W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Bratysławy
Published on
Ogrody są tęsknotą współczesnego mieszkańca miasta, a nauka współdzielenia przestrzeni zadaniem domowym, z którym nadal boryka się postkomunistyczne społeczeństwo. Sandra i Michał z Vnútrobloka chcą mieszkańcom Bratysławy przywrócić raj utracony i uzmysłowić im, że nie są biernymi lokatorami miasta, a seriale to jedynie cienie prawdziwego życia na ścianach ich jaskiń
17 milionów małych istnień pomiędzy policją i cmentarzem
W ten piątkowy wieczór wraz z Bratysławą z ulgą oddychamy po upalnym dniu. Przybywam na ulicę Sasinkową 21 spotkać się z Sandrą i Michałem - twórcami Vnútrobloka (podwórko, red.), inicjatywy mającej na celu zagospodarowanie niewykorzystanych przestrzeni w stolicy Słowacji. „Pomysł na Vnútroblok narodził się pod wpływem emocji, ale bardziej niż romantyzmem, czy altruizmem, nasycony jest krytycznym podejściem do otaczającej nas rzeczywistości” - mówią moi rozmówcy. Zorganizowany chaos bazylii, pomidorów i sałaty i mikrokosmos insektów dyskretnie przemykających pod stopami roślin zdaje się przytakiwać ich słowom. Znajdujemy się w ruchomym ogrodzie, który jest jedną z deklinacji projektu. Po prawej stronie kamieniem pachnie cmentarz, po lewej jak groźba niebo przecina komunistyczna bryła posterunku policji. Sandra i Michał mają po 25 lat, małżeństwem są od czterech. W ogrodzie jest 50 skrzynek z roślinami (co w sumie daje około 17 milionów małych istnień). Każdy, kto chce, może dostać jedną skrzynkę za darmo, za 2 płaci się rocznie 25 euro, a za 3 - 50 euro. Obecnie chętnych na posiadanie swojej małej grządki w ogrodzie jest dwa razy więcej, niż jest w stanie pomieścić przestrzeń na Sasinkowej.
Za płotem coś się działo, a Sandra musiała napisać magisterkę
Niedługo po ślubie Sandra i Michał, urbanistka i grafik, postanowili przeprowadzić się na jakiś czas do Amsterdamu. Po przybyciu zauważyli, że za płotem odgradzającym ich podwórko od ogrodu sąsiadów coś sie dzieje. Płot był jednak wysoki, a wspinanie się na niego za każdym razem, gdy ogarnie ich ciekawość, zbyt męczące. Młodzi Słowacy postanowili zostawić w skrzynce sąsiadów notkę z adresem mailowym i informacją, że też chcą uczestniczyć w tym, co za płotem. W ten sposób poznali holenderską artystkę Natachę, stworzyli swój pierwszy w Amsterdamie krąg znajomych i zaczęli dobrze czuć się w nowym
mieście. Ta przygoda przyczyniła się do krystalizacji ich pomysłu o zagospodarowaniu miejskich nieużytków, który w dyskusji ze znajomymi narodził się jeszcze w Bratysławie. „Uświadomiliśmy sobie, że jeden śmieszny ogród może całkowicie zmienić sposób, w jaki postrzegasz miasto” - wspomina Sandra. Po powrocie do Bratysławy młoda urbanistka musiała zmierzyć się z poważnym zadaniem - napisaniem pracy magisterskiej. „Szkoła narzucała nam tematy, ale żaden z nich w pełni nie przypadł mi do serca” - wspomina. „I wtedy wpadłam na pomysł, że zajmę się badaniem potencjału pustych działek w mieście”. Na początku nie było łatwo przekonać profesorów skostniałego uniwersytetu do tak oryginalnego tematu, ale w końcu Vnútroblok został pracą dyplomową. Dziś Sandra i Michał pracują na etat, a ogrodem zajmują się w weekendy i wieczorami. I choć ogrom obowiązków jest momentami wyczerpujący, Sandra mówi, że miniony rok był najlepszy w jej życiu.
Czyj jest ten kawałek podłogi?
Choć historia z wujkiem Stalinem wydaje się na Słowacji równie odległa, co w Polsce, Sandra zauważa, że:
„w postkomunistycznych miastach przestrzenie dzielone to dla ludzi nadal bardzo dziwna kategoria. To ziemia niczyja, którą można dzielić, a po 40 latach komunizmu ludzie nie mają wyraźnego poczucia tego, co wspólne i nie chcą się dzielić, jeśli nie są do tego zmuszeni”. Obyczaje to jednak nie pory roku na Biegunie Północnym - zmieniają sią, a Sandra i Michał chcą się do tych zmian przyczynić. Miejskie ogrody, jak podkreślają, idealnie wpasowują się w urbanistyczną narrację niewielkiej Bratysławy. „Na Słowacji nawet miasta mają w sobie więcej ze wsi, niż ogromnych metropolii” - mówią. Poza tym spędzanie czasu na zewnątrz, z sąsiadami, to nie jakiś kosmiczny nowy wynalazek, tylko dobra praktyka, która na Słowacji obecna była od lat przez lata. To po wojnie społeczeństwo zrobiło się autystyczne.
