Kino i urbaniści w mieście byłej socjalistycznej utopii
Published on
Co przychodzi Ci na myśl, kiedy słyszysz słowo "Czarnobyl"? Dzisiaj to już nie tylko największa technogenna katastrofa 20. wieku, ale też: wycieczki do Strefy Zamkniętej, ekstremalne i tajemnicze atrakcje, Prypiać - miasto, opuszczone przez mieszkańców. Mało kto jednak wie, że jest jeszcze jedno miasto, wprost związane z Czarnobylem - Sławutycz.
Prypiać to miasto z najkrótszą historią - tętniło życiem zaledwie 16 lat. Kiedy po katastrofie w Czarnobylu zostało porzucone, Sławutycz został jego dziedzicem. Jest najmłodszym miastem na Ukrainie - założonym w 1986 roku dla ewakuowanych pracowników elektrowni, mieszkańców Prypiaci i ich rodzin.
12 kilometrów od granicy z Białorusią, 60 kilometrów od miejsca katastrofy, nowe miasto zostało zbudowane w latach 1986-1988. Tworzyli go architekci i budowniczy z całego Związku Radzieckiego, każda brygada odpowiedzialna była za osobną dzielnicę. Każda z nich została nazwana więc na cześć miasta rodzimego ludzi, którzy ją zbudowali. Tak powstały dzielnicy Tallińska, Kijowska, Moskiewska, Wileńska, Ryska oraz inne - ogólnie jest ich 13. Często budowniczy za brakiem czasu i środków musieli przywozić ze sobą materiały budowlane, dlatego łatwo jest odróżnić wszystkie dzielnicy od siebie. Przykładowo, budynki w dzielnicy Erywańskiej są różowe, bo podczas ich budowy wykorzystywano tuf wulkaniczny, który jest powszechny w Armenii.
Zgodnie z pomysłem władz radzieckich, Sławutycz miał się stać nową utopią - idealne socjalistyczne miasto przyszłości. Jest na tyle mały, że nie potrzebuje środków komunikacji miejskiej, natomiast jest wyposażony w ścieżki rowerowe. W każdej dzielnicy jest osobne przedszkole.
Miasto zostało zbudowane na lesistych terenach, dlatego w centrum jest kilka dużych parków.
Praca większości dorosłych mieszkańców miasta w ten czy inny sposób była związana z elektrownią atomową, gdyż po katastrofie 1986 roku pozostałe trzy reaktory były zatrzymywane kolejno w 1991, 1996 i 2000 roku. W 2000 roku, w związku z zamknięciem ostatniego reaktora, dużo osób straciło pracę i wyjechało. Dzisiaj miasto liczy 25 tysięcy mieszkańców.
Sporo osób wciąż pracuje w Czarnobylu przy pracach związanych z nowym sarkofagiem nad czwartym reaktorem (budowę tego sarkofagu dokończono w ubiegłym roku) czy przy obsłudze zamkniętych reaktorów. Proces ostatecznego zamknięcia elektrowni będzie trwał jeszcze nie rok i nie dwa, ale już teraz mieszkańcy Sławutycza muszą myśleć o tym, czym zastąpić ten punkt oporny, wokół którego obraca się życie całego miasteczka od początku jego powstania.
Od czterech lat w Sławutyczu odbywa się też festiwal kina i urbanistyki „86” – przyjechaliśmy do miasteczka w dniu jego rozpoczęcia. Festiwalów filmowych na Ukrainie jest dużo, ale większość jest skupiona wokół największych miast – festiwal kina dokumentalnego „Docudays”, filmów krótkometrażowych KISFF, „Molodist’” w Kijowie lub Międzynarodowy festiwal filmowy w Odessie. Organizując więc festiwal w Sławutyczu, jego twórcy chcieli zapoczątkować coś, co w przyszłości stałoby się wizytówką miasteczka i przyciągałoby tu odwiedzających z całego kraju.
