L'Association: dobroczyńcy francuskiego komiksu
Published on
Translation by:
jarek dziaekSześć serii wydawniczych, kilka prezentacji na festiwalu komiksowym w Angouleme, jeden bestseller wydany w trzydziestu językach.
W ciągu 16 lat wydawnictwo L'Association bynajmniej nie próżnowało, wydając na świat komiksy niepokorne, ale i uniwersalne.
To historia niczym z wydanego przez nich komiksu "Les héros ne meurent jamais", czyli "Bohaterowie nie umierają nigdy". Wydawnictwo założyło wiosną 1990 roku siedmiu komiksowych wolnych strzelców, wyćwiczonych w bojach w kilku fanzinach, a pracujących wcześniej dla najbardziej awangardowych wydawców. Nic zatem dziwnego, że swoje wydawnictwo nazwali L'Association, czyli "stowarzyszenie". Również tytuł ich pierwszej serii wydawniczej "Éperluette" odnosi się do francuskiej nazwy znaku typograficznego &, oznaczającego spójnik "i".
Skandaliści
Po szesnastu latach dobre wróżby się spełniły. Paryskie wydawnictwo, które nadal mieści się w tym samym lokalu i zatrudnia ośmiu pracowników, oferuje katalog liczący blisko 300 tytułów. A w nim sąsiadują ze sobą z jednej strony najbardziej znani twórcy komiksowi, z drugiej - rysownicy i scenarzyści stroniący od rozgłosu. Oferują zarówno albumy klasyczne w formie, jak i te zupełnie nietuzinkowe, z najbardziej wyjątkowymi komiksami w formacie powieściowym, wydawanymi w kolekcji "Ciboulette".
Światowy sukces - "co za skandal!" wykrzykują z ironią założyciele wydawnictwa - przyniosło im wydanie czterotomowego komiksu "Persepolis" Marjane Satrapi. Ten bestsellerowy komiks przyniósł im poważanie znawców i komercyjny sukces. Irańska autorka, która zwyciężyła w 2001 roku na festiwalu w Angouleme w kategorii najlepszy debiut, potwierdziła swoją renomę albumem "Poulet aux prunes" ("Kurczak ze śliwkmi"), który zdobył w 2005 roku główną nagrodę dla najlepszego albumu komiksowego. Koniec końców jednemu z założycieli wydawnictwa L'Association - Lewisowi Trondheimowi, w uznaniu jego rozbudowanych i eklektycznych prac, powierzono szefowanie tegorocznemu, 34. międzynarodowemu festiwalowi komiksu w Angouleme.
Nie spoczywamy na laurach
Czyżby awangarda komiksu miała teraz zasiąść w pierwszych rzędach? Nie ma mowy, byśmy spoczęli na laurach - odrzucają zarzuty założyciele wydawnictwa. Zresztą nigdy nie było to w naszych zwyczajach, tłumaczą we wstępie do ostatniego katalogu wydawnictwa, zwracając jednocześnie uwagę, że pozorne bogactwo rynku komiksowego ze specjalistycznymi czasopismami, albumami na papierze kredowym, czy wydawnictwami typu graphic novel czy manga, jest bardzo mylące.
Komiks wchodzi obecnie w trudny okres, w którym, jeżeli nie podejmiemy walki, dojdzie do zastąpienia nowatorskich rozwiązań z ostatnich kilkunastu lat, przez półki pełne niby-komiksów bez serca i duszy, które nie szanują ani autorów, ani czytelników. W realiach komiksowej nadprodukcji, zamieszania i czasem nieuczciwej konkurencji, wydawnictwo L'Association nie zamierza bynajmniej wtapiać się w tło.
Wydawnictwo podporządkowane jest dwóm zasadom: upór i nieprzejednanie. I nie są to słowa rzucane na wiatr. Jean-Christophe Menu, jeden z filarów zespołu, wydaje się, że znajduje złośliwą przyjemność we wprowadzaniu tych zasad w życie. Pod pretekstem obowiązków związanych z obecnością na festiwalu w Angouleme, zmuszeni jesteśmy rozmawiać z nim za pośrednictwem deklaracji publikowanych przez wydawnictwo. „L' Éprouvette [wydawane przez nich czasopismo krytyki komiksowej] nie potrzebuje żadnych wzmianek w gazetach, dziękujemy”.
W opublikowanym w styczniu 2005 roku obrazoburczym eseju "Plate-bandes" przypomina, że wielu idzie w ich ślady, ale głównie po to, żeby wydawać beznadziejne komiksy. Dotarliśmy do momentu, w którym nie znajdowaliśmy żadnej przestrzeni, w której chcielibyśmy spełniać się jako autorzy.
Eklektyzm i wymagania
W latach 80. w świecie komiksów królowały standardowe albumy: 48 stron, kolorowe, w twardej okładce, tanie w wydruku, które podobały się zwłaszcza dzieciom. Pojawiające się wówczas nowe wydawnictwa próbowały bronić innych formatów, oferując komiksy czarno-białe, w papierowej oprawie, mniejszych rozmiarów, z większą ilością stron. To wtedy działały takie wydawnictwa jak Casterman czy Humanoides Associés, o których mówi się teraz, że są "często kopiowane, ale nikt im nie dorównuje". Dzisiaj to autorzy wydawnictwa L’Association mają nie tylko wiele do wyrysowania, ale też wiele do powiedzenia.
Na przykład komiksy w stylu intymnych zapisków, gorzkich, ale i ironicznych kronik codzienności. To są albumy, które pewnie nie zostałyby wydane gdzie indziej, lub które wydano by w dużo gorszym stylu. Ponadto nowe albumy, reedycje, tłumaczenia - dzieła oryginalne, ale uznawane już za klasykę gatunku. Nie uznajemy niewielkiej sprzedaży za porażkę, rzadko zdarza nam się czegokolwiek żałować, stwierdza Jean-Christophe Menu, przypominając, że L'Association jest z założenia instytucją non-profit, utrzymywaną ze składek członków.
Eklektyzm wydawnictwa potwierdza Marjane Satrapi, która przygotowując się do kinowej adaptacji "Persepolis", pojawiła się na antenie tuluskiego radia: Taka działalność jest we współczesnym świecie bardzo rzadka. Wierzę bardzo w niezależne wydawnictwa. Ja sama jestem żywym dowodem na to, że można zostać znanym i bogatym twórcą, wydając ciągle w niezależnej oficynie, nie publikując u innych. Uważam, że autor i wydawca są ze sobą w szczególny sposób powiązani. To jest robota, którą się robi we dwoje. Obaj muszą być sobie równi, nie można o tym zapominać.
Translated from Une Association têtue et exigeante