Grzegorz Szczygieł: „Mimo wysiłków zawsze będziemy my i oni”.
Published on
Stary opel kadet – 500 zł. Karakorum Highway w Himalajach – sukces. Reportaż „Autem na dach świata” – zdobywa Benedykta na Wrocławskim Festiwalu Podróży 2008. „Duży może więcej czyli 40 000km dużym fiatem” to Europa i Azja widziana zza samochodowej szyby. Relacja z wyprawy otrzymuje wyróżnienie specjalne na festiwalu w 2009r. Sprawca całego zamieszania – Grzegorz Szczygieł.
Rozmawiamy o spotkaniach z obcym – człowiekiem, miejscem, zwyczajem.
Grzesiek jest ekonomistą. We Wrocławiu rozkręca własną firmę. Promuje rowery elektryczne. Przyznaje, że chce nie tylko prowadzić biznes, ale zachęcać ludzi do ochrony środowiska i ekologicznego stylu życia. To niepoprawny optymista, który nie przestaje marzyć o wschodnich zakątkach świata – i jeździ nie tylko palcem po mapie. Podróże z początku w celach zarobkowych przekształciły się w życiowa pasję, formę spędzania każdego wolnego skrawka czasu.
Rozmawiamy już którąś godzinę, a z jego oczu nie znika błysk. Czuję w jego słowach ciągły niedosyt. We wspomnieniach powraca do napotkanych po drodze osób. Mówi o wyjątkowym obcowaniu z nieznanym, gdzie naturalnie zarysowują się dwa światy – nasz i ich. Spotkanie obcego człowieka budzi różnorakie emocje, nierzadko obawy. Dzięki konfrontacji z innością ujawnia się wyraźniej kulturowa odrębność jednostek. Pytam, czy to wystarczy, aby obalić stereotypy? Grzesiek przekonuje mnie, że pobyt w Iranie pozwolił mu w pełni zrozumieć siłę uprzedzeń kreowanych przez media. „Dla Europejczyków Iran to wrogość i produkcja bomb. A w rzeczywistości to zaskakująco przyjazny kraj. Na granicy usłyszałem: Witamy w Iranie! Zaraz ktoś przyniesie gorącą herbatę” – opowiada ze wzruszeniem.
Gościnność płynie we krwi
Czy ma rację? Czuję, że nasiąknęłam złowrogim wyobrażeniem Iranu i trudno mi przełknąć bez oporu jego słowa. Czy oby na pewno Irańczycy to na tyle otwarty naród, przyjaźnie witający turystów? Grzesiek szybko rozwiewa moje wątpliwości i próby szukania dziury w całym. „Przybysze są traktowani ze szczególnymi honorami. Irańczycy czują się zobowiązani zaprosić cię do domu i porozmawiać” – mówi i zerka na mnie ukradkiem, czy wierzę mu na słowo, po czym kontynuuje. „W barach często płacono rachunek za mój posiłek. Pytałem kelnera, dlaczego to robią, odparł krótko: Jesteś naszym gościem. Esfahan, irańska kolebka kultury, miasto zlokalizowane ok. 340 km od Teheranu. Jestem na placu, gdzie miejscowi urządzają wieczorne pikniki. Zapraszają na herbatę i częstują serem. Podchodzi grupa osób, przyprowadzając ze sobą irańską studentkę. Dziewczyna zadaje pytania, tłumacząc jednocześnie pozostałym. Zbiera się w około z trzydzieści osób. Każdy chce o coś zapytać. Niesamowite. Kiedy popsuł się samochód, napotkany mężczyzna zaproponował, żebyśmy skoczyli z nim do najbliższego miasta po części. Zabrał nas swoim autem. W jedną stronę było 400 km! Wyobrażasz sobie, że po całodniowej wyprawie, pod żadnym warunkiem nie chciał zapłaty?”. Zapada cisza.
Nie wyobrażam sobie tego. Żałuję, że bezinteresowna pomoc to chyba tylko domena krajów za naszą wschodnią granicą – nie skomercjalizowanych, nie goniących za sukcesem, mających wystarczająco czasu by się zatrzymać. „Niestety ludzie Zachodu niewiele o nich wiedzą, wrzucając Irańczyków, Irakijczyków, Pakistańczyków czy Arabów do jednego worka. Irańczycy nazywają siebie Persami - potomkami Dariusza I Wielkiego. Nie lubią, gdy nazwa się ich Arabami. To wielka zniewaga. Napisałem do Polski SMS-a z pozdrowieniami. Dostałem odpowiedź: „Uważajcie na tej wojnie!”.
Dialog ponad wartościami?
Jak bym się czuła w świecie islamu nie tylko jako obca, turystka, ale też jako kobieta? Wzory kobiecości w kulturze Wschodu są mi obce. Czy to znaczy, że gorsze? Po prostu inne. „W pakistańskich małych miasteczkach nie widać kobiet. Zajmują się domem, polem i bydłem. Autobusy i plaże są podzielone na część męską i damską. Duże parawany, wchodzące w morze oddzielają je od mężczyzn. Kąpią się w pełnym stroju. Dla Pakistańczyków to tradycja”. Oboje wiemy, że zażarta dysk usja międzynarodowa na temat miejsca i roli pakistańskich kobiet jeszcze długo nie ustanie. Ale widzimy, że ich siła zaczyna być widoczna tuż obok. „W Iranie choć noszą chusty, ich obecność nie dziwi. Młode Iranki nie różnią się wiele od Europejek. Lubią pełne makijaże, modne ubrania i biżuterię. Mają swoje plany, kształcą się i rozwijają zainteresowania”.
Jednak różnice kulturowe wynikające z odmiennych doświadczeń historycznych nie ułatwiają nam pełnego dialogu. Gościnność jest niezmiernie ważna, a w wydaniu irańskim zaskakująca. Czy to wystarczy, aby żyć obok siebie? „Dzieli nas nie tylko język, tożsamość narodowa czy kulturowa. W Pakistanie jednostka się nie liczy . Kiedy jechaliśmy przez góry, poziom wody w rzece znacznie się podniósł, co uniemożliwiło przedostanie się na drugi brzeg. Koparka robiła specjalny nasyp, który miał to umożliwić. Samochody stały w długiej kolejce. W jednym z aut puściły hamulce. Wjechał prosto w grupę gapiów, wciągając pod wodę trzy osoby. Dwóch mężczyzn uratowano. Trzeci był prawdopodobnie martwy. Wrzucili go do ciężarówki jak worek. W furgonetce przywalonej przez głazy widziałem kolejne ofiary. Surowego podejścia do życia nauczyła Pakistańczyków burzliwa historia – ciągłe walki, zamieszki, zamachy”.
Czujemy, że Europa z roku na rok jest coraz bardziej wielobarwna. Kalejdoskop różnych idei, wierzeń, zwyczajów próbuje harmonijnie ułożyć spójną całość. Chcemy żyć razem. Wiem, że czeka nas ciężka praca. „Aby usprawnić wspólne funkcjonowanie powinniśmy wykorzystać doświadczenia państw wielokulturowych. Uzyskamy porozumienie, jeśli przyjezdni zaczną pracować, nie wykorzystując przywilejów socjalnych. Muszą się asymilować, uczyć miejscowego języka, szanować kulturę i panujące prawo. Musimy się szanować nawzajem i zrozumieć, że konflikty są wpisane w spotkania z obcymi. Mimo wysiłków zawsze będziemy my i oni”.
zdj.: © Grzegorz Szczygieł