Romowie z Konika, w Czarnogórze: planowałem biadolący artykuł, ale...
Published on
Translation by:
Aleksandra SygielW Podgoricy, Czarnogórze, francuski dziennikarz zbliża się do obozu uchodźców licznie zamieszkanego przez Romów z Kosowa. Myśli, że opłakany los mieszkańców „śmierdzącego wysypiska śmieci”, jak określił to miejsce „The Guardian”, jest prawdziwie gorącym tematem.
Wszystko idzie w jak najlepszym kierunku, aż do momentu, gdy spotyka na swojej drodze ambitnych młodych ludzi, przyszłych panów hip-hopu i przede wszystkich własnego losu.
Tematem mojego dochodzenia powinna być właściwie edukacja nieformalna. Godziny, jakie dzieliły mnie od wyjazdu do Podgoricy, spędziłem surfując po internecie, próbując znaleźć precyzyjną definicję pojęcia, co by nie wyjść później na kretyna.
„Śmierdzące wysypisko śmieci”
Do zobaczenia na cafebabel.com : czarnogórska młodzież się rusza (boksuje, rusza się i ma nadzieję)Ale Dojana Uljarevic, odpowiedzialna za projekty Forum MNE (‘Forum młodzieży i edukacji nieformalnej’), nie zostawiła mi czasu na wykazanie się wiedzą. Bob tutaj zajmujemy się konkretami, i tym lepiej. Jesteśmy na Bratstva i jedinstva 4, w rozpadającym się budynku przy dużym bulwarze. Simon Chang, towarzyszący mi fotograf, waha się ja przed wejściem do środka, podobnie jak. Chwilę potem drzwi otwierają się i Dijana przyjmuje nas w swoim nieco chaotycznym biurze, stercie gier dla dzieci, plakatów koncertowych i komputerów. Dlaczego spośród wielu docelowych grup dla działań ONZ (np. sieroty) przyszliśmy rozmawiać właśnie o Romach? Z pewnością klucz tkwi w Koniku, „największym obozie uchodźców na Bałkanach, o którym nikt spoza Czarnogóry nie wie”, jak donosi „The Guardian”. Ponad 2000 Romów koczuje w barakach z blachy i drewna, które grożą częstymi wybuchami pożarów i, w tak śnieżny dzień jak dziś, walącymi się dachami. Nic tylko napisać artykuł o tym, jak „domy uchodźców z Kosowa są jednym wielkim wysypiskiem śmieci”, na wzór tytułu „The Guardian”? Genialnie, co więcej kapitał współczucia dla tej nacji gwałtownie wzrósł we Francji z powodu rządowej polityki masowych ekspulsji romskich obozów.
„Uczę ich, jak się nie wstydzić”
Nie pozostaje mi nic innego, jak udać się na miejsce. Simon mógłby zrobić kilka zdjęć uśmiechniętych dzieciaków z sodomą i gomorą w tle, trochę w stylu tych młodego czarnogórskiego fotografa Pavla Calasana, wystawionych w centrum handlowym miasta. Ale zaraz przed naszym wyjściem pojawia się Osman. Dosyć często się zdarza, że dawni uczniowie odwiedzają siedzibę Forum: „Nie zdajemy sobie sprawy z postępów, jakie w trakcie projektu robią młodzi. Dociera to do nas dopiero wtedy, gdy wpadają, opowiadając, że znaleźli pracę”, przyznaje Dijana. Osman Mustafaj jest trzydziestolatkiem z twarzą anioła i zabójczym uśmiechem. Do Konika z Kosowa przyjechał w wieku 12 lat z biletem w jedną stronę. Tu jest jego dom. W takim stopniu zaangażował się w działania MNE, że stał się jego aktywnym członkiem i myśli o założeniu własnego ONG, UM RAE: „Ukljuciti mlade Romi Aškalije Egipćani” (dla zaangażowania młodych Romów Ashkalis i Egipskich z Balkanów). Chodzi mu o przebudzenie świadomości i, słuchając Dijany, jasnym jest, że Ossam odebrał dobrą szkołę: „Najważniejszy jest dialog”, mówi młody mózg MNE. „Społeczność międzynarodowa, która współfinansuje większość naszych akcji oraz rząd Czarnogóry (świecący raczej nieobecnością niż przykładem) dostarczają żywność i innych dóbr. Ale to nie pomaga w rozwoju kompetencji młodych. I dlatego właśnie powstało MNE. Jesteśmy po to, by pomóc młodym rozwijać ich umiejętności, zdolności komunikacyjne, talent etc. ». Wszystko nabiera kształtu poprzez aktywności, i to tutaj wkracza Osman i inny wychowawcy. Ten pierwszy opowiada z przejęciem o pierwszym karaoke zorganizowanym w obozie dla uchodźców, pierwszym meczu piłki nożnej, czy o występach w centrum miasta dzieciaków tańczących break dance: „Uczę ich, jak nie wstydzić się swojej tożsamości. Ja sam doświadczyłem wiele dyskryminacji w ich wieku...”. Nie kontynuuje tematu, ale ja już wiem, że mój diabli wzięli.
