Participate Translate Blank profile picture
Image for Wyobraziłam sobie teatr

Wyobraziłam sobie teatr

Published on

Story by

Olga Rusina

Idziemy z koleżanką do kawiarni, ona zatrzymuje się przy bankomacie, by pobrać gotówkę. Szybko wystukuje PIN na klawiaturze. - To jeszcze się nie załadowało? – pyta mnie. Ja odwróciłam się na chwilę. - A wcisnęłaś zielony przycisk? – pytam odruchowo. Słowa padły, zanim zdążyłam pomyśleć o tym, o co mi chodzi; za chwilę zaczynamy się śmiać, jak zazwyczaj w takich sytuacjach.

Emilia lubi kolory, mimo że nigdy ich nie widziała. Jej ulubionym jest fioletowy, bo ładnie się nazywa. Jednak każdy inny tez dla niej coś znaczy. Opisuje je - Zielony to jakbyś była na słońcu i przyłożyłabyś sobie taki chłodny liść do twarzy. Czerwony – to niby dotykasz gorącego piecyka. Niebieski to jakby wchodzisz do takiej chłodnej wody. Lecz nie do zimnej, tylko do chłodnej. Bo taka z kolei zimna woda.. w sumie nie wiem, chyba taka woda nie ma koloru dla mnie. Biały mi się kojarzy z taką watką, takim czymś delikatnym, czystym... A czarny za to mi się kojarzy z niskim głosem afroamerykańskich aktorek. Jest taka głębia, dostojność w tym czarnym kolorze. Jest mroczny, skrywający coś, ale jednocześnie elegancki. Bardzo go lubię. A różowy mi się kojarzy ze słodką landrynką. Lubi wiedzieć, że coś jest kolorowe: dzisiaj ma na sobie kolorową sukienkę. - Jak słyszę czyjś głos, to pierwsze moje wyobrażenie jest – jak ta osoba pachnie? Wyobrażam, jakich mogłaby używać perfum, i dopasowuję sobie te perfumy do głosu. A jeśli perfum nie używa, to późniejsze wyobrażenie jest – jakie ona może mieć dłonie. I też jak się porusza – czy ma ekspresyjny sposób poruszania się, czy raczej taki spokojny. I w taki sposób sobie wizualizuję ludzi. Oprócz tego wyobraża sobie gesty. - Jak ktoś chce mi pomóc, każdy robi to różnie. Ktoś podejdzie i cię szarpnie, a ktoś tak delikatnie dotknie ramienia. I jak poznaję kogoś, zawsze myślę, jak ta osoba, której wcześniej nie znałam, nie widziałam – jak ona mogłaby to robić?

**

W wywiadzie dla magazynu internetowego „Teatralia” Emilia opowiada, jak się zaczęła jej pasja związana z teatrem. Jest rok 2014, ma za sobą już uczestnictwo w kilku ośrodkach teatralnych. Zaczęło się od szkolnych przedstawień, poprzez różnorodne warsztaty teatralne, aż do szkół teatralnych. Fascynacja teatrem jest bardzo mocno dla Emilii związana z wyobraźnią, fantazją. Jeszcze jako dziewczynka często wyobrażała sobie, że jest kimś innym, próbowała wcielać się w różne osoby, uciekała w świat wyobraźni. Z czasem z tego wyłoniło się stwierdzenie: przecież o to właśnie chodzi w zawodzie aktorskim. A jeśli tak, to ja chcę spróbować. Decyzję tę podejmuje, będąc w liceum. W pierwszych swoich warsztatach uczestniczy we wrocławskim Domu Kultury. Grała wtedy elfa, żartuje, że na potrzeby roli nauczyła się robić mostek ze stania. Później grupa przenosi się do innego ośrodka, który się znajduje na drugim końcu miasta. Emilia nie może więcej z nimi zostać, bo wciąż uczy się w specjalnym internacie dla dzieci niewidomych i słabowidzących i nie może sama przemieszczać się miastem – potrzebuje, by ktoś ją na te warsztaty zawoził.

