauczyć się wiele nowego na temat ludzkiego życia i jego wartości. Bez możliwości pracy jako wolontariusz i niesienia pomocy najbardziej potrzebującym moje szanse na pogłębienie wiedzy o życiu i wartości ludzkiej egzystencji byłyby znacznie mniejsze. Wolontariat wzbogaca mnie i pomaga mi czuć się lepszym i potrzebnym. Jestem naprawę wdzięczny za wszystkie możliwości, jakie daje mi to zajęcie.
Uczestniczyłem w programie wymiany dla wolontariuszy w ramach programu aktywności ludzi starszych, „Think Future – Volunteer Together” w Słowenii we wrześniu 2008 roku. Ten program uświadomił mi, jak szeroki zakres inicjatyw zawiera się w pojęciu wolontariatu. Największe wrażenie zrobiły na mnie działalność Stowarzyszenia Seniorów ze słoweńskiego miasta Škofja Loka oraz inicjatywy Czerwonego Krzyża skierowane do osób bezdomnych.
Chcę pomagać osobom w gorszej sytuacji życiowej niż moja. Wolontariat zakłada pomoc tym, którzy naprawdę jej potrzebują. Nie twierdzę, że doświadczenia wyniesione z tej pracy zmieniły moje życie całkowicie, ale czas spędzony z ludźmi umierającymi pomógł mi uświadomić sobie, że życie każdego kiedyś osiągnie swój kres. Dlatego teraz bardziej cenię każdą, nawet najbardziej zwyczajną rzecz w moim własnym życiu.”
Christiane, 28 lat, Berlin
Urodziłam się w dużym mieście i w wieku 18 lat byłam opętana romantyczną wizją, żeby zamieszkać kiedyś nad morzem i „przy okazji” zrobić coś dla środowiska naturalnego. To „przy okazji” przekształciło się oczywiście w główne zajęcie, kiedy zdecydowałam się wciąć udział w akcji „Dobrowolny Rok Ekologiczny” („Freiwilliges Ökologisches Jahr”, czyli FÖJ) na wyspie Föhr na Morzu Północnym.
Moje pierwsze mieszkanie z widokiem na morze dzieliłam z inną uczestniczką FÖJ. Była jedyną żeńską istotą w moim wieku jak okiem sięgnąć. Reszta to byli mężczyźni odbywający zastępczą służbę wojskową. Mój pracodawca, Związek Ochrony Środowiska i Natury (Bund für Umwelt und Naturschutz, BUND), jasno zdefiniował zadania. W lecie oprowadzanie dzieci po mokradłach i zmywanie naczyń (dodatkowo płatne). Tak zwany „Spümo” to była przyczepa, którą mój szef woził na targ rybny lub na strażackie festyny, na której zmywałam brudne naczynia. Potem przez całe lato nie mogłam się pozbyć zapachu keczupu, musztardy i ryby na rękach. Zimą reparowaliśmy płoty, planowaliśmy dalsze projekty, a także sporządzaliśmy mapy mokradeł i liczyliśmy ptaki. Wcześniej nie umiałam odróżnić gęsi od kaczki, teraz rozpoznawałam bernikle białolice i mewy śmieszki po krzykach, jakie wydawały. Wiosną rozpoczynał się okres budowania wzdłuż dróg szybkiego ruchu płotów mających chronić wędrowne ropuchy przed śmiercią pod kołami samochodów.
Działalność ekologiczna na wyspie Föhr była deklaracją polityczną. Niektórzy mieszkańcy uważali naszą pracę za naruszenie tradycji. Poza różnymi politycznymi postawami, florą i fauną nadmorskich mokradeł oraz tym, co ja sama mogę robić, by chronić środowisko naturalne i jak najmniej je obciążać (zawsze przykrywać garnek pokrywką!), nauczyłam się... po prostu życia, samodzielnej pracy i komunikacji z ludźmi. W mojej obecnej pracy jako asystentki projektu z dziedziny kultury nie robię w zasadzie nic innego.
Zeliha, 24 lata, Francja
Wolontariat nie jest powołaniem, lecz niemalże obowiązkiem, zanim zdecydujemy się już zawodowo zaangażować w życie społeczne. Zeliha zdecydowała się podzielić swój czas między studiami na filologii francuskiej a swoimi obowiązkami w organizacji pozarządowej. Od dwóch lat wytrwale godzi obydwa przedsięwzięcia. „Początkowo prowadziłam kursy szycia dla analfabetek. Projekt ten okazał się być niesamowicie pouczający, pozwolił mi na praktyczne, profesjonalne wykorzystanie wiedzy zdobytej na studiach, pod kątem społeczności lokalnej”.
Dzięki konsekwentnym działaniom, krok po kroku, Zeliha tworzy niewielką, dzielnicową organizację skupiającą się na przedsięwzięciach edukacyjnych. W ciągu zaledwie 6 miesięcy udało jej sie zbudować zaczątki platformy społecznej w Maroku. „Nie znałam wówczas środowiska, w którym miałam się w przyszłości obracać. Nie wiedziałam też nic o jego specyficznych mechanizmach działania. Praktyka okazała się najlepszym nauczycielem. Kiedy nie mając żadnego doświadczenia, spontanicznie decydujemy się na niesienie pomocy innym, musimy się liczyć z tym, że pierwsze kroki postawimy na terytorium lokalnym. Każde przedsięwzięcie o takim charakterze wymaga pociągnięcia za niezliczoną ilość sznurków. Oprócz tego trzeba jeszcze pamiętać o potrzebie adaptacji danego projektu do panujących w regionie zasad i współpracowników : instytucji, społeczników, aktywistów. Wykazanie się dobrą wolą nie wystarczy. Zeliha przekonała się o tym na własnej skórze, gdy jeden z jej projektów nie ujrzał światła dziennego : „byliśmy za mało doświadczeni i niedostatecznie przygotowani”.
Zeliha ma podpisany kontrakt pracowniczy gwarantujący jej płacę w wysokości minimum socjalnego wyliczonego za 24 godziny pracy w tygodniu (ale czy można na prawdę liczyć na takie pieniądze?) Pomimo trudności, jakie czasem stwarza koniec miesiąca, Zaliha nie żałuje ani minuty czasu, który poświęciła działalności na rzecz społeczeństwa. „Nic nie poszło na marne. Ta wieloletnia przygoda pozwoliła mi dokonać pewnych odkryć, zarówno jeśli chodzi o wzbogacenie życia społecznego jak i zawodowego”.
Translated from Portraits of trans-generational volunteers