"Trociny" Krzysztofa Vargi - przerażająco polskie, przerażająco prawdopodobne
Published on
Krzysztofa Vargę, jednego z popularniejszych współczesnych pisarzy polskich (w spektakularny sposób przyznający jednak, że w jego żyłach płynie także węgierska krew – patrz „Gulasz z turula”), można by posądzić o to, że z literackiej melancholii wyrobił sobie niemalże znak rozpoznawczy. Tej ciągłości twórczej dowodzi jego najnowsza książka pt. „Trociny”.
Sam Varga, w wywiadzie udzielonym przy okazji pojawienia się w księgarniach jego najnowszego dzieła – „Trociny” - twierdzi: „Nie interesuje mnie pisanie literatury pocieszenia. Ja staram się właśnie odbierać czytelnikowi resztki nadziei”. I tę właśnie resztę nadziei w świetlaną przyszłość, a przynajmniej w następne lata spędzone we współczesnej, wyzutej z kultury, „tradycyjnego kręgosłupa moralnego” oraz wyższych aspiracji Polski, chyba już do końca odbiera nam jego najnowszy bohater o jakże archaicznie (nie bez powodu) brzmiącym imieniu – Augustyn.
Główny bohater „Trocin” jest pięćdziesięcioletnim, rozwiedzionym komiwojażerem kursującym przez całe życie w drugiej klasie pociągów InterCity pomiędzy największymi miastami Polski, sypiającym zawsze w trzygwiazdkowych, niewybijających się czystością ani jakością obsługi, hotelach. Nie martwcie się, jednak nie o to w tym tekście chodzi, by perswadować wam jakim to niewypałem okazało się być życie Augustyna, czy jak bardzo dają się czytelnikowi we znaki objawy jego fobii społecznej. Sęk w tym, żeby przekonać was jak bardzo nie zgadzam się z określeniem tej książki „brawurowym pamfletem na polską rzeczywistość”, pełnym błyskotliwych opisów – o czym recenzenci całkiem przekonywająco zapewniali mnie na okładce książki.
Bo czyżby błyskotliwość tej prozy miała polegać na tym, że Varga wytknął nam wszystkim to, o czym dobrze wiemy, z czym być może mieliśmy okazję już wielokrotnie w życiu się spotkać, ale jak do tej pory nie mieliśmy odwagi się (a może najzwyczajniej w świecie wstydziliśmy się) przyznać? Przed wami 5 głównych *grzechów/ stereotypów/ prawd o Polakach (niepotrzebne skreślić) według Augustyna. (Resztę wyszukajcie sobie sami!)
1. Warszawiacy są wieśniakami
Augustyn żywi szczerą pogardę nie tylko wobec warszawiaków – przybyłych z najbardziej zapomnianych dziur w Polsce, niewyróżniających się z tłumu, pozbawionych jakichkolwiek przydatnych umiejętności ludzi kariery, na pokaz żywiących się „mokrymi kanapkami” w Starbucksie, ale też wobec tych, którzy „wielkomiastowego” życia chcieliby za wszelką cenę zażyć, poprzestając póki co na swojskich debatach o polityce i pocieszaniu się wiejską sielankowością, na siłę opakowywaną (w miarę możliwości finansowych) miejskim polotem.
2. Gdy Polak wygrywa, sport dotyka (magiczna) nobilitacja
„Powinieneś uprawiać jakiś sport” - wysłuchiwał na okrągło Augustyn od swojego ojca, który sportu nie uprawiał, ale za to był regularnym czytelnikiem „Przeglądu Sportowego”, jak i zagorzałym fanem żużlu i niegdyś najpewniej skoków narciarskich – czyli tych dziedzin, w których polscy zawodnicy w danym momencie w historii zdają się uchodzić za wybitnie utalentowanych. Aż strach pomyśleć ilu teraz, po finale Wimbledonu, w którym Agnieszka Radwańska zagrała z Sereną Williams, będziemy szkolić młodych tenisistek... uważając przy tym, że tenis to nareszcie prawdziwie godne wysiłku zajęcie!
3. Kariera w korporacji – to jest wybór dla Ciebie!
Varga opisuje w pewnym sensie pozostałości polskiej, kapitalistycznej „belle epoque”, kiedy to do zrobienia zapierającej dech w piersiach kariery w złotych latach 90-tych XX w. niewiele (w porównaniu do dzisiejszych czasów) było potrzeba. Według otoczenia Augustyna, człowiek, który w wieku 50 lat jest szeregowym posłańcem nie może być poważny. Profesjonalną „powagę” ocenia się bowiem głównie po zawartości portfela, mniej po tytule na wizytówce.
4. Rozkwit Polski – „boom” na miarę PKP
Oby nie! Przestrzeganie rozkładu jazdy pociągów kolei państwowych to istna bolączka chyba większości Polaków. Nie dość, że kolej jest droga, to do tego nieprzewidywalna. Jak już się zerwie do nadrabiania „zaległości”, to zaraz grzęźnie w dzikim pustkowiu. „I ta Polska wraz z Kolejami Państwowymi rozbija mi porządek życia” - twierdzi Augustyn i zapewne nie tylko on...
5. Centralno-dworcowe ekscesy
„Okolice dworców w tym kraju zawsze są brzydkie, smutne i brudne, więc nieodmiennie polskie” - pisze Varga. Takiemu stwierdzeniu nie zaprzeczy chyba nikt, kto delegacje krajowe odbył nie raz, nie dwa. Rejon dworcowy miał chyba przestać kojarzyć się ze złowrogim, niehigienicznym otoczeniem wraz z nastaniem gorączkowych przygotowań do EURO 2012.
Spójrzmy prawdzie w oczy - ostatnia książka Vargi pamfletem nie jest, gdyż opisywane w niej scenki rodzajowe są przerażająco prawdopodobne i zbyt mało prześmiewcze, by można ją było z czystym sumieniem pamfletem nazwać. Tych, którzy nie zetknęli się jeszcze ze znaczeniem „polskiej gościnności” oraz z (czasem wręcz „przerysowaną”) serdecznością jaką moi rodacy żywią do obcokrajowców, chciałam najzwyczajniej w świecie uspokoić, że ta wszechogarniająca gruboskurność i pesymizm to nie jedyna rzeczywistość. Przecież żyjąc dosłownie tak, jak to opisuje Varga, można by zwariować! Od opętania byłoby nas chyba w stanie ocalić jedynie objawienie Matki Boskiej (według Vargi w naszym kraju pojawia się najwięcej objawień maryjnych, stąd Matki Boskie produkujemy taśmowo, grożąc w ten sposób pobiciem nimi liczebności bogów Olimpu), lub dobra sytuacja finansowa, pozwalająca na skompletowanie godnej Augustyna uwagi kolekcji muzyki dawnej (zawierającej dzieła Bacha, Palestriny, Hildegardy z Bingen) – stanowiącej jedyne ukojenie „arystokratycznej” duszy bohatera.
Fot.: materiały promocyjne wydawnictwa Czarne
Krzysztof Varga, „Trociny”, Wydawnictwo Czarne 2012, s. 368