Żałoba w mediach społecznościowych: robię to lepiej niż ty
Published on
Translation by:
Aleksandra IskraW obliczu tak wielkiej tragedii każdy z nas czuje się bezsilny. Dzień po zamachach terrorystycznych w Paryżu, w mediach społecznościowych pojawiło się wiele wpisów.
Emocje, spontaniczność, naiwność, wyjaśnienia – wszystkie te odczucia przeplatały się ze sobą, a internauci nie ustawali w próbach odpowiedzenia sobie na pytanie: dlaczego?
Ostatnie dni okazały się niezwykle trudne nie tylko dla Francji i Europy, ale i całego świata. Każdy z nas czuje chęć zamanifestowania swojego głębokiego żalu; każdy z nas zdał sobie sprawę, że zagrożenie związane z terroryzmem może wkrótce dotyczyć i jego.
„Uchodźcy migrują z tego powodu” – tabliczka z takim oto napisem zawisła przed ambasadą Francji w Berlinie. Mieszkańcy Starego Kontynentu zdają sobie sprawę z rosnącej siły Państwa Islamskiego. W wywiadzie udzielonym niemieckiej telewizji jeden z ekspertów ds. terroryzmu oświadcza, że „od tej pory Europejczycy powinni mieć na uwadze, że jakiś zamachowiec może zdetonować ładunek wybuchowy w wagonie metra”.
Koszmar ten odczuwamy dziś wszyscy; akty bestialstwa, żądza władzy i chęć zastraszenia ze strony islamskich fundamentalistów spędzają sen z powiek milionom Europejczyków. Dzięki wspólnocie państw czujemy się niejako uprzywilejowani, bowiem żyjemy w krajach demokratycznych, z dala od działań wojennych.
Ludzkie odruchy
Widzimy odłamki szkła na ulicach, słyszymy wybuchy bomb i nie możemy powstrzymać płaczu na widok ciał leżących na ulicach. Nawet żyjąc w cywilizowanym społeczeństwie tak tragiczne wydarzenia brutalnie sprowadzają nas na ziemię, nieustannie przypominając o źle czyhającym wszędzie. Wówczas zdajemy sobie sprawę jak wiele mamy szczęścia, stanowiąc część prawidłowo funkcjonującego społeczeństwa.
Oto więc powód, dla którego tak trudno nam pogodzić się z falą hashtagów #prayforparis i innych wyrazów współczucia, która zalała portale społecznościowe. Na Facebooku, Twitterze czy Tumblrze wyrażamy naszą solidarność z paryżanami, ich rodzinami, a także opłakujemy bensensowną śmierć tak wielu niewinnych ludzi. W obliczu tak niewyobrażalnej tragedii wciąż jesteśmy z nimi.
Bezsilność wobec śmierci i zniszczenia
Wobec tego nie brakuje głosów krytyki wymierzonych w osoby solidaryzujące się z Francuzami na portalach społecznościowych. A co z ofiarami zamachu w Bejrucie? Co z zabitymi podczas wojen w Syrii i Libii?
Każda kolejna wiadomość o śmierci niewinnej osoby, niezależnie od jej pochodzenia, jest sama w sobie wielką tragedią. Wątpliwości nie ulega fakt, że akty terroryzmu mające miejsce tuż obok wstrząsają nami mocniej niż zamachy gdzieś na drugim końcu świata. Świadczą o tym chociażby organizacje, których członkowie dobrowolnie poświęcają się w imię wyznawanej przez siebie ideologii, by siać grozę wśród nas, żyjących w - wydawałoby się - idealnym świecie.
W jakiś sposób chcemy wyrazić swoją bezradność, co w 2015 r. możliwe jest za pomocą wielu środków. Użytkownicy portali społecznościowych wydają się jednak podzieleni. Celem tych stron internetowych jest zbliżanie ze sobą ludzi, a co za tym idzie, także ich myśli i uczuć.
Nawet służąca temu zmiana statusu czy zdjęcia profilowego budzi kontrowersje, jakich do tej pory nie widzieliśmy. Od piątku na facebooku dostępny jest specjalny, niebiesko-biało-czerwony filtr, z którego skorzystało już wielu użytkowników.
23 godziny po zamachach loguję się na facebooka. Pierwszą rzeczą, którą zauważam są zdjęcia profilowe we francuskich barwach narodowych. Niewątpliwie w niczym nie pomogą one pogrążonemu w żałobie Paryżowi. Chwilę później trafiam na post, którego autor rozwodzi się w nim na temat hipokryzji Europejczyków, którzy głębiej przeżywają śmierć Francuzów niż Libijczyków czy Syryjczyków. Każdego dnia na tym niesprawiedliwym i brutalnym świecie giną niewinni ludzie, ale należy przy tym pamiętać, że nie do pomyślenia jest istnienie terroryzmu na każdym kontynencie.
Rzeczą ludzką jest opłakiwanie każdej ofiary zamachów: mężczyzny, kobiety, czy dziecka. Jednocześnie łatwo wytłumaczyć to, że identyfikujemy się z tym, co dobrze znamy. Nikt z nas nie potrafi w sposób racjonalny poradzić sobie z tym ogromem okrucieństwa. Wszystko sprowadza się do emocji, naszego najnaturalniejszego mechanizmu obronnego. Znamy Paryż i z łatwością możemy wyobrazić sobie, że to właśnie my przechadzamy się spokojnie po jego ulicach. A ilu z nas dokładnie to samo mogłoby powiedzieć o Syrii? Zapewne niewielu.
Dziś razem z Francuzami odczuwamy ból; silniejszy od czasu zamachu na redakcję Charlie Hebdo czy masakry w sklepie Hyper-Casher na obrzeżach stolicy. Po wydarzeniach z 13 listopada rany te jeszcze długo się nie zabliźnią. Reagujemy, gdyż to właśnie my mogliśmy znajdować się wtedy w tamtych miejscach. Zamiast Paryża, to mógł być Wiedeń.
Ostatecznie wszystko wraca do normy
Dyskusja na temat potrzeby wyrażania własnych uczuć i tego, co nimi kieruje (moralność czy polityczna poprawność?) dziś nie ma już większego znaczenia. W tym tygodniu we Francji z rąk terrorystów zginęło 129 osób, a kolejne 41 w wyniku wybuchu bomby na targu w Bejrucie. Z Syrii natomiast dochodzą sprzeczne doniesienia co do ostatecznego bilansu ofiar. Dziś jesteśmy pogrążeni w głębokim żalu wraz z ich bliskimi. Zabito niewinnych ludzi, zaś ocaleli z masakry przeżyli chwile grozy, które zapamiętają prawdopodobnie do końca życia.
Niech internauci, którzy zgrywają twardzieli pokażą swoje prawdziwe oblicza, a my skoncentrujmy się na tym, by portale nie pozbawiły nas wrażliwości. Co z tego, że może wydawać się to nienaturalne. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Translated from Selbstgerecht auf Social Media: Wien könnte Paris sein