Participate Translate Blank profile picture

Kopernik - Wielkie Otwarcie

Published on

inside cafébabel

To jedno z najnowocześniejszych centrów nauki w Europie. Wyjątkowe eksponaty, prawdziwa misja, pierwsza na taką skalę instytucja na polskiej mapie. 5 listopada wyczekiwany, wzbudzający emocje Kopernik otworzył swe podwoje dla zwiedzających.

Nauka ma czasem ciężki orzech do zgryzienia.

Lata badań nad związkami pomiędzy dietą i trybem życia a jego jakością wielu z nas kwituje zdecydowanym „na coś trzeba umrzeć”. Jedni od kilku lat nie szczepią się na grypę, „bo wujka po zastrzyku ostatnio całego obsypało”. Inni nie zamierzają rzucić palenia - „jaki sens, skoro i tak we wszystkim, nawet w szamponie, są substancje rakotwórcze?”. Nie wierzą w osiągnięcia fizyki kwantowej, astronomii, ale w horoskopy. Słuchając mojej opowieści o profesorze uczelni z imponującą wiedzą, znajoma stwierdza, że owszem, może to i fajnie, ale w praktycznym (?) życiu z pewnością ów uczony się nie odnajduje. A już tym bardziej współczuje jego żonie, przecież mieszkać z kimś takim na co dzień nie sposób. Powszechne oburzenie wywołuje spojrzenie na ludzkie uczucia w jakikolwiek sposób związane z analizą biologiczno-chemiczną. Zdaniem wielu, filmy i eksperymenty tworzone pod tym kątem odzierają nasze emocje z „tego czegoś” - niedookreślonego, tajemniczego wymiaru.

Z drugiej strony, społeczeństwa, w których informacja i specjalistyczna wiedza stają się coraz cenniejszym towarem, stanęły przed nieznanymi dotąd wyzwaniami. Nowe technologie przypominają o sobie na każdym kroku, a modny ostatnio termin „nauki obywatelskiej” z akcjami w stylu zbiorowego liczenia galaktyk robi sporą karierę. Jak grzyby po deszczu mnożą się dostępne dla ogółu imprezy i instytucje naukowe. Otwarte właśnie Centrum Nauki Kopernik w Warszawie jest żywym dowodem na to, że coś się dzieje i to na międzynarodową skalę.

Aneta Prymaka, rzeczniczka Centrum mówi, że wszystko zaczęło się od Ruchu Festiwali Nauki i Pikników Naukowych. W ciągu jednego dnia na Pikniki przyszło nawet 150 000 osób. „Ludzie pytali o ciąg dalszy a dziennikarze i naukowcy zauważyli, że społeczeństwo nie rozumie nauki”, szczególnie teraz, gdy, jak dodaje, na porządku dziennym są debaty o in-vitro i modyfikowanych genetycznie roślinach. W ten sposób, w 2004 r. powstał zespół ds. Centrum Nauki,powołany przez ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. Po dwóch latach budowy wyłoniła się siedziba, położona w dość niesamowitej scenerii. Z okien widać nieprzeniknione odmęty Wisły, a unoszące się nad nimi mgliste opary przywodzą mi na myśl laboratorium chemiczne.

scharmaka.jpg

Zwiedzanie okazuje się zaskakujące już na samym początku: wita mnie przemiły, wygadany i rozśpiewany Wespian o wielkich oczach i patykowatych rękach. Dziwne mogłoby wydawać się tylko imię, gdyby nie to, że ten sympatyczny przewodnik jest… robotem i oprócz zdolności wokalnych ma też umiejętność naśladowania wielu ról filmowych. Jeśli myślicie, że na tym kończą się możliwości tutejszych nowatorskich eksponatów, to jesteście w błędzie. Już w listopadzie swoje sztuki zacznie bowiem wystawiać robotyczny teatr. Będzie można w nim zobaczyć szalony i nierzeczywisty świat zaawansowanych technologicznie robotów. Możliwe, że po raz pierwszy poczujecie tu przestrzeń czwartego wymiaru i spotkacie pochodzące z niego duchy - do takich zjawisk nawiązuje bowiem jedno z dwóch przedstawień, oparte na motywach powieści „Flatlandia” Edwina A. Abbotta. Nieco dalej, w galerii „Korzenie cywilizacji” spotkacie też Elektronicznego Poetę, stworzonego na wzór Elektrybałta Stanisława Lema. Postać jest trochę jak z XIX-wiecznego parku maszyn. Nosi staromodny, miedziany pancerz, zamiast ust ma trąbkę, a jej czuprynę tworzy książka z ruchomymi kartkami. Po zaproponowaniu jakiegoś słowa, w pocie oleju kleci brzmiące mniej więcej tak dzieło

„ Pewien gospodarz z Rakowa

Na bal chciał suknię szykować

Przy jednej się poparzył

Na więcej się nie ważył

Pod łóżkiem się ratował”

