Second hand me!
Published on
Jak ubrać się ciekawie za niewielkie pieniądze? Mieszkanki Brukseli znają odpowiedź na to pytanie. Jednak to, co dla jednych jest zabawą, dla innych pozostaje koniecznością...
Przemysł modowy można bez wątpienia zaliczyć się do sektorów gospodarki najbardziej dotkniętych przez ostatni kryzys. Skalę problemu widać na konkretnych przykładach: upadają domy mody o wieloletnich tradycjach (np. Escada i Christian Lacroix, Burani), a projektanci starają się utrzymać na powierzchni, tworząc kolekcje dla zwykłych „sieciówek” (ostatnio Sonia Rykiel dla H&M). Wszystkie te rynkowe roszady zachęcają przeciętne zjadaczki chleba do szukania nowych, alternatywnych źródeł zaopatrzenia dla swojej garderoby. Być może modnisie wzięły sobie do serca radę Jean-Paula Gaultiera, który stwierdził w lipcu ubiegłego roku: „Kryzys to czas, kiedy należy szukać innych metod tworzenia, nowych rozwiązań… i kwestionować nawet najbardziej podstawowe założenia” (tłum. autorki). Do tego dochodzi konieczność zaciskania pasa, a łatwiej niż jedzenia jest sobie odmówić nowej bluzki w stylu disco. Tym bardziej, że identyczną można wygrzebać w koszach w niemal każdym second handzie albo na targu staroci.
Zabawa w chowanego
„I co z tego, że ta bluzka prawdopodobnie jest w moim wieku?” – pyta retorycznie około 20-letnia Annette. Zauważam ją w niedzielny poranek na brukselskim Place du Jeu de Balle, Mekce poszukiwaczy niebanalnych ubrań za grosze. Annette grzebie w stercie ubrań rozłożonych na rzuconej na ziemi ceracie. Mżawka nie powstrzymała jej przed cotygodniową wyprawą na ubraniowe łowy. „Staram się do tego podchodzić na luzie. Wiem, że gdzieś tam czeka na mnie prawdziwy modowy skarb, a ja muszę go jedynie znaleźć”.
„I co z tego, że ta bluzka prawdopodobnie jest w moim wieku?”
„Co nie jest wcale takie trudne. Po prostu należy wiedzieć, czego się szuka” – przekonuje Sophie, następna łowczyni okazji „uzależniona od mody” (jak sama twierdzi).
Do największych skarbów Barbary kupionych za śmieszne pieniądze należy sukienka Barbary Hulanicki z lat 60. („Sprzedawca chyba nie miał pojęcia, co ma na stanie”) i niemal nieużywana torebka ze skóry „pamiętająca młodość mojej babci”. Marzeniem Sophie jest założenie internetowego sklepu z odzieżą z drugiej ręki. „Pozbyłabym się w końcu tych wszystkich ciuchów, które zalegają w mojej szafie – śmieje się. Ale za chwilę poważnieje: – Choć mogłoby to być trudniejsze, niż mi się teraz wydaje”.
Czasem jednak trzeba
Słowa Sophie potwierdza jeden ze sprzedawców na placu: „Teraz konkurencja jest większa. Własny budżet najłatwiej podreperować małym remanentem w szafie. Dlatego też na rynek przychodzi masa przypadkowych ludzi, którzy oferują kilka, w większości znoszonych ciuchów. Rzadko kto zostaje w biznesie na dłużej”. Podobnie w przypadku kupujących – są i kliencie okazjonalni i rasowi myśliwi. Sprzedawca z second handu znajdującego się w brukselskiej dzielnicy Molenbeek-Saint-Jean zdradza, że ci ostatni poszukują ubrań dobrej jakości, za które są w stanie zapłacić trochę więcej. Ale bywają i tacy, dla których jakość ma drugorzędne znaczenie – liczy się przede wszystkim cena. „Wiem też, że część osób przerabia kupione ciuchy w domu” – dodaje. Rozglądam się po sklepie i rzeczywiście zauważam zarówno osoby, których w życiu nie podejrzewałabym o buszowanie po lumpeksach, jak i takie, dla których second hand to prawdopodobnie konieczność. Obok mnie starsza pani ze stertą podniszczonych ciuchów rozpoczyna negocjacje przy kasie.
Sklep organizacji charytatywnej Les Petits Riens. Tłok jest tak duży, że niemal nie można się dopchać do niektórych koszy czy wieszaków. Kolejka do kasy aż się zakręca i nawet kartka informująca, że negocjowanie cen jest zabronione, nie odstrasza potencjalnych klientów. „Przychodzę tu regularnie. Ceny są rozsądne i nawet jeśli coś się nie spodoba synowi albo wnuczkowi, nie jest to wielka strata” – opowiada zadbana, na oko pięćdziesięcioletnia kobieta i z naręczem koszulek kieruje się w stronę końca kolejki.
„Widzę też, że coraz więcej osób bierze się za sprzedaż. Pocieszam się, że jeśli bardzo mnie przyciśnie, będę mogła zrobić to samo.”
Czy popularność ubrań z drugiej ręki wzrosła wraz z początkiem kryzysu gospodarczego? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Jak przyznaje sprzedawca z Molenbeek-Saint-Jean, jest stała grupa klientów, która przychodzi regularnie niezależnie od aktualnej sytuacji gospodarczej. Ale prawdą jest, że w przeciągu ostatnich paru miesięcy pojawiło się nieco więcej nowych twarzy. Sylvie, przyłapana przeze mnie na Place du Jeu de Balle na kupowaniu sukienek, przyznaje, że od jakiegoś czasu znalezienie ciekawego ciucha jest nieco trudniejsze. Anette, która z powodu kryzysu straciła pracę i musiała zadowolić się niezbyt lukratywnym stażem, przyznaje, że na targu staroci zostawia ostatnio mniej pieniędzy. „Widzę też, że coraz więcej osób bierze się za sprzedaż. Pocieszam się, że jeśli bardzo mnie przyciśnie, będę mogła zrobić to samo.”
Mieszkanki Brukseli radzą, jak kupować ubrania z drugiej ręki:
CZAS Poświęć dłuższą chwilę na grzebanie w koszach. W pośpiechu łatwo jest przeoczyć jakąś perełkę.
EKSPERYMENTY Nie bój się łączyć ubrań z second handu z kupionymi z pierwszej ręki. Twój wygląd na tym tylko zyska.
RYZYKO Czasem warto jest zaryzykować i kupić coś, co do czego mamy wątpliwość. Może bluzka, która nada charakter kupionym bez przekonania spodniom trafi się za parę tygodni?
PRZERÓBKI Warto mieć też maszynę do szycia lub zaprzyjaźnioną krawcową. Czasem nawet prawdziwy skarb może wymagać drobnych poprawek.
Autorka dziękuje lokalnej redakcji cafebabel w Brukseli za pomoc w przygotowaniu artykułu.
zdj.: Place Jeu de Balle©Grégory!Picasa; asortyment na Placu Jeu de Balle©lewishamdream/Flickr