Irlandia: Zielone życie na szmaragdowej wyspie
Published on
Zielony jest symbolem Irlandii, Świętego Patryka i koniczyny. Zielony to jednak również kolor rozwoju przyjaznego środowisku, a w tej kwestii Irlandia niestety pozostaje w tyle na tle Europy. Dystans dzielący ją od ekologicznych standardów Szmaragdowa Wyspa nadrabia na dwóch kołach!
Jest deszczowy czerwcowy dzień. Na pierwszy rzut oka Dublin sprawia wrażenie przeciętnego czystego i przyjaznego europejskiego miasta. Rowerzyści w kaskach i odblaskowych kamizelkach pędzą wzdłuż mokrych ulic, a nastolatki w piankach dają nura do rzeki Liffey. Prawda jest jednak taka, że w ciągu ostatnich 10 lat stolica Irlandii zmieniła się nie do poznania. Podczas ożywienia gospodarczego, które miało miejsce w latach 90., ryk Celtyckiego Tygrysa słyszać było w silnikach tysięcy samochodów kupowanych na kredyt. Dublin był bardzo zatłoczony, a pozostałości po tym, co kidyś miało być nowym typem społeczeństwa konsumpcyjnego, dogorywały na stertach odpadów. I wtedy nadeszła recesja, a wraz z nią nowe niepokoje.
Gdy Anne Bedos przybyła z Francji do Dublina w 2003 roku, zauważyła, że znalezienie używanego roweru w przystępnej cenie było w stolicy Irlandii niemalże niemożliwe. Było to paradoksem w mieście pełnym starych rowerów, porzuconych przez właścicieli, gdy ci kupili nowe samochody na kredyt. Anne założyła stowarzyszenie Rothar („rower” w języku celtyckim) i wystąpiła do miejscowych władz o pozwolenie na trałowanie złomowisk w poszukiwaniu starych rowerów do naprawy.
Dziesięć lat później w Irlandii zorganizowano drugi z rzędu „Krajowy Tydzień Rowerowy” i podsumowano dotychczasowe dokonania w dziedzinie ekologii. W celu ochrony rowerzystów przed innym uczestnikami ruchu ulicznego, władze lokalne wytyczyły nowe ścieżki rowerowe i wprowadziły zakaz wjazdu do centrum pojazdom wielkogabarytowym z wyłączeniem miejskich autobusów piętrowych. Rozpoczęty w 2009 roku Dublin Bikes (odpowiednik London's Boris Bikes) został uznany za najlepszy projekt tego rodzaju w Europie. Również wyniki były godne podziwu - po 10 latach od wprowadzenia zmian, liczba rowerzystów wzrosła o 68%.
Powrót dwóch kółek
Tryumfalny powrót rowerów jest konsekwencją problemów finansowych, z którymi obecnie boryka się Irlandia, uważana za jeden z najbardziej zadłużonych krajów w Europie. Benzyna i transport publiczny są drogie, więc jazda na rowerze jest dobrym sposobem na oszczędzanie pieniędzy. Po drugie, przemieszczanie się w ten sposób redukuje emisję gazów cieplarnianych. To bardzo potrzebne krajowi, który zostaje daleko w tyle z realizacją swych zobowiązań dotyczących redukcji emisji węgla.
Gdy w 2009 roku Partia Zielonych była częścią koalicji rządzącej, uruchomiono inicjatywę, która odegrała znaczącą rolę w promocji jazdy na rowerze. W ramach projektu „Rowerem do pracy”, pracodawcy zgodzili się dołożyć aż do 500 euro do zakupu każdego z rowerów, na które przesiedli się ich pracownicy by dojeżdżać do pracy. W Penny Farthing Cycles na Camden Street sprzedawca mówi nam z uśmiechem, że na trzy sprzedane rowery dwa zostały kupione w ramach tego projektu. Według jego obserwacji, po czterech latach od rozpoczęcia projektu, entuzjazm dla jazdy na rowerze nie osłabł.
„Choć nie ulega wątpliwości, że wszystkie te inicjatywy pomogły znormalizować jazdę na rowerze, wciąż wiele pozostaje do zrobienia” - mówi Anne Bedos. „Zmiany często zaczynają się na poziomie lokalnym, lub indywidualnym. Było tak w przypadku projektu Dublin Bikes, który był pomysłem poprzedniego burmistrza Andrew Montague'a. Jednak Irlandia wciąż nie posiada kompleksowej wizji ochrony środowiska” - dodaje.