**

Ludzie krępują się zadawać pytania na temat mojego wzroku, mojego sposobu bycia, funkcjonowania. Ja nie mam co ukrywać; to, że nie widzę, jest po prostu częścią mnie, faktem, tak samo, jak jest faktem to, że mam brązowe włosy. Przecież nie chodzę w czapce i nie ukrywam, że mam brązowe włosy, to dlaczego w rozmowach z kimś mamy w każdy możliwy sposób omijać fakt, że nie widzę? Wymieniałam maile z dziewczyną, którą poznałam na jednym forum. Najpierw było super, dobrze nam się gadało, natomiast jak ja jej napisałam, że nie widze i patrze w komputer – ona nie rozumiała, o co mi chodzi. Albo nie widzę, albo patrze! Ludziom się wydaje, że ten język jest tylko zarezerwowany dla widzaków. Nie ma terminologii innej i ja bym nie chciała używać żadnych innych słów. Wszyscy usiłują być tacy poprawni, myślą, że unikają tego, żeby mnie nie obrazić czy coś. Mówią do mnie, czy słuchałam tego filmu. To przecież nawet śmiesznie brzmi. Odpowiadam – tak, oglądałam. Bo ja go właśnie oglądałam. Niektóre rzeczy znam, odkąd siebie pamiętam, a nie wiem, skąd ja je właśnie znam. Na przykład, znam, że taki oto ruch – kręcenie głową – znaczy nie, a kiwanie głową znaczy tak. Skąd ja wiem, że dokładnie takie ruchy dokładnie to oznaczają? Przecież nie mogłam tego zobaczyć. Nawet gdybym przeczytała w książce: „kiwnął głową i powiedział „tak, i tak bym nie wiedziała, o jaki ruch chodzi! Wydaje mi się, że musiałam poznać to, jak byłam bardzo mała. Może, siedziałam u kogoś z dorosłych na kolanach, on w tym czasie rozmawiał z kimś i poczułam, jak zgadza się i kiwa głową? Nie wiem.

**

Kolejne warsztaty teatralne Emilia znajduje już w liceum. Jest to prywatny teatr z nazwą „Teatr na bruku”. Wtedy jak tam chodziła, teatr jeszcze w ogóle nie miał siedziby. Grała anioła, ludzie na widowni zastanawiali się – jak dowiedziała się już po spektaklu – czy ten anioł naprawdę jest niewidomy, czy tylko takiego gra. Podczas spektaklu miała sposób na to, jak poruszać się po scenie i trafić w potrzebne miejsce – nie było tam reflektorów, a to one zazwyczaj są wskaźnikami w przestrzeni sceny. Jak szła w kierunku tronu Heroda, aktor, grający go, cicho chrząkał w momencie, gdy trzeba było się zatrzymać. Nikt z widzów tego nawet nie zauważył. Emilia nie potrzebuje żadnej dodatkowej pomocy, gdy na scenie są reflektory. Kieruje się nimi i zawsze trafia tam, gdzie trzeba. Na początku jej nie wierzono, słyszała – no dobra, trafiłaś już milion razy, ale jak nie trafisz milion pierwszy? Mimo tego nie trafiała tylko w przypadku, jeśli reflektor przestawiano czy zabierano ze sceny. W jednej ze szkół aktorskich, w których uczestniczyła, miała dodatkowe zajęcia, na których uczyła się gestów. Grając Rachelę w „Weselu”, mówiła do poety: „Patrz Pan, róże na ogrodzie owitą w chochoł ze słomy”. Usłyszała od prowadzącego: „No pokaż – patrz Pan!”. Nie zrozumiała. O co mu chodzi? Co ma pokazać? „No wiesz, gest „patrz Pan!”. Wtedy prowadzący się złapał na tym, że Emilia nigdy tego gestu nie widziała. Poświęcali więc dodatkowe zajęcia na to, by nauczyć się wyłącznie gestów, które są proste i naturalne dla tego, kto widzi. Emilia musi to robić, jeśli nie chce, żeby widz poczuł nienaturalność, wywołaną tym, że ona nie widzi i przez to zachowuje się trochę inaczej. W innej scenie „Wesela” musiała wejść, nalać sobie coś do picia, obejść wokół stołu, odwrócić głowę w momencie, gdy jej bohaterka orientuje się, że obok ktoś jest. Ruch odwrócenia głowy Emilia zapamiętywała fizycznie: ktoś inny musiał podejść do niej, odwrócić ręką jej głowę, a ona – zapisać w pamięci i odtworzyć, jaki dokładnie ten gest jest, żeby wszystko wyglądało naturalnie, tak, jak gdyby to robiła osoba widząca. „Nie chce zabić postać przez mój brak wzroku” – mówi o tym Emilia.

