Participate Translate Blank profile picture
Image for Letizia Battaglia: Palermo - jego trupy i jaśmin, dzieci i pistolety

Letizia Battaglia: Palermo - jego trupy i jaśmin, dzieci i pistolety

Published on

Translation by:

Default profile picture Katarzyna Anna Berto

kultura

Nie wiadomo, czy to Letizia wybierała sceny do swoich zdjęć, czy to faktycznie bieg wydarzeń czynił ją swoją narratorką. Nie jest to istotne. Ważne jest, że Palermo w końcu poczuło dumę ze swojej fotografki – zachwycającej, tryskającej energią osiemdziesięciolatki z burzą rudych włosów.

Letizia Battaglia wróciła do Palermo, tak naprawdę nigdy stamtąd nie wyjechawszy. Miasto, o którym opowiadała przez 50 lat przez pryzmat zdjęć, można teraz podziwiać na jej 140 czarno-białych fotografiach, wystawionych w ZAC, jednej z przestrzeni Cantieri Culturali alla Zisa. Podczas otwarcia wystawy Letizia Battaglia. Anthologia czuło się powiew patosu. Ludzie byli absolutnie pochłonięci oglądaniem zdjęć. Emocje emanowały też z ich oczu: ujrzeć w nich można było ból i tęsknotę wywołane wspomnieniami, ale też radość, połączoną z żalem, że młodzi już tamtego świata nie poznają. Cienka jak druciki nić, na których wiszą fotografie, łączy zwiedzających z ich znaną i docenianą autorką. Nicią tą jest miłość do Palermo.

Miłość trwająca całe życie

Nie sposób opowiedzieć o Letizii Battaglii bez odniesień do Palermo. Jej miłość do miasta, jak każde silne uczucie, była rodzajem szaleństwa i niosła za sobą desperację, cierpienie, krzyk, płacz, krew i pot. Wpływała na fotografowane ciała i na percepcję publiczności. Trudno opisać to prostymi słowami. „Zawsze kochałam Palermo i tęskniłam za nim. To rodzaj obsesji: jak przywiązanie do dziecka chorego na mongolizm, albo do kochanka, który cię odrzuca. Jak jestem tam [w Palermo – przyp. tłum.], to się nim cieszę, bo jest jak kwiat zasadzony w moim sercu. Ale przez to boleśnie odczuwam także brak Palermo. Jednocześnie czuję chęć zniszczenia go, bo sprawia, że cierpię, ale wiem również, że potrzebuję tego miasta” – tłumaczyła kiedyś fotografka.

 

W Cantieri Culturali zaprezentowano pięćdziesiąt lat włoskiej historii i pięćdziesiąt lat codziennego życia. Na fotografiach widnieją ciała zabitych, rozpacz kobiet, które straciły swoich mężczyzn, duma i nieustępliwość sędziów, zlewająca się z ich bezsilnością, bezczelność dzieci ulicy, słodycz zwykłych gestów. Jest to opowieść ułożona z wybranych obrazów uchwyconych przez Letizię Battaglię - nie ma innego sposobu na opisanie materiału tworzącego wystawę. Wszystkie fotografie są stronicami jednego wielkiego dzieła, są głosami tworzącymi wspólny przekaz, świadkami historii, którą mogą opowiedzieć jedynie obrazy.

Siła kontrastu

Siła kontrastu jest znakiem rozpoznawczym fotografki. W jej pracach widzimy haft na płachcie namiotu, która posłużyła do przykrycia zakrwawionego ciała, czy plakat Mundialu z 1982 roku (a na nim młodą Carmen Russo), stanowiący tło dla sceny potrójnego zabójstwa. Jest też „słodka rączka” podziurawionego kulami sędziego Cesare Terranovy oraz uderzająca dziecięcość dziewczynki z ogromnymi oczami, która ściska piłkę. Kontrast widać też na fotografii, gdzie pogodny akcent tworzony przez jelonka Bambi nadrukowanego na poduszkach należących do biednej rodziny, zestawiony jest z uzbrojonym dzieckiem. Kolejne zdjęcia przedstawiają strumienie uryny oddawanej przez przechodniów na ściany Palazzo Reale, czy niewypowiedzianie smutną parę narzeczonych.

Podczas lat fotografowania, Letizia Battaglia opowiadała koleje życia, przedstawiała społeczeństwo zarówno w jego wzniosłym, jak i podłym aspekcie. Tym samym obiektywem potrafiła uchwycić uśmiechy Leonarda Sciascia i Renata Guttuso, wściekłe spojrzenia, jakie Leoluca Bagarella rzucał podczas aresztowania, czy faul na młodym zawodniku, który kopnięty, w stanie krytycznym, upada na ziemię. Utrwaliła w kadrze godność, jaka emanowała od Giovanniego Falcone na pogrzebie generała Della Chiesa, delirium wszechmocy, jakie dopadło Andreottiego u boku Ignazia Salvo (zdjęcie to wykorzystano później w procesie przeciwko najbardziej wpływowemu członkowi CD), a także rozpacz młodego Sergia Mattarelli, wyciągającego z samochodu ciało swojego zabitego brata Piersanti. Na jej zdjęciach widać również aroganckich mafiosów podczas procesu 114. Dla fotografki nie było nic ważniejszego niż stawienie się ze swoim aparatem tam, gdzie działo się coś ważnego. Nie miały dla niej znaczenia wyzwiska, poszturchiwania, ani to, że ją opluwano, a tylko czasami ktoś się do niej blado uśmiechnął, czy uścisnął jej dłoń. Zapytana, dlaczego nigdy nie fotografuje piękna, odpowiedziała: „Dopóki pod cudownym, błękitnym niebem leży choć jedna zakrwawiona istota lub jest choć jeden młodociany narkoman, nie mogę zająć się pokazywaniem piękna”.

Palermo odwdzięcza się Letizii Battaglii

„Letizia, kto wie, czy to Ty zdobyłaś świat, czy świat zdobył Ciebie. W tej chwili to nieistotne” – napisał dziennikarz Attilio Bolzoni, jedna z wielu osób, które wpisały się do pamiątkowej księgi wystawy (opublikowanej przez wydawnictwo Drago w dwóch wersjach językowych: włoskiej i angielskiej). Inni, którzy pozostawili w niej notkę to osobowości ze świata kultury, fotografii, dziennikarstwa i polityki: Francesca Alfano Miglietti, Roberto Andò, Christian Caujolle, Nino Di Matteo, Helen Doyle, Donna Ferrato, Wim Wenders, Franco Zecchin i wielu innych.

Nie wiadomo, czy to Letizia wybierała sceny do swoich zdjęć, czy to faktycznie bieg wydarzeń czynił ją swoją narratorką. Nie jest to istotne. Ważne jest, że Palermo w końcu poczuło dumę ze swojej fotografki – zachwycającej, tryskającej energią osiemdziesięciolatki z burzą rudych włosów, która rozdaje na ulicach miasta uśmiechy i autografy. Na ulicach miasta, które dziś celebruje jej dorobek, ale które przez długie lata skazywało ją na niedocenienie.

Wystawa Anthologia Letizii Battaglii potrwa od 6 marca do 8 maja w ZAC, jednej z przestrzeni w Cantieri Culturali alla Zisa w Palermo. Kuratorem wystawy jest Paolo Falcone. 

Artykuł po raz pierwszy ukazał się na blogu redakcji lokalnej cafébabel Palermo.

Translated from Letizia Battaglia: cadaveri e gelsomini, bambini e pistole