„Halo, chcę się zabić” – o stażu w telefonie zaufania
Published on
Emilia lubi książki podróżnicze i piwo z sokiem. Emilia ma 26 lat i kręcone włosy, które zazwyczaj farbuje na rudo. Emilia przez rok była wolontariuszką w telefonie zaufania, gdzie przekonywała dzieci i nastolatków, że zerwanie to nie koniec świata i że da się coś zrobić z tatą, który bije.
Kiedy kończymy omawiać formalne aspekty wywiadu i przechodzimy do tematu jej pracy, Emilia zaczyna mówić pełnymi zdaniami. Im trudniejsze pytania, tym jej odpowiedzi stają się bardziej elokwentne. Padają nazwy chorób, zaburzeń, metod postępowania. Słowa płyną wolniej, są dobierane ostrożniej. Ostrożność, jak się okazuje już przy pierwszym pytaniu, ma tutaj kluczowe znaczenie.
„Dokładny adres siedziby jest tajny. Podstawą telefonu zaufania jest anonimowość, zarówno tych, którzy się z nami kontaktują, jak i wolontariuszy, którzy odpowiadają na telefony i maile”. Dlaczego? Czy nie łatwiej byłoby zwierzać się komuś, kto nie jest anonimowy? „Dzieci nie powinny przyzwyczajać się do tego, że rozmawiają o swoich problemach na odległość z kimś obcym. Tworzy się wtedy specjalna więź, a powinno się jej szukać bliżej. My nie prowadzimy terapii, tylko pomagamy wspólnie zdecydować, co można zrobić dalej. Telefon zaufania to pomoc doraźna”.
W święta dzieci czują się samotne
Pod numer 116 111 dzieci i młodzież z całej Polski mogą dzwonić od poniedziałku do niedzieli, w godz. 12-22. Znak czasów: o każdej porze dnia i nocy można też wysłać maila. Może nawet tak lepiej – żadna wiadomość nie zostaje pozostawiona bez odpowiedzi. Dodzwonić jest się trudniej.
„Telefon dzwoni bez przerwy, od otwarcia do zamknięcia, więc trudno jest mi powiedzieć, kiedy mamy największe obłożenie. Za to tematyka rozmów jest często związana z organizacją roku. Pod koniec semestrów nasilają się problemy z ocenami, z uczeniem się. W sierpniu mnożą się telefony od licealistów, którzy wybierają się na studia i nie wiedzą, co będzie dalej. W święta dzieci bardzo często czują się samotne. Niezależnie od pory roku, zawsze jest dużo telefonów w sprawie problemów miłosnych i przemocy”.
Poligon dla przyszłych psychologów
Emilia studiowała psychologię kliniczną dziecka i uznała, że nic tak nie przygotuje jej do pracy w zawodzie jak właśnie telefon zaufania. Staż trwał przez cały rok i był niezwykle czasochłonny. Niewiele osób może sobie pozwolić na takie obciążenie wolontariatem, liczba zgłoszeń nie jest zatem zbyt duża. Mimo to proces rekrutacji jest długi i wymagający. CV, formularze rekrutacyjne, rozmowa, potem zapoznanie z działaniem telefonu, miesiąc próbny, czytanie wskazanej literatury, szkolenia z rozmów i odpowiadania na maile – a i tak z piętnastu osób, które przyjęto w naborze Emilii, staż ukończyło tylko siedem. Niektórzy przeszli rekrutację, ale wykruszyli się zaraz, kiedy zaczęły się prawdziwe rozmowy.
Trudno powiedzieć jakie są cechy idealnego wolontariusza. „Na pewno otwartość, łatwość nawiązywania rozmowy. Szybko orientujesz się jakie są twoje braki i czego musisz się nauczyć, np. przełamywania wstydu przy rozmowach o seksie. Dla mnie na początku trudne było nazywanie emocji. Mówienie o uczuciach jest problematyczne. Ludzia są źli albo zadowoleni. Czasem smutni. To jest koniec. Na co dzień nie deklaruje się innych emocji. To potrzebne w moim zawodzie, ale to dla mnie umiejętność nabyta, a nie wrodzona”.
