minipaństwo na majdanie niepodległości
Published on
Manifestantom na Majdanie Niezależności w ciągu kilkunastu dni udało się osiągnąć to, czego rządzącym na Ukrainie nie udało się osiągnąć w ciągu ostatnich dwudziestu lat - stworzyli oni sprawnie funkcjonujące minipaństwo, z własną służbą medyczną i porządkową, z ochroną, systemem pomocy socjalnej i prawnej, a nawet z własnym uniwersytetem
Manifestacje na centralnym placu naddnieprzańskiej stolicy przybierają formę tzw. protestu horyzontalnego. Życie protestujących nie skupia się jedynie na przemowach polityków i dyplomatów - ważną rolę odgrywają w nim teraz również wydarzenia poboczne, takie jak koncerty, panele dyskusyjne, rozgrywki sportowe – wszystkie oczywiście powiązane tematycznie z problematyką wstąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej. Różnorodne projekty realizowane przez organizatorów protestu podnoszą morale manifestantów, stwarzają przestrzeń dla ich rozwoju osobistego i pomagają przetrwać trudny czas koczowania w zaimprowizowanym na Majdanie obozowisku.
Majdan i Anty-Majdan
Oblicza protestujących zdradzają ogromne fizyczne zmęczenie, ale widać, że w ich oczach ciągle tli się ta najważniejsza nadzieja - nadzieja na lepsze jutro w zjednoczonej Europie. Przez tłum przeciska się grupa studentów z Krakowa z polskimi flagami. Spotykają się z bardzo ciepłym przyjęciem ze strony Ukraińców. „Czujemy się prawie jak Papież – śmieje się doktorantka UJ – ludzie chcą robić sobie z nami zdjęcia, machają, pozdrawiają nas. Myślę, że to wsparcie ze strony Polaków dodaje im sił”. Tymczasem na Anty-Majdanie, zlokalizowanym na położonym nieopodal placu Europejskim, powiewają flagi „Janukowycz – nasz prezydent”. Usłyszeć można również skandowane na przemian nazwiska Janukowycza i Putina. Wejście na plac od strony Majdanu Niezależności jest jednak niemożliwe – kontrmanifestacja jest dobrze chroniona przez kordon „Berkutu” i milicję.
Większość z protestujących jest zmuszona do stania na placu Europejskim, często pod groźbą utraty pracy.
Jednak niemal wszyscy mieszkańcy Kijowa zdają sobie sprawę z tego, że ta pozorna popularność Janukowycza wśród zebranych jest jedną wielką mistyfikacją. Większość z protestujących jest bowiem zmuszona do stania na placu Europejskim, często pod groźbą utraty pracy. Część zakładów, szczególnie ze wschodu kraju, przysłała na Anty-Majdan całe autobusy robotników, którzy mieli na manifestacji tworzyć sztuczny tłum. Części ludzi obiecano również wynagrodzenie za popieranie obecnego prezydenta, które jednak, jak wynika z najnowszych informacji, nie zostało im wypłacone. Obecna ekipa rządząca rozpaczliwie szuka poparcia i w tym celu ucieka się do iluzji rodem z głębokiego Związku Radzieckiego. Silnego sprzymierzeńca znajduje w rosyjskich mediach, które na protestujących na Majdanie nie zostawiają suchej nitki.
„Komsomolska Prawda” określa EuroMajdan mianem „dyżurnej pseudorewolucji” i oskarża przy tym organizatorów protestu o to, że manifestacje przeszkadzają normalnie funkcjonować mieszkańcom stolicy. „Mieszkańcy stolicy stoją na Majdanie” - śmieje się w odpowiedzi jeden z protestujących. Z kolei „Kommerstant” poprosił Gjennadija Zjuganowa, przywódcę Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, o komentarz w sprawie zniszczenia pomnika Włodzimierza Lenina. „Wszystkie dekrety i przepisy dotyczące utworzenia Republiki Ukrainy zostały sformułowane przez władze radzieckie i podpisane przez Lenina, więc zniszczenie pomnika jest atakiem na własną tożsamość państwową” - stwierdził polityk w odpowiedzi.
Ukraina jest gotowa na zmiany
„Na miejscu pomnika Lenina nie trzeba niczego stawiać" – oponuje na łamach ostatniego numeru „Krajiny” filozof Serhij Dacjuk – "zamienimy jednego idola na innego. Lepiej niech tam będą kwiaty, zamiast kolejnej grudy metalu”. Dacjuk przyznaje, że zniszczyć pomnik Lenina trzeba było już dawno, a nie dopiero na fali rewolucyjnych nastrojów, prawie ćwierć wieku po upadku Związku Radzieckiego. I tu rodzi się następne pytanie – czy Ukraińcy będą umieli zerwać ze swoją radziecką przeszłością? Pomnik Wodza nie był jedynym reliktem z czasów radzieckich. W Kijowie co chwilę możemy natknąć się na symbole Armii Czerwonej, sierp i młot zdobiące rządowe budynki, stację metra Teatralna (dawniej Leninska), z popiersiem Włodzimierza Illicza i cytatami z jego dzieł zdobiącymi cały peron. W mniejszych miastach i na wsiach ta tendencja jest jeszcze bardziej widoczna. Ulice dalej noszą nazwiska Lenina, Stalina, Trockiego, Dzierżyńskiego, a radziecka symbolika mocno rzuca się w oczy. Można odnieść wrażenie, że po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku nie zmieniło się tu absolutnie nic. Ukraińcy sami tłumaczą, że na zmianę nazw ulic, demontaż pomników i ozdób zwyczajnie nie wystarczyło pieniędzy. Poza tym są dumni ze zwycięstwa Armii Czerwonej nad Niemcami w 1945 roku, a Związek Radziecki kojarzy im się wciąż z młodością, siłą i jednością, nie zaś ze zniewoleniem.
„Wrogiem Ukrainy i osobistym wrogiem każdego z nas jest Wiktor Janukowycz. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której Rosja znów będzie miała pełną kontrolę nad naszą Ojczyzną”
Czy mieszkańcy Ukrainy są gotowi porzucić taką przeszłość dla przyszłości w Unii Europejskiej? Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest obecność na Majdanie weteranów wojny w Afganistanie, którzy jasno deklarują: „Wrogiem Ukrainy i osobistym wrogiem każdego z nas jest Wiktor Janukowycz. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której Rosja znów będzie miała pełną kontrolę nad naszą Ojczyzną”. Wygląda na to, że chęć wyrwania się z objęć Władymira Putina jest o wiele silniejsza niż sentyment do radzieckiej przeszłości.
Pomnik Lenina został już usunięty, a na pustym cokole powiewa błękitno-żółta flaga.