Mniejszość niemiecka w Polsce: pod oknem nie stoi już szpicel
Published on
Translation by:
Aleksandra ŁuczakOd około 20 lat w Polsce oficjalnie istnieje mniejszość niemiecka. Stało się to możliwe po upadku systemu socjalistycznego, który w mniejszościach narodowych widział zagrożenie. Wprawdzie relacje między mniejszością a większością społeczeństwa nadal niepozbawione są tarć, jednak obie strony zdołały się w międzyczasie do siebie przyzwyczaić.
- Owszem, jako na dziecko mówiące po niemiecku patrzono na mnie jak na raroga - opowiada Ewa Stolz, dziennikarka z Górnego Śląska. Pamięta dobrze: w jej rodzinnej gminie Daniec (Danietz) w województwie opolskim były na przełomie 1989/90 roku ledwie dwie-trzy rodziny, w których mówiło się po niemiecku. Stolz jest dziś redaktor naczelną niemieckojęzycznego programu Schlesien Journals, nadawanego przez lokalną telewizję od 1992 roku - specjalnie dla mniejszości niemieckiej.
Tymczasem upłynęło mniej więcej 20 lat od momentu oficjalnego uznania istnienia w Polsce mniejszości niemieckiej. Fakt, że polscy obywatele czują się Niemcami, jest konsekwencją drugiej wojny światowej. Po agresywnej i niosącej zagładę wojnie przeciwko swoim europejskim sąsiadom Niemcy utraciły tereny na wschód od Odry i Nysy. Niemcy, mieszkający wcześniej na tych terenach, po wojnie uciekli na zachód lub zostali tam przymusowo przesiedleni. Jednak Górny Śląsk, w czasie dwudziestolecia międzywojennego złożony z zachodniej (niemieckiej) i wschodniej (polskiej) części, był przypadkiem wyjątkowym. Wielu Ślązaków nie czuło się jednoznacznie ani Polakami, ani Niemcami. Poza tym komunistyczne władze potrzebowały fachowców i robotników do pracy w kopalniach okręgu śląskiego. I tak, kto został uznany za autochtona, czyli jednego z „miejscowych”, mógł zostać w Polsce. Podawanie się za niemieckiego Ślązaka nie wchodziło już potem w grę. - Do końca lat 80. człowiek, mówiąc po niemiecku, żył w strachu, że pod oknem może stać szpicel i nasłuchiwać - mówi Rudolf Urban, redaktor Schlesien Aktuell, niemieckojęzycznej audycji lokalnej państwowej rozgłośni Radio Opole.
Nowe prawa dla mniejszości
Wraz z demokratyczną transformacją sytuacja w Polsce zmieniła się diametralnie. Mniejszości narodowe takie jak niemiecka zyskały prawo do zrzeszania się w organizacjach, startowania w wyborach oraz krzewienia swojego języka i kultury. Mniejszość niemiecka na Górnym Śląsku stała się istotną siłą polityczną. Zyskała przy tym nie tylko sympatyków. „Farbowani Niemcy” - tak w latach 90. niektórzy Polacy nazywali swoich sąsiadów, którzy nagle zaczęli określać się mianem Niemców. Powód tego zarzutu był prosty: kto uzyskał od niemieckiego urzędy status Niemca, dostawał - jako drugi obok polskiego - niemiecki paszport, a przez to i dostęp do unijnego rynku pracy.
Kolejnym problemem były polityczne przekonania niektórych spośród przedstawicieli mniejszości niemieckiej. W niektórych gminach tolerowali oni propagandę niemieckich narodowych ekstremistów. Wielu Polaków było oburzonych tym, że Ślązacy o niemieckiej tożsamości nie tylko odbudowywali niemieckie pomniki ku czci poległych, ale też obwieszali je żelaznymi krzyżami, niemieckimi hełmami żołnierskimi i pamiątkowymi tablicami, w czym przypominali żołnierzy Wehrmachtu i członków SS. W 2004 roku ówczesna wojewoda Opola odbyła podróż po regionie, żeby dopilnować usunięcia prawnie zakazanych symboli.
Sukcesem jest dla niemieckich Ślązaków fakt, że w 22 gminach dzięki ich staraniom uznano niemiecki za język pomocniczy w urzędach, a w 24 wprowadzono dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości. Umożliwiła to ustawa o mniejszościach z 2005 roku. - Polacy jako większość nie byli zachwyceni dwujęzycznymi tablicami, ale je zaakceptowali - twierdzi Krzysztof Ogiolda, redaktor lokalnej opolskiej gazety Nowa Trybuna Opolska (NTO).
Spis powszechny jako „godzina prawdy”
W chwili obecnej mniejszość niemiecką trapią jednak inne problemy. 1 kwietnia 2011 r. rozpoczął się spis powszechny [potrwa do 30 czerwca, przyp. red.]. Jego wynik będzie miał wpływ na zakres praw danej mniejszości. - Jeśli źle wypadniemy, może być kiepsko - mówi Norbert Rasch, przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim. Już ostatni spis w 2002 roku okazał się rozczarowujący dla mniejszości niemieckiej. O ile jeszcze w latach 90. liczbę obywateli o niemieckiej narodowości szacowano na 300 000 do 500 000 tysięcy w całym kraju, to w 2002 roku tylko około 153 000 obywateli identyfikowało się z niemiecką tożsamością. Obecni przywódcy mniejszości niemieckiej obrali język i kulturę za kluczowe obszary swojej działalności. W ulotce pt. „Zwei Sprachen - doppelte Chance“ [„Dwa języki - podwójna szansa” - przyp. tłum.] centralna organizacja skupiająca mniejszość niemiecką wspólnie z Domem Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach namawiają do dwujęzycznego kształcenia. Żeby na dziecko, mówiące płynnie po niemiecku, nie patrzono już jak na raroga.
Pełna wersja artykułu w języku niemieckim dostępna jest na blogu autora.
Fot: kadr z filmu „Zwei Sprache - doppelte Chance”; video (cc) niemcywpolsce /flickr
Translated from Deutsche Minderheit in Polen: Vor dem Fenster steht kein Spitzel mehr