Ogród na Sasinkowej, który mógłby sztampowo zostać nazwany tajemniczym, jest tak naprawdę bardziej publiczny niż nejeden park. Furtka jest co prawda opatrzona kłódką, ale kod do niej może dostać każdy (jest on też opublikowany na stronie internetowej Vnútrobloka). Sandra i Michał tłumaczą, że nie próbują wydrzeć miastu przestrzeni, lecz chcą zagospodarować nisze, które leżą odłogiem. Pustych działek jest na samym bratysławskim Starym Mieście ponad 140, a ich łączna powierzchnia odpowiada wielkości 70 boisk do piłki nożnej. Młodzi aktywiści tłumaczą, że negocjacje z ratuszem mogą ciągnąć się latami, więc oni postanowili najpierw pozyskać działkę od prywatnego właściciela, zagospodarować ją i przedstawić miastu jako model. Właściciel ziemi na Sasinkowej od 15 lat bezskutecznie stara się ją sprzedać. Z Sandrą i Michałem mają taki układ, że jeśli pojawi się kupiec, będą mieli miesiąc na spakowanie skrzynek i wyprowadzkę. To dlatego wszystko stoi na drewnianych paletach, a projekt nazywa się „ruchome ogrody”. „W naszym interesie nie leży również to, żeby się tu zasiedzieć” – mówi Michał”. „Wtedy projekt nie ewoluowałby i ludzie zaczęliby utożsamiać Vnútroblok z tym jednym ogrodem”.
Społeczeństwo nie jest niemiłe
Nad naszymi głowami zaczyna ciemnieć spokojne bratysławskie niebo, sto metrów stąd poprzecinane trolejbusowymi kablami, tu przecinane jest przez wędrowne nietoperze. Nawet w tak piękne wieczory ludzie w miastach coraz częściej zamykają się w zimnych igloo ulepionych z kompleksów, streamingowanych seriali i frustracji po dniu spędzonym w biurze i zamieniają się w statycznych samotników z obrazów Edwarda Hoppera. Od rzeczywistości nie trzeba jednak uciekać, przekonują Sandra i Michał. Ich zdaniem ludzie nie są jedynie pasywnymi mieszkańcami, lecz aktywnymi użytkownikami miasta, kimś, kto to miasto nieustannie zmienia. Trzeba jednak wyjść im naprzeciw. Sąsiedzi, którzy na początku podejrzliwie spoglądali na ogród na Sasinkowej, szybko stali się jego stałymi bywalcami. Sandra i Michał tłumaczą, że w społeczeństwie odruchy dzielenia się i robienia rzeczy wspólnie są naturalnymi instynktami. Takich odruchów nie można jednak budzić na siłę, należy natomiast stwarzać warunki do ich indukcji.
Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana
Młode małżeństwo nie może doczekać się kolejnych etapów realizacji projektu. „Za rok chcemy zorganizować letnią szkołę zagospodarowania przestrzeni, na Sasinkowej zorganizować tymczasowy sąsiedzki bar, a w przyszłości zacząć działać na innych terenach” – opowiadają i oczy im błyszczą. Najbardziej cieszy ich jednak to, że ich pomysł zainspirował innych, którzy piszą do nich z prośbami o rady. W kolejnym sezonie mają ruszyć dwa podobne ogrody jak ten na Sasinkowej, prowadzić je będzie już nimi jednak ktoś inny niż Sandra i Michał.
Na odchodne pytam, dlaczego coś takiego, jak Vnútroblok nie powstało wcześniej. „Ludzie boją się podejmować inicjatywy, bo potencjalnie mogą one zakończyć się fiaskiem, a dzisiejsze społeczeństwo piętnuje przegranych” – mówi Sandra, podlewając koper w jednej ze skrzynek. A może wynika to z lenistwa? „Chyba żartujesz” – mówi, patrząc na mnie ze zdziwieniem. „Zobacz jak wielki wysiłek są w stanie zrobić ludzie, którzy spędzają godziny w centrach handlowych. Tam nie ma jednak przegranych” - dodaje po chwili - „bo jedyne, co musisz zrobić, by wygrać, to kupić”.
Film ilustrujący zasady funkcjonowania ruchomych ogrodów.