**

Po maturze Emilia dostaje się na studia i przenosi się do Warszawy. Nie próbuje składać papierów do żadnej ze szkół teatralnych – język hiszpański, którym właśnie się zajęła, przeprowadzka do dużego miasta zajmują jej cały czas. Studiując iberystykę, nadal jednak interesuje się teatrem, zajmuje się śpiewem. Chodzi na spektakle: ze względu na zainteresowanie aktorstwem, jest to jej naturalna pasja. Na sali zawsze stara się usiąść w pierwszych rzędach, w samym centrum. Wtedy najlepiej słychać nie tylko głosy aktorów, ale też całą resztę tego, co się dzieje na scenie i co dla Emilii jest bardzo ważne: oddechy, kroki, ekspresja, z którą aktorzy się poruszają. Teatr staje się dla niej całą gamą różnorodnych dźwięków, przy pomocy których buduje sobie postać, która inni widzą. W końcu Emilia trafia do warszawskiej Szkoły Sztuki Aktorskiej im. J. Cimrmana. W Szkole prowadzonej przez Tadeusza Hańkiewicza również nikt nie ma problemu z tym, że Emilia nie widzi. Nauka w tym ośrodku trwa jeden rok – przez ten cały czas chodzi na zajęcia, uczestniczy w warsztatach, wieczorami wybiera się na piwo z resztą grupy. W Szkole nie gra w spektaklach, nauka jest skupiona na warsztatach aktorskich. Tak więc po jej ukończeniu Emilia stwierdza, że nie ma co już czekać dłużej, i zaczyna składać dokumenty do uczelni, które kształcą zawodowych aktorów. Jednak tutaj na przeszkodzie staje fakt tego, że nie widzi. Czasami władze uczelni boją się przyjmować niewidomą osobę, bo gdyby jej na zajęciach coś się stało, mogliby stanąć przed sądem. Żeby nie byli za to odpowiedzialni, wystarczy tylko zaświadczenia ze zgodą lekarza prowadzącego (które zresztą Emilia też ma). Lecz i tak nie zmienia to sprawy. Po kilku nieudanych próbach z dziekanem krakowskiej PWST umawia się na osobistą rozmowę. Dyskusja kończy się na tym, że dziekan ma własnoręcznie zadecydować o tym, czy zostanie dopuszczona do egzaminów. Mija kilka dni, dzwoni tam, żeby się dowiedzieć. Okazuje się, że dziekan podjął decyzję negatywną. Wtedy trafia na Szkołę Teatralna i Filmowa im. A. R. Kwiecińskiego. W tym miejscu słyszy: jak zda Pani wszystkie egzaminy, zostanie Pani przyjęta. Emilia bez problemu przechodzi przez egzaminy i zaczyna chodzić na zajęcia. Jednak nauka jest płatna i dość droga, a w tym momencie Emilia dowiaduje się, że Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych nie zwróci jej tych pieniędzy, bo już korzystała ze środków finansowych za pierwszy rok studiów, których nie skończyła (iberystyka w Warszawie). Musi zrezygnować.

**

Oczywiście, są pewne ograniczenia. Nie mogę widzieć, który autobus nadjeżdża i muszę się ludzi pytać. Albo jest wolne miejsce, ja tego nie widzę, nikt inny mi nie powie i stoję tak przez całą trasę. A poza tym — niewidzenie jest w ogóle fantastyczne! Po pierwsze, mogę mieć zniżki w pociągach, jeździć za darmo autobusami miejskimi, w ogóle mogę podróżować o wiele taniej. Mogę nawiązywać kontakty z ludźmi o wiele szybciej i łatwiej, niż osoba widząca, dlatego że zawsze mam pretekst. Mogę podejść i powiedzieć – przepraszam, potrzebuję pomocy, więc jest to naprawdę fantastyczna opcja, żeby poznawać ludzi. Mam taki zupełnie swój świat. Ja nie wiem, jak ten świat wygląda z perspektywy osoby widzącej, dlatego nic mnie nie ogranicza, nie mam żadnych ramek. Wzrok daje dużo. Ale też bardzo...rozprasza. Przez to, że u człowieka widzącego wzrok jest głównym umysłem, czasami przeszkadza w koncentracji na czymś, co ma być najistotniejsze. Tak jest na przykład z muzyką. Często ktoś widzi teledysk i mówi mi: ale piękna jest ta piosenka! A ja ją słyszę i rozumiem, że jest bez sensu. Nie widzę teledysku, więc mogę skoncentrować się wyłącznie na muzyce i na tekście. Pytam innych – ale co w tej muzyce jest tak pięknego? Najczęściej nie potrafią wytłumaczyć. Albo mówią, że no, bo ten teledysk... No właśnie – teledysk. A w samej muzyce nie ma nic specjalnego! Wokół nas teraz jest strasznie dużo takich śmieci informacyjnych. Nie chodzi tylko o muzykę; wszystko jest opatrzone obrazkiem, który ma przyciągać uwagę, wszędzie jest reklama. Na mnie nie ma to żadnego wpływu. Wiem, że istnieje coś takiego jak billboardy na przykład... Ale co mi do tego – nie widzę ich, do mnie to po prostu nie trafia. Łatwo jest mi skupić się na tym, co dla mnie jest w tym momencie najważniejsze, nie rozpraszam się na wszystko, co się rzuca w oczy wokół nas... Dlatego – gdyby była taka możliwość, czy chciałabym odzyskać wzrok? Nie wiem. To znaczy, jestem ciekawa i chciałabym zobaczyć, jak ten świat wygląda... Ale czy chciałabym żyć tak całe życie – nie wiem. Raczej chyba nie. Bardzo, bardzo często od starszych pań słyszę coś w stylu „No, ale ty nic nie widzisz? O Jezu, bo ty jesteś taką śliczną dziewczyną!”. Myślałam najpierw, że chodzi im o to, że nie mogę zobaczyć lustra i siebie w lustrze. Zresztą, myślę, że nawet gdybym to lustro miała, i tak nie zmieniłabym podejścia do mojej osoby, bo to trzeba raczej psychicznie w środku gdzieś tam się ogarnąć ze sobą, powiedzieć: dobra, jestem w porządku. Chociażby nie wiadomo ile by Ci luster dali, jeśli nie czujesz się sama w porządku, to te lustra nic nie zmienią. Chętnie bym te panie zapytała, dlaczego czują się w obowiązku, żeby w drugiej minucie znajomości powiedzieć mi, że jestem śliczną dziewczyną.

