STREET KIDS: Z ULICY NA SCENĘ
Published on
Translation by:
Maria KulisUn gruppo di dieci musicisti francesi, in viaggio da tre mesi, usa il risveglio musicale per cambiare la vita dei bambini di strada in Indonesia, Nepal e Madagascar. La storia, quella vera, di chi sniffa colla per attenuare i crampi della fame, commette piccoli furti e si prostituisce, e di chi, con la musica, cerca di dare una svolta al loro destino.
P { margin-bottom: 0.21cm; }A:link { color: rgb(0, 0, 128); text-decoration: underline; } Kiedy przemierzam tłumne ulice Katmandu, przeróbka narodowego hymnu Nepalu przyciąga moją uwagę jak syrena alarmowa. Z reguły jest on odgrywany przy okazji oficjalnych uroczystości w bardzo nudny i mechaniczny sposób. Tym razem rytm między trąbkami a perkusją wypada gwałtownie z instrumentów.
Zbliżam się ostrożnie – lekko przestraszona – prowadzą mnie okrzyki tłumu. Docieram do Basantapur, placu otoczonego świątyniami, gdzie grupa młodych francuskich muzyków porywa Katmandu do tańca. Jakieś miejscowe staruszki patrzą wokół oniemiałe, podczas gdy dzieci z ulicy rozrabiają przy nutach „Barbie Girl”. Muzycy koncertują kilka kroków od Kumari, czczonej jako bogini-dziecko – uwielbiana, błogosławiona lecz uwięziona – która do momentu osiągnięcia dojrzałości widzi świat zza kraty. Zastanawiam się, czy słucha i ona.
P { margin-bottom: 0.21cm; }A:link { color: rgb(0, 0, 128); text-decoration: underline; }
Wieczorem spotykam ich przez przypadek na jednym z dachów przy Freak Street. Po kilku piwach opowiadają mi, że należą do stowarzyszenia Somewhere Over the Tempo i o tym, że są grupą dziesięciu muzyków z politechnik w Nantes i Lione. We współpracy z różnymi organizacjami zajmującymi się dziećmi z ulicy, używają muzyki jako narzędzia terapeutycznego i edukacyjnego. Trzy miesiące wcześniej wyjechali z Francji i przez ten czas zdążyli pomagać za pomocą gry, nauki i swoich inżynierskich umiejętności w Indonezji i Nepalu. Kolejny cel? Madagaskar.
Opowiadają mi o swoich przygodach, kiedy to musieli grać na nepalskim weselu w sali, gdzie „na 10 metrów kwadratowych przypadało 30 osób”, albo kiedy w Indonezji jeden z ich puzonów zaklinował się w wentylator, na wpół rujnując lokal, w którym grali. Ale głównym tematem naszych rozmów są setki dzieci z ulicy z którymi spędzają większość czasu podczas dnia.
SOMEWHERE OVER THE TEMPO
P { margin-bottom: 0.21cm; }A:link { color: rgb(0, 0, 128); text-decoration: underline; }
W Katmandu grupa współpracuje z APC, jedną z nielicznych organizacji stolicy Nepalu nie przejętej przez korupcję. „Z dziećmi ulicy pracuje się niezwykle trudno. Wysilamy się, żeby zatrzymać ich uwagę przez ponad pół godziny, ale nawet to okazuje się być bardzo owocnym doświadczeniem. Naszym zadaniem jest dostarczyć im rozrywki, popchnąć je do znalezienia się w ośrodku działania i animacji, zamiast zostawiać je, aby dalej krążyły po ulicy”, tłumaczy Raphaël, jeden z trębaczy.
Dla większości grajków jest to pierwsza okazja do tak bliskiego kontaktu z dziećmi. „Na początku nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, te dzieciaki są pełne energii i człowiek szybko się do nich przywiązuje. Są trudne do zrozumienia, ale to zawsze sprawia przyjemność, kiedy widzi się, jak któreś z nich zaczyna interesować się muzyką”, opowiada Félix.
Kiedy widzi się ich na scenie, między choreografią a improwizacją – prawie wszyscy uzbrojeni w okulary przeciwsłoneczne – wydają się parodiować Blues Brothers, inspirowani filmem Emira Kusturicy, ale to, co uderza, to ich wielka wola dodawania odwagi i zbliżenia się do dzieci z ulicy, nuta po nucie.
P { margin-bottom: 0.21cm; }A:link { color: rgb(0, 0, 128); text-decoration: underline; } SOBIE SAMYM OJCEM I MATKĄ
P { margin-bottom: 0.21cm; }A:link { color: rgb(0, 0, 128); text-decoration: underline; }
Uciekinierzy z rodzin patologicznych albo „wysłani” do Katmandu przez rodziców podczas wojny domowej, dzieci z ulicy, pochodzące także z odległych miejsc całego kraju, walczą o przeżycie żebrząc i rozwijając najgorsze formy pracy. Zbyt wcześnie dorosłe, są rodzicami dla siebie samych, łączą się w małe bandy, nocami widzi się je zbierające śmieci na wpół opustoszałych ulicach Katmandu, wąchające klej dla zagłuszenia głodu. Wiele z nich woli wolność uliczną niż reguły i „musztrę” ośrodków opieki.
P { margin-bottom: 0.21cm; }A:link { color: rgb(0, 0, 128); text-decoration: underline; } Poprzez kreatywność i ekspresję sztuki i muzyki, niektórzy są w stanie zmienić swoje przeznaczenie. Sushil Babu Chhetri zwiał z domu mając 6 lat i jest jednym z 6 000 dzieci (oficjalnie), które dorosły na ulicach Katmandu. Świadek i ofiara nadużyć i tortur – nie tylko na zewnątrz, ale także w środowisku domów opieki – w wieku 23 lat, obecnie filmowiec i fotograf.
„Ośrodki opieki nie są synonimami bezpieczeństwa. Wiele lokalnych organizacji wykorzystuje dzieci jako maszyny do zarabiania. Sprzedają je jako sieroty, używają ich do pobierania funduszy, zostawiając im życie na ulicy w fatalnych warunkach”, opowiada Sushil. „Problem działa również w odwrotnym kierunku – wyobraź sobie, że jesteś przeniesiony z ulicy Katmandu do ośrodka opieki – niedostosowany, nagle otoczony komfortem, masz internet, łóżko, dobre jedzenie. Opuszczając ulicę, odnajdujesz się na rynku pracy bez praktycznej wiedzy i umiejętności dla sprostania jego wyzwaniom. Nie jesteśmy już częścią ulicy, ale paradoksalnie jesteśmy bardziej niż wcześniej bezradni. Trzeba więc zachęcać dzieci do odnajdywania siebie samych”.
Video Credits Miha Mohorič http://www.youtube.com/user/mihamohoric?feature=watch
Translated from Street kids: dalla strada al palcoscenico