Mustache: fajniej jest mieć coś wyjątkowego, niż rzeczy z sieciówki
Published on
Organizują Mustache Yard Sale - największe targi modowe w Warszawie. W zeszłym roku za swoją pracę zostali uhonorowani nagrodą Doskonałość Roku „Twojego Stylu”. Poznajcie najwybitniejszych młodych marszandów polskiej mody – Patryka i Konrada.
Mustache Yard Sale to doskonała okazja ku temu, by zaopatrzyć się w modne ciuszki od polskich projektantów, które nie rozsypią się po jednym sezonie i których nie zobaczysz na dwudziestu innych osobach, gdy wybierzesz się do klubu. O popularności wydarzenia najlepiej świadczy frekwencja - ostatnia edycja Mustache Yard Sale przyciągnęła ponad 30 tysięcy osób. Patryk i Konrad założyli również stronę Mustache.pl, na której przez cały rok można kupić polską modę i design. Zapis bardzo ciekawej rozmowy, która odbyła się w nowym lokalu Mustche na Nowym Świecie.
CB: Obecnie w Warszawie regularnie organizowane są różne targi związane z modą i designem, jednak to wy byliście pierwsi. Jak rozwijała się wasza działalność?
M: Zaczynaliśmy w 2008 r. w Obiekcie Znalezionym w podziemiach Zachęty, w miejscu, którego dziś już nie ma. Chcieliśmy zorganizować coś, co byłoby ciekawsze od zwykłych imprez. Chcieliśmy zrobić coś dla młodych artystów i ludzi kreatywnych, sami mieliśmy wtedy po 18-19 lat. Nie wiedzieliśmy jeszcze dokładnie, co chcemy robić, a jednym z pomysłów były właśnie targi modowe. Wydarzenie odniosło sukces, mimo że było tylko kilkunastu wystawców, zostało to dobrze odebrane przez ludzi. Cieszymy się, że projektanci, którzy obecnie są już bardzo znani, wtedy nam zaufali. To zapoczątkowało rynek mody alternatywnej, którego wtedy jeszcze nie było, choć zapotrzebowanie na coś takiego już istniało, co pokazały kolejne edycje, które odbywały się najpierw raz do roku, a teraz są dwa razy do roku. Po sukcesie ostatniej, dziesiątej edycji, która odbyła się 8 grudnia i w której wzięło udział 420 wystawców i ok. 300 tysięcy odwiedzających widać, że wszystko się rozrosło. Dodatkowo przeszliśmy do internetu, gdzie swoje rzeczy wystawiają projektanci z Yard Sale, ale nie tylko. Dlatego można powiedzieć, że jest to już działalność na dużą skalę.
Polub nas na facebooku
Mieliście jakieś trudności podczas organizacji targów?
Raczej nie, co prawda w pewnym momencie zawsze pojawia się konkurencja, co może być uznane za pewną trudność, ale jeżeli chodzi o konkurencję targową, to nie czujemy zagrożenia. Początkowo pojawiały się różne targi i mieliśmy pewien moment stresu, ale wciąż byliśmy popularni i okazało się, że jest miejsce dla różnych inicjatyw. Z jednej strony nie chcemy zwiększać częstotliwości, ale z drugiej strony widać, że jest takie zapotrzebowanie, więc dobrze, że istnieją też mniejsze targi, bo dzięki temu projektanci mogą wystawiać więcej swoich rzeczy, co tworzy cały biznes. Nikomu nie przeszkadza, że podczas Fashion Week w Berlinie tego samego dnia jest 5 czy 6 różnych targów. To jest nawet dobre, bo dzięki temu można odwiedzić kilka miejsc, co tworzy pewien ekosystem. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że chcielibyśmy zrobić z tego stały biznes, bo wszystko zajmowało nam coraz więcej czasu, stąd platforma on-line. W internecie również jest pewna konkurencja, ale dzięki targom i sprzedaży internetowej staramy się dostarczać kompleksową usługę.
Jakie kryteria musi spełnić projektant, by móc sprzedawać swoje rzeczy na targach lub stronie internetowej?
