W poszukiwaniu francuskiego pocałunku
Published on
W stolicy mody i romansu młodym Francuzom nie brak pomysłów na rozrywkę, i to na każdą kieszeń. Dowodem są modne czwartkowe imprezy tzw. „afterwork”. A jeśli ktoś ciągle czuje niedosyt zabawy, następnego dnia może się udać na sesję speed datingu w poszukiwaniu flirtu „à la française”.
Czwartek, 21:00, centrum Paryża. Już od dwóch godzin, loft-bar Les Salons du Louvre wypełnia się młodymi yuppies. Czerwone światło na tle ceglanych ścian nadaje ich twarzom zrelaksowany wygląd. Każdy trzyma w ręku lampkę szampana. Zmęczeni tygodniem pracy w wielkim mieście przybyli do ekskluzywnego baru rozluźnić się napojami z bąbelkami, coś zjeść, potańczyć i... Spotkać innych pracujących, młodych, podobnych sobie ludzi.
Na pierwszy rzut oka wieczór zapowiada się jak tysiące innych w mieście, ale to pozory. Paryska impreza „after work” zaczyna się w czwartek tuż po pracy i kończy się nie później niż o 1:00 rano. Bo następnego dnia, trzeba iść do pracy i do tego wyglądać rześko…
Fabien, 28-letni przystojny doradca finansowy, czeka na kolegę próbującego zamówić następną kolejkę. Przedarcie się do baru wydaje się wręcz niemożliwe, bo w cenę biletu do godziny 21.00 są wliczone nieograniczone ilości szampana, a każdy chce wypić i zjeść, ile się tylko da.
Wbrew wszelkim oczekiwaniom, nawiązanie zwykłych kontaktów międzyludzkich na co dzień w tak dużym mieście jak Paryż nie jest wcale łatwe. „W metrze musisz się przeciskać między osobnikami, którzy się rzadko uśmiechają, ulice zatłoczone są pędzącymi dokądś ludzi” - tłumaczy Fabien. Dla niego wyjścia do barów po pracy „są dobre, żeby poznać ludzi i porozmawiać. Imprezy odbywają się wcześnie, zaś stosunek ceny do jakości jest przyzwoity. Jemy, pijemy i tańczymy za 15 euro. Zazwyczaj jeden kieliszek kosztuje 10”.
Dochodzi 23:00. Chloe i Olivier czekają na płaszcze od 20 minut. Ona pracuje w marketingu, a on w finansach. Mają mniej więcej 25 - 30 lat i przyjechali z Bretanii na romantyczny weekend. Mimo długiego czekania nie wyglądają na zniecierpliwionych. Na pytanie, czy nie wydaje im się to wszystko trochę snobistyczne, odpowiadają przecząco: „Takie imprezy mają klasę, ale z pewnością nie są snobistyczne. Bywają na nich ludzie pracujący w dziedzinie finansów. To dobry sposób, żeby się rozerwać, ale w taki sposób, by następnego dnia zachować dobrą formę.”
Wieczorem szampan i taniec, rano wykłady
23:00, Sekwana. Imprezka w barze na statku Concorde Atlantique dopiero się rozkręca, ale tu klientela jest już inna, bo to „after-school” dla studentów.
Héloise, studentka z l'École Nationale des Arts Appliqués dostała butelkę szampana gratis, bo akurat świętuje 18-kę. Musujący trunek wypije z towarzyszącymi jej koleżankami.
„Muzyka jest miła i zróżnicowana, a cena 10 euro za jedzenie i napoje nie wydaje się wygórowana. To dobry sposób na imprezę w Paryżu”. „To bardzo paryski pomysł” - stwierdza Guillaume, 22-letni student marketingu, który przyjechał na studia z północy Francji, a na imprezę przyszedł z grupą znajomych szukających miejsca na organizowanie imprez studenckich. Spodobało im się i zamierzają tu wrócić. O północy robi się chłodno. Trzeba wracać na parkiet, trochę potańczyć i powoli zbierać się do domu, bo następnego ranka czekają wykłady.
A może francuski pocałunek?
Piątek, 21:00, dolny bar restauracji Bizen. Bywalcy usadowieni w wygodnych kanapach i fotelach rozglądają się po sali z niezbyt umiejętnie maskowaną ciekawością. Przeważają mężczyźni, ale jest też trochę kobiet. Wiek: 20 - 30 lat, choć trafiają się i starsi. W pojedynkę, lub rzadziej z grupą znajomych - prawie każdy z drinkiem w ręku dla odprężenia i kurażu, bo za chwilę się zaczyna się 30-minutowa sesja speed datingu, podczas której każdy będzie mógł porozmawiać z pięcioma osobami przeciwnej płci.
„Pomagam w ten sposób przeznaczeniu” - tłumaczy 30-letni Martin*, który drugi raz bierze udział w takiej imprezie. „Trzeba wiedzieć, czego się szuka u partnera” - mówi. Na przykład jemu jest potrzebna kobieta z silnym charakterem. Przerywamy rozmowę, bo podchodzi moderator speed datingu i zaprasza na sesje dla 20-30 latków.
Zasady są proste: nie wolno podawać numeru telefonu, ani pytać, czy druga osoba zechce ponownie się z nami spotkać.
Przenosimy się do tylnej części baru, gdzie kanapy są ustawione w formie prostokątnego C. Uczestnicy mają kartkę z numerem identyfikacyjnym. Przed każdą rozmową należy zapisać numer partnera. Następnego dnia wpisze się numerki osób, które się spodobały na portalu softdating.com. Jeśli zainteresowanie jest wzajemne, dostaniemy dane kontaktowe drugiej osoby. Zasady są proste: nie wolno podawać numeru telefonu, ani pytać, czy druga osoba zechce ponownie się z nami spotkać.
Żałuję, że umykają mi szczegóły następnej godziny. Mam tylko 6 minut na rozmowę z każdym. Tematy są różne, ale każda konwersacja zaczyna się od zapisania numeru i imienia na kartce oraz, standardowo, od pytań typu „skąd jesteś?” i „ile masz lat”. Wszyscy uczestnicy w przedziale wiekowym od 20 do 30 lat są mili, rozmowy są raczej lekkie. Zdecydowana przewaga mężczyzn sprawia, ze po odbyciu dwóch sesji poznaję 10 osób. Pod koniec drugiej jestem jednak wyczerpana, zapominam imion. Poznaję kilku przystojniaków: strażaka, projektanta, dwóch facetów z Perpignan. Jestem odprężona, faceci opowiadają o sporcie, a ja o podróżach. Po zakończeniu sesji wracamy do baru. To okazja do porozmawiania z tymi, którzy nas zainteresowali. Ale mój wzrok spotyka wzrok przystojnego, opalonego mężczyzny, z którym nie miałam okazji porozmawiać.
Cedric* ma 25 lat i podobnie jak ja, lubi podróżować. Po jakimś czasie przenosimy się do innego baru, bo krępuje nas atmosfera. Spacerujemy po pięknych, oświetlonych Champs-Élysées. O świcie trzeba się rozgrzać, więc wchodzimy do słynnej kawiarni Georges V na pyszną gorącą czekoladę. Bardziej romantycznie być nie może... Z Cedrikiem muszę się wreszcie pożegnać. Podróżującej dziennikarce nie wolno się na razie przywiązywać. Ale kto wie, gdy wrócę do Paryża...
*imiona zostały zmienione.