Miasto złudzeń? Młodzi imigranci w Berlinie
Published on
Translation by:
Aleksandra OwczarzJeśli szukasz cudzoziemców, którym ciężko się żyje w Berlinie, „znajdziesz ich bez problemu” – rzuca Marion, studentka, która spędziła rok w Berlinie. Co prawda Niemcy potrzebują imigrantów, ale w stolicy czynsze rosną, a pracę można znaleźć głównie w gastronomii. Pomimo to, wielu młodych Europejczyków przyciąga energia tego miasta, nawet jeśli czasem przeżywają rozczarowanie.
Oto wyjaśnienie berlińskiego mirażu.
Niewielkie podwórze w dzielnicy Kreuzberg. Młodzi ludzie rozmawiają i palą, siedząc w słońcu pod ścianą lub przy długich stołach z jasnego drewna. Słyszę niemiecki, angielski, włoski i hiszpański. Kay, nauczycielka niemieckiego w „Babylonia e.V” uprzedza mnie: „Nie mogę podać dokładnych liczb, ale coraz więcej osób uczestniczy w naszych zajęciach z niemieckiego, głównie Włosi, Hiszpanie i Grecy”. Trudno uciec od stereotypów, gdy znajdują potwierdzenie w rzeczywistości.
„Wszyscy młodzi imigranci pracują w cholernej restauracji!”
Przechodzę przez podwórze i stoję przed wejściem do budynku, który od lat 80. jest siedzibą stowarzyszenia „Babylonia”. Oferuje ono lekcje języka, a także pomaga cudzoziemcom radzić sobie z niemiecką biurokracją. Wchodzę na pierwsze piętro, gdzie w recepcji dwie osoby rozmawiają po hiszpańsku, a przez szybę widać Key prowadzącą lekcję. Na ścianach plakaty protestacyjne – na jednym z nich widzę nazwę Kopi, słynnego punkowego squatu z Koperniker Strasse. Berlińska „Babylonia” to szkoła inna niż wszystkie. Została założona w 1981 przez imigrantów. Ceny są atrakcyjne, a zajęcia bardziej alternatywne – zorientowane na politykę i aktualne wydarzenia. Nawiasem mówiąc, jednym z najszerzej dyskutowanych tematów podczas zajęć jest zniesienie zasiłku Hartz IV dla nowo przybyłych cudzoziemców. Ta polityka rządu uderza przede wszystkim w tych, którzy pierwsi padli ofiarą kryzysu, czyli w imigrantów z Włoch, Hiszpanii i Grecji.
„Zablokowani”
„Dwóch moich przyjaciół, w tym jeden Hiszpan, straciło zasiłek Hartz IV” – zwierza mi się Elisa, 30-letnia ciemnowłosa malarka z Włoch, która mieszka w Berlinie od niemal 3 lat. „Mnie on jeszcze przysługuje, bo pracowałam w restauracji. Wszyscy młodzi, którzy tutaj przyjeżdżają, pracują w jakiejś cholernej restauracji! Ale nawet z Hartz IV jest mi ciężko, pieniądze nie wpływają regularnie i czasem muszę czekać dwa miesiące”. Elisa chodzi na lekcje do „Babylonii” i marzy o tym, by otworzyć w Berlinie galerię, ponieważ „jest tu więcej wolności niż gdzie indziej, a ludzie są bardziej otwarci”.
Inaczej jest w przypadku Paco, który chce stąd wyjechać: „Niewiele rzeczy mi się podoba w tym mieście. Miałem tu nieprzyjemne doświadczenia. Przed przyjazdem wiedziałem, że Berlin to biedne miasto. Tutaj możesz się dobrze bawić, ale trzeba naprawdę dużo czasu, żeby się zintegrować”.Dafni, 29-letnia designerka pochodząca z Aten, czuje się „zablokowana”. „Nie mogę wrócić do Grecji z powodu kryzysu. Muszę zdecydować, czy zostać, czy wyjechać, ale jeszcze nie wiem, co zrobię. Czasami lubię Berlin, bo odnajduję tu pewną równowagę między wielką metropolią a spokojniejszym miastem. Innym razem, nie podoba mi się tutaj, bo jeśli nie mówisz po niemiecku, to potrzeba wiele czasu, żeby poczuć się częścią tego miasta, zwłaszcza, gdy nie należysz do żadnej grupy”.