Ta część obiektu to zdaniem pracowników element wyróżniający na tle europejskich centrów nauki. Wśród tłumu rozkrzyczanych dzieci rozmawiam z Barbarą Domaradzką - ciemnowłosą, uśmiechniętą absolwentką historii sztuki z zacięciem naukowym. Została animatorką w Koperniku po wieloetapowym procesie rekrutacji. Z podobnych instytucji na starym kontynencie zna między innymi helsińską Heurekę, paryskie La Vilette oraz Centrum Nemo w Amsterdamie. Jednak w warszawskim Koperniku po raz pierwszy spotkała się z przestrzenią, „która łączy nauki humanistyczne ze ścisłymi”. Wspomina o niezamontowanym jeszcze dziele artysty z duszą naukowca, Paula Friedlandera. Wygląda na to, że Domaradzka jest w swoim żywiole - opowiada z przejęciem, a na jej twarzy rysuje się wiara w sens nowej instytucji. Jeden z jej ulubionych eksponatów to skomplikowana maszyna grupy Sharmanka, dla Domaradzkiej wręcz spirytualistyczna. Prawie kulę się przy ogłuszających dźwiękach muzyki, chcę jedynie zatkać uszy, ale jednak podnoszę głowę. Nade mną wznosi się przypominająca gigantyczny organizm latający machina. Konstrukcja, zrobiona z ręcznie wykonanych figurek, jest „nawiązaniem do tej latającej Leonarda da Vinci. Pokazuje, jakie znaczenie ma koło”.W kolejnej sali wypełnionej muzyką mały, na oko 6-letni „naukowiec” krzyczy nagle „chciałbym pograć na trąbce Eustachiusza!”. Słychać, że strefa dźwięku prowokuje do skojarzeń na różnych poziomach.

4344902132_70a7573245_o.jpg

Kolejna z pięciu otwieranych w tym roku galerii, „Strefa światła”, zabiera mnie w podróż z kryminalną zagadką w zanadrzu. Wraz z Arseniuszem Kronem i Inspektorem Fotonem, eksperymentując przy pomocy urządzeń z zakresu optyki, ulegając iluzjom, poznajemy historię oślepienia malarza, Henryka Matisa. Paradoksalnie, przez cały czas poruszamy się w półmroku, a wybudowane tu pokoje i uliczki na każdym kroku odkrywają coś niesamowitego. „Kartoteka twarzy” pokazuje, na jakiej zasadzie mózg radzi sobie z ich rozpoznawaniem, a lustra fenickie odtwarzają warunki przesłuchań podejrzanych może lepiej niż policyjne seriale. Testując pierwszy eksponat, zwiedzający może zapisać efekty swoich doświadczeń na specjalnej karcie magnetycznej, a później ściągnąć je z serwera i opublikować. W innym miejscu, stolik do mieszania barw pozwala zrozumieć przy pomocy zabawowych figurek z plastiku, jak robi to drukarka. Części składające się na wyposażenie galerii czasem kuszą, bo jak mówi Stanisław Łoboziak, student biologii i prawdziwy znawca swojej galerii, „zdarza się, że jakaś dziewczynka chce sobie zabrać misia, a chłopczyk słonika i wtedy musimy im tłumaczyć, że może jednak by je zostawili, bo innym dzieciom będzie smutno, jeśli nie będą mogły tego zobaczyć”. Podkreśla, że zdarzają się goście, którzy przez tę część Centrum po prostu przebiegają, a jest ona inna niż pozostałe, rozwiązanie zagadki wymaga zagłębienia się w temat. „Strefa światła”, podobnie jak teatr robotyczny, to „jedyna taka galeria w Europie”, mówi z dumą Łoboziak.

Buowa nadwiślańskiego centrum z ponad 350 eksponatami kosztowała miasto 365 mln zł (z czego 207 mln to wsparcie Unii Europejskiej). W przyszłym roku organizatorzy planują jeszcze otworzyć multimedialne planetarium, nową galerię doświadczalną „Re: generacja”, laboratoria i Park Odkrywców. Taki projekt, oprócz szampańskiego otwarcia, wymagał też udziału profesorskich sław - w Radzie Programowej zasiadają m.in. prof. Łukasz Turski, Aleksander Wolszczan i Magdalena Fikus. Pytanie, jak na te wspaniałości zareagują zwiedzający? Czy ich zainteresowanie pozwoli na zwrot ogromnych inwestycji ? To się dopiero okaże. Na razie widać, że niektórzy goście po prostu dobrze się tu bawią. W trakcie otwarcia odwołującego się do teorii powstania wszechświata w reżyserii Petera Greenaway’a i Saskii Boddeke, w oczach ludzi widziałam duże zaciekawienie. Autorzy „Wielkiego Wybuchu” w artystyczny sposób przypomnieli nam, że nauka była obecna już na początku, bo wszystko, w tym my… składa się z przeróżnych pierwiastków chemicznych. I tak jak bohaterowie filmowego spektaklu pytają bez końca „dokąd zmierzamy? Czy jest tam coś czy nic? O co w tym wszystkim chodzi?”, tak Centrum Nauki Kopernik dostarcza swoim gościom (przynajmniej niektórych) odpowiedzi.

Autor: Angelika Rudzka