KRYM PO ROSYJSKIEJ STRONIE LUSTRA
Published on
Nostalgia urzędników za dawnymi czasami i tęsknota za Związkiem Radzieckim wzięły górę na Krymie. Po ponad półwieczu w granicach Ukrainy mieszkańcy półwyspu postanowili przyłączyć się do Federacji Rosyjskiej. O co jednak toczy się gra?
W referenfum, które odbyło się 16 marca, ludność Krymu jednogłośnie opowiedziała się za przyłączeniem regionu do Rosji. Warto jednak zadać sobie pytanie kto właściwie głosował, bowiem po podliczeniu głosów liczba osób biorących w plebiscycie przekracza 100% mieszkańców. Jak to możliwe?
Głosowanie w sprawie przyłączenia Krymu do Rosji przeprowadzono metodami rodem z głębokiego Związku Radzieckiego. Brać udział w referendum mogli nie tylko obywatele Ukrainy, ale również Rosjanie, którzy w punkcie wyborczym okazali kartę stałego, lub tymczasowego pobytu. Warto nadmienić, że ilość obywateli Rosji przebywających w Republice Krymskiej w ciągu ostatnich dni gwałtownie wzrosła. Nie pomógł również bojkot głosowania przez miejscowych Tatarów, którzy od grudnia jawnie wspierają krymskie ruchy narodowościowe. Tatarzy mieszkający na krymie zawsze sprzeciwiali się aneksji półwyspu przez Rosję, obawiając się powtórzenia scenariusza z czasów stalinizmu, kiedy ich przodkowie zostali z Krymu wygnani, lub wywiezieni wgłąb Związku do katorżniczej pracy. Już w trakcie referendum na murach Sewastopola i Jałty zaczęły pojawiać się nacjonalistyczne hasła skierowane przeciw tej mniejszości, unaoczniające, że obawy Tatarów nie były bezpodstawne.
Król jest głodny
Równocześnie warto zastanowić się nad motywami działań Władymira Putina. Anektując Krym, Rosja prawdopodobnie doprowadzi do upadku półwyspu, na którym brak infrastruktury niezbędnej do jego niezależnego funkcjonowania. Jeśli Krym pozostanie strefą zmilitaryzowaną, zabraknie tam również podstawowego źródła dochodu, czyli turystów. Niewykluczone, że Putin właśnie do tego dąży, chcąc z jednej strony ukazać międzynarodowej opinii publicznej Ukrainę wyniszczoną i niezdolną do podjęcia konkretnych działań, a z drugiej – skierować ruch turystyczny do rosyjskich kurortów, m. in. Soczi, zwiększając własny dochód, a zmniejszając wpływy do kasy swojego południowego sąsiada. Odcięcie Krymu od centralnej władzy ukraińskiej spowoduje również chaos finansowy i administracyjny. Przyjęcie rubla, które ma nastąpić od początku kwietnia, przyczyni się do wyraźnego spadku siły nabywczej pieniądza na półwyspie, a utrata ważności wszystkich dokumentów, nie tylko publicznych, ale również dotyczących spraw prywatnych, wywróci do góry nogami całe życie mieszkańców regionu. Zacznie się od zmiany danych teleadresowych, przez utratę ciągłości systemu edukacji, aż do utraty prawa własności. Jako przykład może posłużyć zmiana w systemie rejestrowania samochodów. W momencie włączenia Krymu do Rosji, ważność tracą takie dokumenty jak prawo jazdy, dowód rejestracyjny, czy ubezpieczenie. Niemożliwe w tym momencie staje się udowodnienie, że samochód stojący pod naszym (formalnie – już niczyim) domem jest nasz. Oczywiście podobnych przykładów, wynikających z nieuznania ważności dokumentów ukraińskich, będzie aż nadto.
My nie mówimy nic
W wyniku licznych rosyjskich prowokacji wojskowych oraz nadzorowanych przez wojsko, rozpoczęły się protesty we wschodniej części Ukrainy. Niewielkie grupy obywateli Rosji wywołały falę antyukraińskich manifestacji, mających ukazać światu, jak bardzo administracja premiera Jaceniuka nie radzi sobie z rządzeniem w tych obwodach. Według rosyjskich mediów Ukraińcy sami wywiesili rosyjskie flagi i niecierpliwie czekali na Putina - wyzwoliciela, który uwolni ich spod jarzma faszystowskich rządów „banderowców" z Kijowa. Zakrojone na szeroką skalę działania propagandowe oraz tłumienie informacji z niezależnych mediów dają pewne wyobrażenie o imperialnych ambicjach Władymira Putina. W ciągu ostatnich dwóch tygodni na Krymie zaginęło bez wieści około dziesięcioro dziennikarzy, którzy przyjechali na półwysep, żeby przedstawić Kijowowi rzeczywisty obraz sytuacji w regionie. Tymczasem na konferencji prasowej prezydent Putin zaprzeczył twierdzeniu, iż rosyjska armia ma jakikolwiek wpływ na wydarzenia w Republice Krymskiej, regularne oddziały wojska nazywając „lokalnymi bojówkami samoobrony Majdanu, które kupiły mundury w pierwszym lepszym sklepie z militariami".
najbardziej zatrważające jest milczenie Zachodu, który wspiera Ukrainę dobrym słowem i modlitwą, ale nie kwapi się, żeby wyegzekwować na Rosji sankcje za łamanie międzynarodowych konwencji dotyczących niezależności i integralności pańswa ukraińskiego
Wydaje się, że imperialne ambicje Władymira Władymirowicza nie mają granic, a Rosja wciąż pozostaje nienasyconym kolosem rodem z XIX wieku, dla którego główną siłą napędową jest wojna, a nie stabilizacja i rozwój gospodarczy. Jednak najbardziej zatrważające jest milczenie Zachodu, który wspiera Ukrainę dobrym słowem i modlitwą, ale nie kwapi się, żeby wyegzekwować na Rosji sankcje za łamanie międzynarodowych konwencji dotyczących niezależności i integralności pańswa ukraińskiego (podobnie, jak wcześniej Gruzji), obawiając się pogorszenia stosunków dyplomatycznych z Putinem.
Zimna wojna nadal trwa, z tym, że Mur Berliński przeniesiono na linię Dniepru. Nie wszyscy jednak zdają sobie z tego sprawę.