Wpływy z zewnątrz
Desmond O'Toole, polityk z Partii Pracy z trzydziestoletnim stażem, przyznaje, że środowisko nie jest priorytetem w irlandzkiej polityce. „Wszystkie podjęte kroki i normy przyjęte w przeciągu kilku ostatnich lat były wynikiem realizacji dyrektyw europejskich. Podobna sytuacja ma miejsce również innych dziedzinach, jak na przykład w świadczeniach socialnych” - tłumaczy.
Zarówno Anne, jak i Desmond zdają sobie sprawę, że irlandzkie społeczeństwo, wciąż opornie angażujące się w walkę o ochronę środowiska, pozostaje także pod silnym wpływem zewnętrznych tendencji. Imigranci z innych państw UE, którzy stanowią prawie 10% populacji kraju, przywożą ze sobą własne, często przyjazne dla środowiska, zwyczaje, jak również swoistego ducha przedsiębiorczości.
Przykładem może być Belg Olivier van der Elst, który zauważył możliwości wzrostu na rynku rowerów elektrycznych i wraz z żoną Irlandką stworzył w 2007 roku Green Aer. Spotykamy się z nimi w deszczową sobotę na półwyspie Howth, gdzie, schowani pod namiotem, oczekują na przybycie rowerzystów biorących udział w wyścigu zorganizowanym w celu promocji niemieckich i holenderskich rowerów elektrycznych.
„Dublin jest stosunkowo niewielkim miastem. Jego mieszkańcy przemierzają codziennie średnio 12 do 15 kilometrów. To idealny dystans na jazdę rowerem elektrycznym, ponieważ ze względu na obecność silnika, możesz trochę poćwiczyć nie pocąc się przy tym za bardzo. To bardzo prosty sposób na przemieszczanie się” - mówi. Gdy wspominamy o deszczowej pogodzie zniechęcającej rowerzystów, protestuje, mówiąc, że w Holandii jest więcej deszczowych dni niż w Irlandii. „Deszcz nie stanowi tu problemu. Gorzej jest z wiatrem. Dlatego potrzebujesz niewielkiej pomocy silnika elektrycznego!” - tłumaczy.
Naród pragmatyków
Gordon, który właśnie pokonał dystans 18 kilometów, które dzielą nas od centrum, nie ukrywa swego entuzjazmu dla jazdy na rowerze. Ten irlandzki emeryt regularnie rozstawia swój stragan przed biurowcami i promuje elektryczne rowery wśród urzędników. Jeszcze kilka lat temu należał do ogromnej większości Irlandczyków, którzy postrzegali ochronę środowiska jako domenę wyłącznie tych, którzy wychodzą na ulice z transparentami.
„Irlandia jest narodem pragmatyków, nie zaś idealistów” - wyjaśnia Desmond O'Toole. „Jesteśmy bardzo przywiązani do piękna natury, ale na co dzień myślimy w kategoriach zysków, jakie potencjalnie może przynieść każda z przedsiębranych inicjatyw. Więc jeśli jakaś akcja pociąga za sobą możliwość zarobienia pieniędzy, potrzeba ochrony środowiska nie będzie najważniejszym z czynników decyzywnych” - dodaje.
Innymi słowy, ekologiczne ocalenie Irlandii nie przyjdzie ze strony polityków. Jednak mentalność tutejszego społeczeństwa nieustannie się zmienia i nowe praktyki stają się codziennością. Również recesja pociąga za sobą zmianę nawyków. Społeczeństwo obywatelskie jest bardzo otwarte na zewnętrzne inicjatywy i bierze przyszłość w swoje ręce. Ekologiczne ziarna zostały zasiane na Szmaragdowej Wyspie. Teraz pozostaje nam czekać na to, co z nich wyrośnie.
Ten artykuł jest jednym z reportaży, będących częścią projektu ''EUtopia on the Ground”, który ma za zadanie rozpatrywać przyszłości Europy. Projekt cafebabel.com otrzymał finansowe wsparcie Komisji Europejskiej, Ministerstwa Spraw Zagranicznych Francji, Fundacji Hippocrène oraz Fundacji Charlesa Léopolda Mayera.
Translated from Irlande : la vie en vert