Participate Translate Blank profile picture
Image for Bułgaria: adieu, miasto!

Bułgaria: adieu, miasto!

Published on

Editors PickLatestImpactImpact home

W Bułgarii młodzi ludzie rozczarowali się miastem. Dziesiątki z nich porzuciły duże ośrodki i przeprowadziły się na wieś. Chcą tam prowadzić bardziej alternatywne i samowystarczalne życie. Odnawiają stare domy w wyludnionych wioskach i tworzą społeczności oparte na współpracy i solidarności.

W pewnej małej bułgarskiej wiosce poza Borchą nie mieszka prawie nikt. Ci, którzy pozostali, są w wieku emerytalnym. Większość domów świeci pustkami. Kilka miesięcy temu Borcha podjął decyzję, że przywróci życie miejscu, które odchodzi w niepamięć. „Planuję stworzyć społeczność żyjącą bliżej natury. Ale początki bywają trudne. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebuję wokół siebie ludzi, jak ważna jest dla mnie rozmowa, wymiana myśli” – mówi.

W innej gminie Teodor wraz z kolegą zamieszkują dom otoczony imponującym ogrodem warzywnym. Bywają dni, kiedy całe ich podwórko zapełnia się namiotami gości. Przyjeżdżają na warsztaty i pogadanki albo żeby po prostu spędzić trochę czasu z dala od miejskiego zgiełku. Takie wizyty są dla Teodora ważne, bo dostrzega wtedy u innych uznanie dla swojego wiejskiego stylu życia. Ludzie zawierają nowe przyjaźnie obierając ziemniaki i przesiadując przy ogromnym stole. Kiedy zapada zmrok, siadają wokół ogniska. Czasem rozmawiają aż do świtu. Idylla kończy się wraz z powrotem do miasta i do pracy.

Czasem pojawiają się trudności przy zbiorach – niektórym z tych nowych wieśniaków brakuje doświadczenia. „Jest dużo dobrych momentów i dużo złych”– przyznaje Teodor. „Chcemy się przekonać, ile nas będzie kosztować uprawa naszej własnej żywności, ile zarabiamy i ile tracimy żyjąc tutaj” – tłumaczy.

Samowystarczalna karawana

Borche i Teodor to dwóch spośród wielu młodych Bułgarów, którzy porzucili frenetyczne miasta i wyjechali na wieś w poszukiwaniu alternatywnych stylów życia. Wiele młodych ludzi ma świadomość kryzysu klimatycznego, o którym mówią Greta Thunberg i Extinction Rebellion i zdaje sobie sprawę z konieczności zmiany nawyków. Ale tylko nieliczni są gotowi na tak gruntowne przeobrażenie własnego stylu życia, jakie wybrali Borche i Teodor.

Nowym bułgarskim wieśniakom nie brakuje determinacji. Remontują stare domy w opustoszałych wioskach, próbują sami produkować swoje jedzenie i korzystają z materiałów z recyklingu albo odnawialnych. Są wśród nich zbuntowani studenci, wolnomyślące inżynierki, pielęgniarze z kreatywnym zacięciem i wiele innych, bardzo różnorodnych, osób.

W niektórych przypadkach to wieloosobowe grupy, które tworzą coś na kształt komun, w innych to jednostki dysponujące działkami i mające nadzieję, że towarzystwo przyjdzie za nimi. „W otoczeniu natury czuję się wolny jak dziecko. Kiedy pływam, wspinam się, czy skaczę ze skały na skałę, czuję się sobą” – mówi jedna z nich.

Organizacja Green Association postanowiła stworzyć sieć łączącą wszystkie te osoby, zaradzić ich osamotnieniu i pomóc im w innych trudnościach. Dwa lata temu zapoczątkowała Green Summit, czyli coroczną wielotygodniową wędrówkę przez wiejskie tereny Bułgarii, podczas której karawana wolontariuszy z różnych krajów przemieszcza się od wioski do wioski, zatrzymując się w miejscach, w których powołano do życia jakiś samowystarczalny projekt.

W takich miejscach, wraz z Aleko – twórcą inicjatywy, poświęcają dzień pracy na pomoc, której w danym momencie najbardziej potrzeba: plewienie, wzmocnienie fasady gliną albo budowa nowej kanalizacji. Wypiekają chleby, robią marmoladę, zbierają trzcinę cukrową. Tak wiele rąk do pracy pozwala na zrobienie w jeden dzień tego, co inaczej zajęłoby tydzień. W zamian gospodarze oferują sytą kolację, rakię i rozmowy aż do rana. Celem Green Summit jest także zgromadzenie jak największej liczby uczestników i stworzenie sieci kontaktów.

Opustoszała Europa

W Bułgarii młodzi ludzie ciągle skądś odchodzą: z prowincji do miasta albo do zachodnich metropolii. Tereny wiejskie, do których nigdy nie dotarły unijne dotacje, wyglądają jak skanseny. Większość mieszkańców zbliża się do wieku emerytalnego. W ciągu ostatnich 25 lat ponad milion osób (spośród 7-milionowej ludności) wyjechało ze wsi do miasta.