Rosną ceny, ale nie płace
Coraz więcej Europejczyków, zwabionych dobrym stanem niemieckiej gospodarki, przyjeżdża do Berlina. To powoduje wzrost czynszów w niektórych dzielnicach. „To bardzo beztroski tryb życia – możesz robić dużo rzeczy mając niewiele pieniędzy” – mówi Greczynka Alina (25 lat), studentka designu, którą spotykam w kawiarni, w dzielnicy Kreuzberg. „Ale to się wkrótce zmieni, ceny rosną bardzo szybko. Widać to nawet w barach. Coraz trudniej też znaleźć mieszkanie, szczególnie w Kreuzberg, nie znajdziesz nic za mniej niż 400euro, nawet jeśli dzielisz z kimś mieszkanie. Jeszcze 2 lata temu, to było nie do pomyślenia”. W Berlinie, gdzie ma miejsce osławiony proces „gentryfikacji” oraz zwiększenie popytu, ceny od 2 lat rosną w szalonym tempie. Szukanie mieszkania może zająć kilka miesięcy. Marcel Krueger, Niemiec, który mieszkał w Irlandii, opowiada mi, że znalezienie lokum w Berlinie nie jest ani proste, ani tanie: „Średnia cena wynajmu wzrosła o 7,9% w ciągu dwóch lat, a czasem nawet więcej, w modnych dzielnicach, takich jak Kreuzberg, Prenzlauer Berg i Neukölln”.
Także rynek pracy nie sprzyja przyjezdnym. Manon, młoda artystka i blogerka z Francji, była zmuszona wyjechać z Berlina w 2011 r. Na swoim blogu pisze, że „trzeba łączyć tam kilka dorywczych prac”. „W Niemczech nie istnieje płaca minimalna, co pogarsza – i tak już bardzo złą sytuację ekonomiczną w Berlinie. Kelnerka pracuje za 4 euro za godzinę i często musi oddawać napiwki szefowi, który oznajmi jej: 'jeśli ci się nie podoba, w kolejce czeka piętnastu innych'”.
W skrócie, jeżeli jesteś spłukanym, zagubionym artystą lub wolnym strzelcem i podoba ci się perspektywa dzielenia z kimś mieszkania do trzydziestki, Berlin może być dla ciebie. „Wiele osób przyjeżdża do Berlina bez żadnego planu”- twierdzi Amelia(28 lat), doktorantka z Włoch, „Ja przyjechałam w takim momencie mojego życia, kiedy nie wiedziałam, co dalej. Ludzie naprawdę tu korzystają z życia, ale nie wiem, czy tego właśnie chcę – chciałabym robić coś konkretnego. Tutaj nie da się niczego osiągnąć”.
Miasto, w którym odnajdziesz sens życia?
Powszechnie wiadomo, że Berlin to miasto dla artystów, którym zabrakło weny i którzy przybywają do niemieckiej stolicy nie tyle po to, żeby coś stworzyć, ale żeby czerpać stąd energię. Wieczorem, po Karneval der Kulturen, obok vana w hippisowskim stylu, spotykam dwóch mężczyzn dyskutujących na temat Berlina.
Pierwszy z nich urodził się tutaj. Drugi ma na imię Axel i jest 29-letnimFrancuzem, mieszkającym w stolicy od niemal 7 lat. Według rodowitego berlińczyka, Berlin to nie miasto marzeń, a przyjezdni „podążają za pewnego rodzaju modą”, która ma niewiele wspólnego w rzeczywistością. Z kolei Axel jest zdania, że to miasto stanowi punkt odniesienia dla młodych ludzi szukających sensu życia. On sam nauczył się niemieckiego w praktyce, został nauczycielem i znalazł tu swoje miejsce. Bo, pomijając codzienne realia, Berlin docenia się dzięki jego najbardziej ulotnym aspektom, takim jak: energia, przestrzeń i czas. Wielu potrafiło wykorzystać swój czas w berlińskim labiryncie.
Artykuł jest częścią Multikulti on the Ground 2011-2012, serii reportaży zrealizowanych przez cafebabel.com w całej Europie. Przeczytaj więcej o Multikulti on the Ground. Podziękowania dla zespołu cafebabelBerlin.
Fot.: główna (cc) johncarleton/flickr (jej prace na: Getty Image); w tekście: © Marine Leduc
Translated from Berlin et les jeunes expats : juste une illusion ?