Participate Translate Blank profile picture
Image for Martine: Mama na wakacje

Martine: Mama na wakacje

Published on

Story by

Katha Kloss

Translation by:

Natalia Chlebowska

Lifestyle

Tego lata Martine została mamą na dwa miesiące i w ramach hiszpańskiego programu pomocy Vacaciones en Paz gościła w swoim domu dziecko uchodźców z Sahary Zachodniej.

Brahim z algierskiego miasta Tinduf powinien już za chwilę być na miejscu. Martine ma tremę. Jest koniec czerwca, a autobus wiozący dzieci z Pampeluny ma sześć godzin opóźnienia. Rano przez Saharę przetoczyła się burza piaskowa. W każdej z pozostałych rodzin, które niecierpliwie czekają wraz z Martine w prowincji La Rioja na północy Hiszpanii, jest już przynajmniej jedno dziecko. „To właśnie wtedy obleciał mnie strach i pomyślałam sobie «Boże, w co ja się wpakowałam?»”.

Martine jest pół Hiszpanką, pół Francuzką i w zasadzie mieszka w Paryżu, ale w te wakacje zdecydowała się na jeszcze jedną podróż. Pomysł przyjęcia do swojego hiszpańskiego domu dziecka z obozu dla uchodźców w Zachodniej Saharze już pewien czas temu pojawił się w jej głowie. Świat dawno puścił w niepamięć konflikt, który targa tamtym regionem. W 1975 roku Hiszpania wycofała się z kolonii na tamtych terenach, jednak niemalże błyskawicznie Maroko zaczęło rościć sobie prawa do dużego obszaru Sahary Zachodniej.

Podczas pracy w Parlamencie Europejskim Martine miała szansę odwiedzić istniejący już od ponad 40 lat obóz dla uchodźców w algierskim mieście Tinduf. To właśnie tam dowiedziała się o programie Vacaciones en Paz (Wakacje w pokoju), w ramach którego hiszpańskie rodziny zorganizowały w tym roku kilkutygodniowe wakacje dla około 1000 dzieci. Pierwsze kilka dni i nocy były dla Martine i 10-letniego Brahima czasem na oswojenie się ze sobą. Czy chłopiec powinien spać w łóżku, a może na ziemi? Udało im się jednak znaleźć całkiem niezłe rozwiązanie. „W te wakacje ja będę spać na podłodze – tak, jak Ty śpisz na Saharze, a Ty tak, jak ja zwykle śpię w domu – w łóżku”.

Gdy my rozmawiamy na Skypie, dziadek Martine przygotowuje akurat obiad. Plan dnia jest bardzo napięty. Rodzina siada do posiłku równo o 13:00, gdy Brahim wraca z zajęć sportowych. Później obowiązkowa sjesta – w hiszpańskiej prowincji La Rioja temperatury potrafią przekroczyć nawet 40 stopni. Mieszkająca tam część rodziny jest dla Martine dużym wsparciem. Przecież nie tak łatwo zostać mamą z dnia na dzień, bez żadnego przygotowania. „Nie wiedziałam na co się piszę. Przyjechało do mnie dziecko – całkiem duże dziecko. Nie rozwijałam się razem z nim, nie byłam do niego przyzwyczajona. Po 10 dniach czułam się fizycznie wyczerpana”.

Przyjaciel Martine zna arabski i na początku bardzo pomógł jej i Brahimowi. W momentach niepewności chłopiec mógł bowiem porozumiewać się w swoim ojczystym języku. Nie chciał jednak opowiadać o swojej skomplikowanej sytuacji rodzinnej. „Zaznaczyliśmy, że nie ma dla nas znaczenia, kim są jego rodzice, bo jesteśmy jego hiszpańską rodziną. Brahim nazywa mnie teraz swoją hiszpańską mamą” – uśmiecha się Martine.

Przy stole i między sobą rodzina rozmawia już tylko po hiszpańsku – tę zasadę ustalono bardzo szybko. Martine wspomina, że najpiękniejsza była dla niej zupełnie zwyczajna sytuacja – gdy Brahim samodzielnie wybrał się na zajęcia sportowe. „Gdy wrócił na obiad, zadzwonił do drzwi, , był taki dumny i szczęśliwy, że dał radę w wyścigu na 200 metrów”. Wspaniały był również moment, gdy chłopiec po dwóch tygodniach nauczył się pływać.

Czy każdy może zaangażować się w taki projekt? „Trzeba być otwartym i cierpliwym, przygotować się również na to, że nie zawsze możemy wpoić dzieciom nasze własne spojrzenie na świat” – mówi Martine. „One przyjeżdżają tu z zupełnie odmienną wiedzą o życiu. Czy Brahim powinien na przykład jeść widelcem? Jest przecież przyzwyczajony do nabierania jedzenia chlebem i właśnie tak robi większość ludzi na świecie. Mój tata uparł się jednak, że Brahim powinien używać widelca. Spytałam go zatem, czy gdyby pojechał na Saharę, to jadłby widelcem czy rękoma z pomocą kawałka chleba. Stwierdził, że widelcem. Odpowiedziałam: «To znaczy, że nie przestrzegasz reguł gry. Twoja kultura ma dla Ciebie większą wartość niż inne. Nie zgadzam się z tym»”. Czy Brahim je więc widelcem, czy pomaga sobie chlebem? „I tak i tak. Wszystko zależy od tego, czy akurat mamy na obiad spaghetti”.

___

W miarę jak dni stają się dłuższe i rośnie temperatura, coraz trudniej oprzeć się chęci oderwania się na kilka tygodni od codziennych spraw i oddania się grillowaniu albo plażowaniu. W naszym letnim projekcie The Other Side of Summer wydobywamy z cienia sylwetki młodych Europejczyków, którzy w wakacje pomagają innym - czy to w sąsiedztwie, czy po drugiej stronie kontynentu.

Story by

Translated from Martine: Mama für einen Sommer