Sama Emilia ma długie brązowe włosy. Rozmawiając albo przeglądając coś na telefonie komórkowym, często nieświadomie nakłania głowę na prawą stronę – po tej stronie ma w uchu słuchawkę, która jej umożliwia korzystanie z komórki poprzez specjalny gadający program.

Ludzie czasami reagują dziwnie. Pamiętam, jak stałam raz na przystanku. Miałam chwilę, autobusu jeszcze nie było, więc przeglądałam sobie Facebook’a. Potem podjechał autobus, spytałam chłopaka obok o jego numer, a tu nagle słyszę: „Proszę Pana, ta dziewczyna to nie jest niewidoma! Przed chwilą pisała coś na komórce!” – jakieś babcie obok. Zaskoczyło to mnie. Chłopak mnie uspokoił: „Nie wiedzą, o czym mówią. Ja wiem, że teraz są te specjalne mówiące programy”. Czasami jak pytam o drogę na ulicy – ludzie widzą, że jestem niewidoma – a tak zaskakujące odpowiedzi się zdarzają. „A mogę Pani wskazać palcem?”. Albo „Jak dojdzie Pani do tej kamienicy, musi Pani skręcić w prawo”. Dla mnie „ta kamienica” jest abstrakcją. Widzę ulicę inaczej niż osoba widząca. Wy widzicie wszystko naraz – to, co jest obok i co jest dalej, w perspektywie. Ja widzę tyle, o ile sięga moja laska. Jeśli obok mnie jest coś dużego, na przykład ściana, wiem, że tam jest. Oczywiście mogę nie wiedzieć, że to ściana – po prostu jakaś duża powierzchnia. Nie widzę, po prostu czuję to. No więc ludzie czasami mówią: ona nie jest niewidoma, przecież idzie i nie uderza się o ścianę! Śmiać mi się chcę, bo myślą, że wszystko jest takie proste i jednoznaczne. Pewnego razu spytałam o drogę pana na ulicy. Milczał przez chwilę, po czym powiedział: „Musi Pani iść w tym dokładnie kierunku, jak teraz Pani idzie, dokładnie w tę stronę, a jak poczuje Pani pod nogami kostkę brukową, to znaczy, że musi Pani skręcić w lewo.”

Byłam zaskoczona. Powiedziałam mu, że te po raz pierwszy trafiłam na osobę, która wytłumaczyła wszystko dokładnie tak, jak potrzebuję usłyszeć. Spytałam, czy znał wcześniej jakieś niewidome osoby? „Nie”, - odpowiedział – „po prostu na chwilę zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, jaką informację chciałbym usłyszeć, gdybym musiał teraz gdzieś dojść”.