Dyżury trwają po trzy godziny i odbywają się kilka razy w tygodniu. Pół godziny przed i po to czas, gdy wolontariusze mogą porozmawiać o ostatnich wydarzeniach, zarówno tych z dyżuru, jak i z życia. „Opowiadamy o trudniejszych rozmowach, ale też o naszym nastroju, o tym, co u nas. W każdej chwili dyżuru możemy też poprosić o przerwę albo o pomoc”.
„Stała opieka merytoryczna doświadczonych specjalistów to jedno, ale nigdzie indziej nie znajdziesz takiego przekroju problemów. Dzieci opowiadają o wszystkim: od kłótni z koleżanką, przez problemy w związkach, po przemoc rówieśniczą i w domu. Nie zwrócą się z tym do pani pedagog w szkole – zadzwonić jest łatwiej. Dla kogoś, kto chce pracować z dziećmi i młodzieżą, to jedno z najcenniejszych doświadczeń zawodowych w życiu”.
Jak się rozłączy, to jest źle
Skąd chęć pracowania z dziećmi? Emilia przez dłuższą chwilę nie może znaleźć odpowiedzi. „Nie wiem dlaczego, ale tak po prostu jest. Nie mam cierpliwości do dorosłych, a dziecku potrafię coś spokojnie powtórzyć trzysta razy, a potem jeszcze raz. Lubię młodzież w tzw. «trudnym wieku», 14-15 lat – to ogromna satysfkacja widzieć, jak coś zaczyna im trybić. Dzieci często po prostu nie wiedzą jak sobie poradzić z problemem. Kiedy podsuniesz im rozwiązanie, robią to. Dorośli są mniej odważni – wiedzą co jest nie tak i co trzeba zmienić, a i tak tego nie robią”.
Może więc chodzi po prostu o poczucie władzy? Kiedy spędza się cały dzień, mówiąc dzieciakom jak naprawić ich życie, chyba łatwo popaść w samozachwyt? Emilia reaguje śmiechem. „Nie sądzę. Mogę czuć zadowolenie z tego, że młodzież mi ufa. To miłe, że jestem «spoko». Jeśli jednak zaczynam czuć się zbawicielem, to najczęściej oznacza, że tak naprawdę nie pomogłam, a podsunęłam jedynie doraźne rozwiązanie, bo na daną chwilę nic więcej nie można było zrobić”.
Co w takim razie z poczuciem bezsilności? Pojawia się w sytuacjach, których nie da się naprawić przez telefon. Kiedy nie ma szybkiego sposobu na wydostanie dziecka z przemocowego środowiska. Przy zaburzeniach odżywiania. Przy myślach samobójczych.
„Pierwsza rozmowa z samobójcą jest straszna. To jak u lekarzy – najgorsza jest strata pierwszego pacjenta. Najpierw pojawia się zaskoczenie. Ludzie tak często mówią, że mają depresję albo że się zabiją, że trudno jest potem nagle rozmawiać z kimś, kto naprawdę nie chce żyć. To jest prawie podjęta decyzja, a nie zwykły smutek. Nie możesz mu pomóc. W sytuacji zagrożenia życia możesz zarządzić interwencję, ale potem pozostaje ci już tylko czekać z rozmówcą na karetkę. Być może od tego co powiesz, zależy, czy się nie rozłączy w międzyczasie”.
Kto pomaga pomagaczom
Telefon zaufania uczy. Przede wszystkim prowadzenia rozmów – te w „prawdziwym” życiu nie różnią się tak bardzo od tych prowadzonych w czasie dyżuru. Telefon uczy też słuchania i tego, że podawanie gotowych rozwiązań nigdy nie ma sensu.
A co z problemami samych wolontariuszy? „W tym zawodzie czujesz się w obowiązku być mądrym w stosunku do siebie. Nie możesz nie zrobić czegoś, tylko dlatego, że jest to trudne i jednocześnie wymagać tego samego od dziecka”.
Emilia nie wierzy w czysty altruizm. „Robimy dobre rzeczy, bo sami się potem dobrze czujemy. Ale tutaj to nie ma znaczenia – efekt jest ten sam. I tak chodzi nam o to, żeby komuś pomóc”.
Po dwóch godzinach opowieści z psychologicznej linii frontu trudno odmówić skuteczności tej dziwnej mieszance pragmatyzmu i idealizmu.