Hip-hop lub bandytyzm
Niemożliwym jest trzymać się idei wiktymizacji, rozpaczać nad tragicznym stanem rzeczy, nawet jeśli fakty mówią same za siebie: W 2003 r. 61,3% populacji nie miało żadnego wykształcenia, 21,3% nie skończyło szkoły podstawowej... Ukończyło ją więc 9.2% czarnogórskich Romów, a na uniwersytecie studiowało sześcioro, z czego czworo porzuciło studia”, recytują Sofia Söderlund i Elin Wärnelid w analizie zatytułowanej: „Hip-hop i konstrukcja tożsamości grupowej w obliczu stygmatyzacji społecznej danego środowiska”. Nie, jest coś w sposobie, w jaki mówi o warsztatach na temat AIDS: „Większość dowiaduje się rzeczy zupełnie dla nich nowych”, w satysfakcji, z jaką zapewnia, że „wielu po takich warsztatach idzie zrobić badania, bo populacja romska jest najbardziej dotknięta przez wirus”, co nie pozwala mi być pesymistą. Potencjał młodych, którzy uczestniczą w warsztatach MNE wzbudza szacunek a czasem nawet podziw: na ścianach biura artykuły poświęcone Barcic Record, jednej z grup hip-hop z Konika. W ich badaniu nad pozytywnym wpływem hip-hopu na tworzenie tożsamości Romów z Konika, Sofia Söderlund i Elin Wärnelid, zebrały mimo wszystko bardzo dojmujące komentarze podkreślające problem przestępczości, prostytucji, narkotyków w obozach 1 i 2, w których tłoczą się rodziny uchodźców,... a źródła takiego stanu rzeczy pozostaje jedno i to samo: brak edukacji. Z tym że w obliczu 83% populacji Romów z Czarnogóry żyjącej w biedzie w 2007 r., nieposiadanie dyplomu zdaje się być dosyć błahym problemem.
Tam, gdzie żyje się normalnie
Młodzi tancerze break dance i raperzy, których wypowiedzi pojawiają sie w raporcie badaczek, przywołują granicę między „nimi” i „normalnymi ludźmi” z centrum miasta. Niektórzy odczuwają ją o tyle dotkliwiej, że dorastali w Niemczech, zanim zostali deportowani tutaj, na peryferia. Dijana opowiada, jak wybrała się z młodymi Romami i młodymi innego pochodzenia etnicznego do barów w centrum miasta: „Romów zatrzymali na wejściu. Potem przepraszali”.
Początek. Kieruję się w stronę obozu 1 w Koniku, gdzie mam spotkanie z Osmanem, ale kobieta, która ma mnie tam zawieźć, nie wie, jak dojechać. Zatrzymuje się, pyta dookoła: nikt nie zna drogi. Ostatecznie znajdujemy właściwy kierunek. Ale podobnie jak Simon Change, który był w obozie przede mną, czuję się nieswojo, podglądając dzieciaki bawiące w sandałach na śniegu. Ostatecznie idę z moją przewodniczka na kawę do jej biura. Jest dwa kroki od obozu, a ona nigdy nie przejechała obok niego.
Artykuł powstał w ramach nowego projektu cafebabel.com na lata 2010-2011 poświęconego Bałkanom: Orient Express Reporter.
Fot. ©Simon Chang/www.simon.chinito.com/; w centrum handlowym ©Emmanuel Haddad
Translated from Les Roms de Konik, Monténégro : je voulais un papier larmoyant, mais...