**

W roku 2016 Emilia pracuje jako konsultantka w jednej z krakowskich firm medycznych, studiów aktorskich za sobą nie ma. Uznaje, że nie jest to najlepsza praca czy taka, o której marzyła. Poza pracą dalej chodzi na spektakle i śpiewa. W pewnym momencie, po spektaklu we Wrocławiu, pod wpływem chwili pisze jeden list. Wysyła go Justyny Szafran, której zresztą nie zna osobiście, ale uważa za absolutny autorytet dla siebie w świecie teatru. Zna mnóstwo jej piosenek, chodziła na spektakle z jej udziałem. Pisze o tym, jak kocha jej twórczość, i że gdyby Justyna kiedykolwiek musiała zagrać osobę niewidomą i potrzebowała pomocy ze zrozumieniem świata człowieka, który nie widzi, to ona zawsze chętnie pomoże, wytłumaczy i opisze. Pisząc ten list, Emilia nie liczy na szybką odpowiedź, a może w ogóle nie liczy na odpowiedź – robi to wrażeniem od spektaklu z udziałem Justyny. Czasami mamy tak, że po prostu chcemy coś powiedzieć, zwerbalizować, niezależnie od tego, że racjonalnie zdajemy sobie sprawę, że może taka osoba i tak słyszy to na co dzień i raczej nic to nie zmieni. Czasami po prostu czujemy się lepiej z tym, że powiedzieliśmy to, o czym myślimy, i w taki sposób uświadomiliśmy to również sobie samemu. Tak więc Emilia wysyła list. Za kilka dni dostaje telefon od Justyny. W pierwsze sekundy nie poznaje, kto mówi. Potem słyszy, że Justyna chce ją poznać i z przyjemnością się z nią spotka. Przed spotkaniem Emilia bardzo się denerwuje, Polskibus do Wrocławia się spóźnia. Siedząc w autobusie, myśli: jaka będzie ta rozmową, na którą, zresztą, prawdopodobnie przez ten autobus się spóźni? Co pomyśli o niej Justyna, kiedy Emilia spóźni się na pierwsze spotkanie, na które została zaproszona? Zdenerwowana, Emilia dzwoni do aktorki, z góry przepraszając za możliwe spóźnienie, i słyszy beztroskie „Ale spoko, ja też dopiero jadę!”. Już w teatrze Justyna proponuje jej kawę (Emilia kawę uwielbia). Justyna opowiada o sobie, pyta też Emilię – gdzie grała? Co lubi? Jakie książki czyta? Czy chciałaby wystąpić w „Przeglądzie piosenki aktorskiej”? Proponuje przeprowadzać z nią indywidualne zajęcia; nie chce za to żadnych pieniędzy. Na początku Emilia trochę się krępuje i boi: boi się zaśpiewać fałszywie, powiedzieć coś głupiego, zachować się nie tak jak trzeba. Wciąż nie może uwierzyć, że wszystko stało się tak nagle, szybko, tak po prostu – kilka dni temu jeszcze nie miała pojęcia, że będzie we Wrocławiu rozmawiać z osobą, którą wcześniej znała tylko ze sceny. „Ale ja też przecież śpiewam fałszywie w tej sali!” – nagle śmieje się Justyna. Emilia przestaje się krępować. Od tego czasu żyje między Krakowem a Wrocławiem. Co kilka tygodni jeździ na zajęcia z Justyną; dzieli swoje życie między tymi zajęciami, pracą, rodziną i spektaklami. Raz – uznaje, że jest jej za ten przypadek wstyd – tak chciała pójść na wymarzony musical, że musiała wymyślać pilną wizytę u dentysty, żeby wyjść wcześniej z pracy i zdążyć na pociąg do Wrocławia.

**

Gdyby ktoś ośmielił się stworzyć spektakl na podstawie książki Murakamiego „1Q84”, to bardzo chciałabym zagrać Aomame. Jak to w książkach Murakamiego, nic nie jest oczywiste. Aomame więc też nie jest tylko dobra ani tylko zła, a jednocześnie ma w sobie coś, co przyciąga. Jeśli chodzi o klasyczne spektakle, chętnie bym zagrała Nastazję Filipownę z „Idioty”.

Jej uliubiony spektakl to „Kabaret warszawski” – widziała go 9 razy.

Emilia nie ukrywa, że jedną z najczęstszych pytań, które zadają jej osoby widzące to – czy widzi sny?

Oczywiście, w snach nie widzę nagle czegoś. Moje sny są podobne do tego, jak odbieram rzeczywistość na co dzień. Słyszę, dotykam, rozmawiam z kimś. Czasami śni mi się, że biegnę. Biegnę bez laski, ale wiem, że nie spadnę i nie uderzę się o nic. Po prostu biegnę.

Story by