Jacek Woźniak: „Satyra jest buforem między władzą i społeczeństwem”
Published on
Kiedy w 1982 roku artysta i dziennikarz Jacek Woźniak przeprowadza się do Paryża, Jean Cabut, ikona francuskiej satyry rysunkowej, jest u szczytu swej kariery. Artyści mają wkrótce zostać przyjaciółmi i wspólnie wydać m.in. zbiór rysunków „Les impubliables” („Niepublikowalne”, red.). A później, 7 stycznia 2015 roku, Cabut ma zostać zamordowany w imię Allaha w redakcji „Charlie Hebdo”.
Z Jackiem Woźniakiem spotykam się na paryskim Marais, w pobliżu jego pracowni i redakcji „Le Canard enchaîné". Oczekuję zastać artystę ekscentrycznego i wyniosłego, bo przecież odniósł w życiu wiele sukcesów. Oprócz tego, że publikuje w takich tytułach, jak „Le Monde”, „La Libération” i wspomnianym „Le Canard enchaîné", tworzy cenione na całym świecie obrazy, plakaty i okładki płyt, a współpracował między innymi z Manu Chao i Archie Sheepem. Woźniak okazuje się jednak niezwykle skromnym i przyjaznym człowiekiem, który wita mnie słowami „Tylko nie Pan”, choć mogłabym być jego córką. Przez chwilę zastanawiam się, czy byłoby podobnie, gdyby rzecz działa się w Polsce.
Cabu już nie ma
W Polsce, z której wyprowadził się Jacek Woźniak, niewiele było miejsca dla niezależnych artystów. Bujnie kwitła za to propaganda i cenzura. Azylu artyście udzieliła Francja, gdzie doceniono jego oryginalny styl, nawiązujący do twórczości takich artystów, jak Joan Miró i Wassily Kandinsky. Proste i ekspresyjne obrazy Woźniaka są nośnym medium, którego Woźniak używa, by przekazać różnorodne treści, często satyryczne. W świecie Jacka Woźniaka roi się od energii i kolorów i to również od kolorów zaczęła się jego znajomość z Jeanem Cabutem, zwanym „Cabu”. „Kolorowałem mu rysunki, bo Cabu nie interesował się kolorami. Rysował dziecinnymi kredkami, to był cały on. Pierwsze, co robiłem, to rysunki do «Clubu Dorothée», emisji, której Cabu zawdzięcza popularność” – wspomina Woźniak. Po zamachu w „Charlie Hebdo”, w której zginął Cabu, Francuzi poczuli się, jakby ktoś odebrał im część dzieciństwa, bo rysownik był we Francji kimś, kim w Polsce był Pan Kleks. „Dopiero ponad tydzień po wydarzeniu zrozumiałem, że Cabu już nie ma” – mówi Woźniak. „Co ciekawe, bracia Kouachi [sprawcy zamachu, red.] urodzili się we Francji i być może oglądali «Club Dorothée»” – podejmuje po chwili. „Coś musiało się wydarzyć, gdy dorastali. Mówi się często, ze to doświadczenia w więzieniu zmieniają ludzi”.
W chwili naszego spotkania mijają dwa tygodnie od masakry, Francja nadal pogrążona jest w żałobie, a świat zaczyna piec islamofobiczna zgaga podsycana populistycznym dyskursem takich partii jak Front Narodowy czy UKiP. Z niemieckiego Drezna wypełza sarkająca rasistowskimi sloganami Pegida. Jednak zdaniem Woźniaka polityką terroryzmu nie powinno się ani próbować wytłumaczyć, ani poskromić, bo jest to zagmatwana i zatajona sfera. „Do wielu informacji nie mamy dostępu, ale to są rozgrywki ekonomiczne. Na pierwszym planie jest religia, ale polityki tu nie ma” - tłumaczy.
I ponieważ ta zatajona sfera ma jak najdłużej pozostać nieujawniona, w systemach edukacji na całym świecie zanikają ambicje kształcenia jednostek myślących krytycznie. „Dziś nie uczy się dzieci być przeciwko czemuś, uczy się tylko, jak zarobić pieniądze” – krytykuje Woźniak. „W Europie edukacja jest sztucznym tworem i poszła w złym kierunku już wiele lat temu. Młodych ludzi nie uczy się dziś tolerancji, lecz uczy się zdawać egzaminy” – dodaje. Zatem jakie zależności pomiędzy edukacją, wychowaniem i wolnością istnieją we współczesnym demokratycznym społeczeństwie? „Na pogrzebie Tignousa, Taubira (francuska minister sprawiedliwości, red.) powiedziała, że mamy wrażenie, jakbyśmy wszystko już wygrali, między innymi wolność słowa. Ale wolność to nie jest coś, co się raz zdobywa; to jest proces, który trzeba kontynuować, podtrzymywać” – wyjaśnia Woźniak.
