Rosji potrzebny wróg, wasal albo Unia Europejska
Published on
Podsumowująca wieki historii obserwacja George Kennan: "Rosja u swych granic może mieć wyłącznie wrogów lub wasali" sprawdza się perfekcyjnie. Głównie z uwagi na fakt, iż unijna dyplomacja zagraniczna jest jeszcze w powijakach.
Unia Europejska i 27 narodowych dyplomacji
Na wiecu w Tbilisi 12 sierpnia 2008 roku, napadniętych przez wojska rosyjskie Gruzinów wspierali przywódcy Polski, Ukrainy i Krajów Bałtyckich, czyli, prócz niedemokratycznej Białorusi, najbliżsi, wschodni sąsiedzi Federacji Rosyjskiej. Prezydent Polski apelował o zahamowanie rosyjskiego imperializmu, nie tyle do 150 tysięcy zebranych Gruzinów, ile do europejskiej opinii publicznej. Przywódcy z Europy Wschodniej, aby doprowadzić do zaprzestania gruzińsko-rosyjskich starć wojennych osobiście pojechali do niebezpiecznej stolicy Tbilisi, choć w tym samym celu, w tym samym miejscu, misję pokojową prowadził francuski prezydent Nicolas Sarkozy. A kanclerz Niemiec, Angela Merkel na własną rękę podjęła negocjacje o wycofaniu wojsk rosyjskich z terytorium Gruzji z Dmitrijim Miedwiediew. Wsparcia Gruzinom udzielił także szef szwedzkiej dyplomacji, Carl Bildt, porównując politykę Rosji do, zakończonej wybuchem II wojny światowej, polityki Hitlera. W ostrych słowach porównywano rosyjską interwencję w Osetii Południowej do inwazji Armii Czerwonej na Czechosłowację w 1968 r. lub do niemieckiej aneksji Sudetów, na którą Europa dała swoją zgodę
Z kolei czeski prezydent, Vaclav Klaus, wyjaśnił iż milczy, bo "na modnej fali Gruzja jest złota a Rosja zła". Gruzińsko-rosyjski konflikt zbrojny pokazał wielogłos Europy, ale nie ten sam, który znamy z reakcji na amerykańską interwencję militarną w Iraku z 2003 roku. Wniosek jest jeden - po raz kolejny można zobaczyć, że zjednoczona Europa nie ma dyplomacji chroniącej wspólne wartości.
Jeden za wszystkich wszyscy za jednego
Ewentualne siły pokojowe, mające pilnować pokoju między zwaśnionymi stronami, tak jak w byłej Jugosławii, będą miały unijny mandat. Także obiecana przez Niemcy zgoda przyjęcia Gruzji do NATO - organizacji gwarantującej solidarność militarną członków sojuszu - będzie w konsekwencji dotyczyć wielu europejskich państw, członków NATO. Sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer wsparł Gruzję i to on, w imieniu NATO, powinien to zrobić. Tymczasem przywódcy UE prowadzą personalną, państwową politykę. Z braku ratyfikacji konstytucji europejskiej, póki co, marzenia o unijnym ministrze spraw zagranicznych są mało realne. Z drugiej strony czy wola polityków deklarujących silną Unię nie wystarczyłaby, aby jednym głosem wyartykułować spójne stanowisko państw europejskich dążących do pokojowego rozwiązania gruzińsko-rosyjskiego konfliktu?
Historyczne prawdy, paliwowe interesy i przyszłość UE
Wiadomo, że każdy naród ma własną koncepcję przeszłości. Słowa prezydenta Kaczyńskiego straszącego Rosją, która anektuje "dziś Gruzję, jutro Ukrainę, potem Kraje Bałtyckie a potem (…) Polskę" rysują obraz imperialistycznej Rosji, na którą UE nie ma słusznej riposty. Rosję należy lubić za jej bogactwo energetyczne, którego Europa potrzebuje. Doceniły to Niemcy (realizacja rurociągu Nord Steam po dnie Bałtyku jest coraz bliższa), wiedzą o tym przywódcy dawnego bloku komunistycznego (którym Rosja grozi zakręceniem kurka). Krytyczne wypowiedzi przywódców państw Europy Wschodniej na temat wojny w Gruzji są aktem poparcia dla Gruzinów, ale przede wszystkim aktem odwagi (Wielki Brat - Wielki Gniew) i dowodem na to, że w polityce zagranicznej de facto żaden kraj Unii nie reprezentuje Unii.
Wschodnia Europa poróżniona z Rosją osłabia UE, która będzie miotać się między obietnicą energetycznej lojalności wobec unijnych partnerów a rosyjskim dostawcą, który może stawiać warunki. Już dziś rosyjscy dyplomaci "doceniają" wagę Polski i Ukrainy w obronie Gruzinów. Primakow odwołał planowaną wizytę w Polsce, łotewski ambasador mówi, że "Rosja Polsce nie daruje", a Ukraińcom trudniej prosić o wycofanie rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, stacjonującej na Krymie. A przecież wspólna, unijna interwencja w sprawie pokoju w separatystycznych prowincjach Gruzji byłaby krokiem tak samo skutecznym, ale o niebo taktowniejszym.