Na targach mamy 400-420 wystawców i to jest już wystarczająco duża ilość, a zgłoszeń jest ponad 1000. Z jednej strony nie jesteśmy w stanie wszystkich przyjąć, bo nie ma aż tak wielkiej przestrzeni, z drugiej strony staramy się, żeby zawsze były osoby zajmujące się modą, projektowaniem, designem. Jeżeli chodzi o akcesoria, to muszą być na wysokim poziomie, muszą to być ciekawe, fajne projekty. Jest sporo projektantów tworzących t-shirty, ale nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich, bo chcemy, żeby były różne rzeczy.
Czy na naszym rynku istnieją marki, które mają potencjał na to, by mieć duże grono odbiorców w Polsce lub za granicą?
Z jednej strony projektanci z wyższej półki uważają, że trzeba się doszkalać, ale też nie każdy z nich ma wykształcenie związane z modą. Od czegoś trzeba zacząć. Dobrym przykładem jest Misbehave, marka, która powstała kilka lat temu, a w tej chwili większość rzeczy sprzedaje w Hong Kongu czy w Urban Outfitters. Podobnie było z marką Risk. Made in Warsaw – obecnie mają już własny butik na Szpitalnej. Minus Polski jest taki, że większość polskich projektantów nie jest u nas znana, bo wciąż nie ma dużego rynku, dlatego cieszymy się, że możemy uczestniczyć w budowaniu go.
Piszecie, że waszym celem jest promowanie i wspieranie tego, co ciekawe i nieodkryte. Czy traktujecie swoją pracę jako pewien rodzaj misji?
Staramy się zajmować edukacją modową – stąd na targach zawsze staramy się zorganizować coś dodatkowego. Ostatnio był to Uniwersytet Mustache, w ramach którego obyły się prelekcje dotyczące sprzedawania własnej marki. Z tyłu głowy mamy ideę pomagania polskim markom, a przy okazji okazało się, że możemy z tego żyć – tym lepiej.
„Apelujemy zatem o cierpliwość - niechaj wybranka przymierza ten swetr ile tylko sobie życzy, buty niech się upewni, że na pewno nie uciskają - przecież to ważne" | Spot zeszłoroczneho Mustache Yard Sale
Czy w takim razie kupowanie ubrań polskich marek może być uznane za przejaw patriotyzmu?
Można powiedzieć, że z jednej strony chcielibyśmy, żeby ludzie, kupując takie rzeczy, traktowali to jako rodzaj cegiełki, ale idąc takim tokiem myślenia zakładamy, że te rzeczy nie są aż tak dobre. Nie chodzi o to, żeby kupić brzydkiego misia dlatego, że 5 zł z niego idzie na chore dzieci. Zawsze staramy się dbać o jakość, wykonanie i to, żeby dana rzecz była zrobiona na poziomie. Najwyższy czas, aby przemysł modowy był traktowany jak każdy inny – w Szwecji czy Francji to istotna część rynku. Poza tym trudno powiedzieć, że Francuz kupuje produkty YSL ze względu na patriotyzm, więc idźmy w tę stronę. Nie ma potrzeby wspierania sprzedaży naszej mody ideą patriotyzmu – dobry produkt sam się obroni bez dopisywania wielkich idei. Cieszymy się, kiedy możemy kupić coś, co zostało wyprodukowane w Polsce, ale nie róbmy tego ponad wszystko. Przekonujemy ludzi, żeby wydali pieniądze na rzecz równie fajną, ale stworzoną u nas. Nie ma też co ukrywać, że takie produkty są jednak droższe, bo nie ma na razie odpowiedniej skali, ale staramy się pokazać, że fajniej mieć coś wyjątkowego, niż rzecz z sieciówki.
Czy planujecie rozszerzyć jakoś swoją działalność?
Przede wszystkim chcielibyśmy zacząć sprzedawać na Zachodzie. Mamy też różne inne pomysły, ale na razie wolelibyśmy o nich nie mówić. Póki co najbliższa edycja Mustache Yard Sale odbędzie się 17 - 18 maja, co jest nowością, bo po raz pierwszy targi będą dwudniowe. Biorąc pod uwagę ilość osób, które odwiedziły ostatnią edycję chcemy zadbać o to, żeby podczas kolejnej warunki były bardziej komfortowe.