Tu nie chodzi o religię, tu chodzi o pieniądze
Choć Paryż jest dla Jacka Woźniaka domem już od 33 lat, artysta regularnie odwiedza Polskę, która jego zdaniem ewoluowała w złym kierunku, inkubując na swym łonie krwawy kapitalizm zamieniający Polaków w armię konsumpcyjnych konformistów. „Nie o to chodziło w zmianach, które chcieliśmy przeprowadzić” – ocenia, zgadzając się jednocześnie ze stwierdzeniem, że w tej matni władzy pieniądza Polska nie jest przypadkiem odosobnionym. „Konsumpcja i religia są dwiema formami manipulacji. Manipulacja religijna również jest formą kontroli umysłów” – tłumaczy Woźniak. „Jeśli kontrolujesz pewną grupę ludzi, jeśli powstaje coś takiego, jak Państwo Islamskie – a tam jest ropa – to nie chodzi tu o religię, lecz chodzi o pieniądze”.
Do jakiego stopnia chodzi o pieniądze lepiej niż my mogą zdawać sobie sprawę politycy, którzy zapozowali do zdjęcia podczas marszu republikańskiego w niedzielę 11 stycznia. W celu uczczenia pamięci ofiar ataków i potępienia zamachu na wolność słowa na ulice Paryża wyszło wtedy ponad 1,5 miliona osób. „Wolność słowa nie jest wolnością częściową” – Woźniak nadal ma w pamięci czas spędzony w Polsce, gdy angażował się w działalność Solidarności i magazynów satyrycznych „Polytyka” i założonego przez niego „Wryja”. „Kiedy pracowałem w Polityce i Życiu literackim, każda gazeta miała cenzora” – wspomina. We Francji, którą zastał w ‘82, nie było takiego człowieka – zastępowała go autocenzura obyczajowa i kapitalistyczna. „W normalnej gazecie nie chciano opublikować rysunków z papieżem, bo nie wypada” – opowiada Woźniak. „Do tego dochodziła kwestia reklam – wiadomo, że gazeta, która publikuje reklamy Bouygues’a (gigant komunikacyjny i nieruchomościowy, red.) nie śmiała się z tej firmy”.
Każdy król miał błazna
Czy zatem dziś w Europie można śmiać się ze wszystkiego? Jak podchodzić do kwestii blasfemii w społeczeństwach niejednorodnych kulturowo i religijnie? „Jeśli w wielokulturowym i wielowyznaniowym społeczeństwie zaczniesz uważać na każdego, nie zrobisz nic. Albo będziesz bardzo poprawna i bardzo sztuczna. Tworzywo sztuczne po prostu” – ocenia Woźniak. „Jeśli chcemy iść do przodu, muszą być jakieś konflikty. Wymiana poglądów generuje mechanizm myślenia, że być może nie tylko ten, który ma siłę i pieniądze, ma rację”. W liberalnych społeczeństwach negacja, ośmieszanie, karykatura, komizm i groteska są nieodłącznymi elementami tej konstruktywnej wymiany poglądów. „Satyra jest buforem między władzą i społeczeństwem” – wyjaśnia Woźniak. „Ona amortyzuje szok. Gdyby papieże w katolicyzmie, a ulemowie w islamie mieli błaznów, nie byłoby dziś problemów, nie doszłoby do tragedii”. I choć logicznym wnioskom Woźniaka trudno nie oddać sprawiedliwości, nasuwa się pytanie, czy logika i trzeźwe rozumowanie kiedykolwiek miały udział w mechanizmach działania fanatyków. Zrozumienie i solidarność koją nasz strach przed tym, co może jeszcze się wydarzyć, ale czy są w stanie temu zapobiec? W pamięci nadal mamy kałasznikowy wymierzone w ołówki i nie ma chyba bardziej wymownego symbolu nierówności w tej schizofrenicznej walce.