Pod tym względem Bułgaria przypomina większość swych europejskich sąsiadów. W centrum Półwyspu Iberyjskiego (czyli miejscu znanym jako „Opustoszała Hiszpania") zaludnienie jest mniejsze niż w Laponii. Również jedna trzecia włoskich wiosek jest zagrożona wyludnieniem. „Pusta przekątna” we Francji to obszar, gdzie gęstość zaludnienia wynosi mniej niż 30 mieszkańców na km2.

Na terenach wiejskich w Bułgarii, gdzie 1133 wioski liczą mniej niż 50 mieszkańców, bezrobotna i nieucząca się młodzież stanowi najwyższy współczynnik w całej UE (41%). Jak więc to możliwe, że są ludzie, którzy rzucają studia i życie w stolicy, żeby zamieszkać na wsi?

„Kiedy miałem 18 lat studiowałem oprogramowanie i myślałem, że chcę żyć w mieście” – wspomina Teodor. To się zmieniło podczas pewnego biwaku w górach. „Wróciłem do miasta po miesiącu biwakowania. Myślałem tylko o tym, by w końcu wziąć prawdziwy prysznic. Odkręciłem kurek i poczułem się dziwnie – ściany łazienki mnie przytłaczały. Zacząłem tęsknić za otwartą przestrzenią. Pomyślałem: to już nie jest moje miejsce, nie chcę tu być. Na łonie natury czuję się wolny jak dziecko. Kiedy pływam, wspinam się, skaczę ze skały na skałę, czuję się sobą” – opowiada Teodor.

Zazwyczaj przyczyny exodusu mają charakter osobisty, nie ideologiczny. Rzadko kto decyduje się na życie na wsi dla dobra planety. Ludzie robią to raczej po to, by uwolnić się od biurowego stresu i ograniczeń związanych z życiem w mieście. Być może też w poszukiwaniu bliskości i ciepła wspólnoty, która pozwoli zapomnieć o mieszczańskim indywidualizmie. Albo dla uroku dni spędzonych wśród rzek, drzew i skał.

„Ja nie mam problemu ani z miastem, ani z rządem” – mówi Rumen, który wcześniej pracował w szpitalu i wiódł, jak by się mogło wydawać, spokojne życie. „Po prostu myślę, że wszyscy ludzie mają dar tworzenia, zrobienia czegoś wyjątkowego. Czułem, że nie mógłbym tego osiągnąć żyjąc tak, jak żyłem”. Ostatecznie to, czego szukał, to uwolnienie własnych instynktów, osiągniecie tego, co Sartre nazwałby egzystencją autentyczną.

Internet i natura

Co łączy wszystkich nowych wieśniaków? Decyzja o odrzuceniu stylu życia, który opiera się na konsumpcji i gromadzeniu. Chociaż są zaangażowani i zaangażowane w bardzo różne projekty i każdy i każda z nich dysponuje innymi środkami, dążenie do samowystarczalności i życia w harmonii z naturą stanowi wspólne tło dla ich działań.

Jeśli chcemy zredukować globalne ocieplenie, wiele musi się zmienić w sektorach produkcji przemysłowej, energetyki i transportu. Licząc, że system z czasem się zmieni, młodzi ludzie starają się już teraz ratować klimat własnymi działaniami. Ich projekty to próby ograniczenia degradacji środowiska m.in. poprzez zastosowanie metod permakultury. To dyscyplina o długiej tradycji. Polega na projektowaniu ekologicznym i wprowadzaniu w życie pomysłów redukujących zużycie energii, jak na przykład konstrukcja pralki z napędem na pedały.

„Dążymy do jak największej autonomii, ale zachowując pewien umiar. Nie chcemy żyć bez telefonu czy internetu, szukamy równowagi między tym, co duchowe i co materialne” – tłumaczy Rumen. Borche mówi wprost, że nie chce cofnąć się do czasów analogowych. „Nie odrzucamy technologii – mamy samochody, możemy korzystać z sieci i dzięki temu mamy stały kontakt” – tłumaczy. Ta charakterystyczna nowoczesna symbioza wsi z elektroniką to również odpowiedź na poczucie samotności. W niemalże wyludnionych wioskach możliwość pozostania w cyfrowym kontakcie z rodziną i przyjaciółmi łagodzi odosobnienie. Niestety nie pozwala całkowicie się go pozbyć. „Dlatego zacząłem podróżować. Chciałem poznać ludzi podobnie do mnie, wymienić myśli i doświadczenia” – mówi Borche, który aktywnie współpracuje z Green Summit po tym, jak karawana zatrzymała się przy jego domu.

„Siedzenie samemu w domu to nie nasz sposób na życie” – przyznaje Teodor. „Chcemy podróżować, współpracować i angażować się w wiejskie projekty, popularyzować styl życia, który wybraliśmy” – tłumaczy.

Aby coś mogło naprawdę się zmienić, potrzeba ruchów politycznych na wielką skalę. To one mogą doprowadzić do gruntownego przeobrażenia systemu w bardziej zrównoważony i samowystarczalny. Ale lokalne projekty, takie jak Borche i Teodora już teraz przecierają szlaki i inspirują do radykalnych zmian. Jeżeli szukacie pomysłów, odwiedźcie Bułgarię.


Zdjęcie główne: Renaud Lomont

Translated from Los millenials búlgaros se van al campo: una alternativa verde