Część o urbanistyce w nazwie festiwalu dość organicznie wpisała się w kontekst Sławutycza, który de facto jest swojego rodzaju eksperymentem urbanistycznym. Swoje projekty prezentują artyści pracujący z gatunkiem land-artu, można też odbyć audio wycieczkę miastem – każdy uczestnik dostaje słuchawki i słucha wskazówek, które oprowadzają go po całym mieście, jeden raz nawet zawodząc do pobliskiego lasu.
Festiwal trwa 4 dni i w tym czasie centrum miasta rzeczywiście jest przeludnione. Goście mieszkają w mieszkaniach, które wynajmują im miejscowi lub w hostelu. Istnieje też inna opcja – jak żartują uczestnicy, „dla prawdziwych urbanistów” – w śpiworze na łóżku rozkładanym na dużej sali sportowej w miejscowej szkole. Nocują tam przeważnie studenci, śmiejąc się, że to im przypomina letnie obozy szkolne z czasów dzieciństwa w latach 2000. Ci, którym zabrakło miejsca w szkole, nocują pod namiotami na polu tuż obok budynków.
Wśród reżyserów zaproszonych na 86 był też polski dokumentalista Piotr Stasik. Zaprezentował swój film „21 New York”. Zapytaliśmy go o wrażenia o całym wydarzeniu oraz o mieście.
- Miałem wrażenie, że ten festiwal jest bardzo inny, jakby całe miasto było scenografią specjalnie do tego zbudowaną. Muzyka elektroniczna, której tam pełno, artyści rożnie eksperymentujący przetworzyli tę przestrzeń.
- Ilość zaproszeń na festiwale jest bardzo duża i od czasu do czasu musisz odmawiać. Z Europy Wschodniej jest natomiast stosunkowo mało zaproszeń, dlatego interesuje się tym, co się tam dzieje – mam poczucie, że Wschód mnie inspiruje.
Wcześniej reżyser odwiedzał również festiwal kina dokumentalnego „Docudays” w Kijowe.
- Mam poczucie, że dużo łączy te dwa wydarzenia. Jednak trochę inaczej się to odczuwa, jak się jest w małej miejscowości. W dużym mieście cały czas mam jakieś obowiązki, robię coś poza festiwalem... a w małym mieście bardziej czuję, po co tu przyjechałem i na jakim wydarzeniu jestem.
- Zastanawiam się tylko, o ile ta miejscowość na tym korzysta. Ileś tam pieniędzy zostawimy w sklepach, ktoś z tej miejscowości – może to być jednostka – ale jednak się zainteresuje tym, co robimy. Można się zastanawiać, czy nie robić takiego kroku „do” – mniej artystycznego a bardziej komercyjnego? Może, pokazywać też filmy, które są na granicy sztuki popularnej a wysokiej?
- Rozmowy po filmach były bardzo długie, później mnie zaczepiali na ulicach i o coś pytali. Dla mnie jest to pewna – tak to nazywam – siła chłonięcia filmu. Lubię takie połączenie Zachodu i Wschodu, czułem się jak w małym Berlinie – opowiada Stasik.
Dodaje również, że w Sławutyczu czuć jednak pewną „mroczną przeszłość”, której wynikiem było powstanie miasta:
- Jak przyjechałem do Sławutycza, miałem takie pierwsze wrażenia: nie ma reklam – bardzo mało samochodów, i to jest fajne – ale samo miasto wygląda starzej, niż rzeczywiście jest. Jest taka niezamierzona, nieszczęśliwa zbieżność losów Czarnobyla i Sławutycza. To są dwa paralelne miasta, które się zaczynają do siebie za bardzo zbliżać.
- Można zamienić Sławutycz w miasto kultury, musiałoby państwo dokładać do tego pieniądze. Podobnie było w Polsce w przypadku Katowic. Włożyli w to sporo pieniędzy. W Sławutyczu musi powstać coś zupełnie nowego – podsumowuje reżyser.