Gated communities: osiedla dla bogaczy
Published on
Translation by:
Ewa GąskaKilka kroków od Genk i Hasselt, tak zwana "gated community", pełni rolę "najbardziej luksusowej rezydencji w Belgii". Zbudowana niczym opancerzony park wakacyjny, rezydencja wita bogaczy, oraz zamożnych biznesmenów cierpiących na brak poczucia bezpieczeństwa. Oto sprawozdanie ze złotego więzienia, gdzie strach idzie w parze z awansem społecznym.
Wszystko jest tak stworzone, aby ograniczyć kontakty międzyludzkie. Mury, bramy, żywopłoty... A ponad nimi wszechobecne kamery. Niemożliwym jest przekroczenie bramy, jeśli nie ma się kodu dostępu lub nie jest się gościem osoby mieszkającej w kompleksie. Wewnątrz znajduje się zawsze otwarty parking podziemny wraz z parkiem samochodowym, godnym księcia arabskiego. Stamtąd winda zabierze was bezpośrednio i dyskretnie do waszego pokoju, bez konieczności spotkania sąsiada z piętra. Po wejściu do apartamentu nie zapomnijcie zamknąć opancerzonych drzwi. Zamek, niczym ten w bankowym sejfie, pozwoli wam wreszcie poczuć się bezpiecznie w waszym własnym domu. Na zamkniętym osiedlu Rezydencji Bokrijkpark, w samym centrum Belgii.
W 50 apartamentach mieszka około 130 osób, które poszukują przede wszystkim spokoju. W twierdzy mieszka niewiele dzieci, większość rezydentów to emeryci lub biznesmeni w ciągłych podróżach, którzy łapczywie pragną bezpieczeństwa. Niemniej jednak Lenders & Partners, twórcy projektu, nie stworzyli do końca klimatu psychozy w rezydencji. Nie ma tu ani patroli, ani drutu kolczastego, ani tym bardziej wież strażniczych. Nie, dyskretne usługi Securitas wystarczają. Bokrijkpark daleko jeszcze do zabezpieczeń rodem z ''Zony'', ale za spokój trzeba jednak zapłacić swoją cenę.
Muzyka w windzie, BMW i państwo policyjne
"Mamy prywatny parking podziemny, gdzie nadaje się muzykę 24 godziny na dobę. Podobno dodaje nam to otuchy, mimo że ryzyko agresji jest tu niemal zerowe"
Vian Vianen pochodzi z Holandii. Dwa lata temu przeniósł się za granicę, aby zamieszkać w Belgii i natychmiast oczarowała go ta otoczona murem dzielnica. W wieku 72 lat, czuje się bardziej bezbronny wobec coraz częstszych przejawów agresji. To właśnie dlatego zdecydował zainstalować się w jednym z tych sześciu budynków, ukrytych za morzem bzu. "Czuję się tutaj dobrze, bezpiecznie. Nie muszę się o nic martwić. Wszystko jest tak przemyślane, aby całość dawała poczucie bezpieczeństwa. O, na przykład, mamy prywatny parking podziemny, gdzie nadaje się muzykę 24 godziny na dobę. Podobno dodaje nam to otuchy, mimo, że ryzyko agresji jest tutaj niemal zerowe." Paradoks polega na tym, że Vian nie uważa, aby ryzyko wystąpienia agresji było bardzo wysokie w Genk czy Hasselt. "Niby nie, ale nigdy nic nie wiadomo!". Christina Wanten, dynamiczna pięćdziesięciolatka, żyje w tej okolicy mniej więcej z tych samych powodów. "Dużo podróżuję i mieszkam sama. Kiedy wracam z Singapuru, Hong Kongu, Nowego Jorku, czy innej hałaśliwej metropolii, uwielbiam odnaleźć spokój. Tutaj, spokój jest niemal religią". Christina przyznaje, że czasami nie czuję się komfortowo myśląc o swojej sytuacji. "Widzi Pan, mieszkam sama. Bardzo dobrze powodzi mi się w życiu. Mam wspaniałe BMW. Mój sukces mógłby wzbudzić zazdrość, a ja nie mam nikogo bliskiego, kto mógłby mnie chronić. W sumie to można powiedzieć, że mury i kamery są trochę jak mój własny mąż-ochroniarz!".
Francis Haumont, prawnik specjalizujący się w planowaniu przestrzennym, ma raczej mieszane uczucia, co do tego złotego getta. Przede wszystkim, nie rozumie on tych, którzy celowo szukają podziałów społecznych. "Odcięcie się od reszty świata nie jest rozwiązaniem. Tak samo jak nic nie wynika z przywrócenia państwa policyjnego. Jedynie dialog i kształtowanie "wspólnej rzeczywistości" mogą nam dać nadzieję na życie w pokoju, ale nie stawianie nowych murów". Jednakże sympatyczny adwokat nie widzi żadnego przepisu prawnego, mogącego zapobiec rozwijaniu się tego fenomenu. "Każdy ma prawo tam zamieszkać, nie ma zatem mowy o naruszeniu praw konstytucyjnych. Jedynie pieniądze są pewnym ograniczeniem. Jeśli więc gate communities będą się rozwijać, trzeba będzie powziąć pewne zarządzenia". Francis Haumont chciałby przede wszystkim, aby władze pozwalały ludziom swobodnie wybrać ich przestrzeń życiową i warunki mieszkaniowe.
Nie rodzimy się wszyscy pod tą samą gwiazdą
Maximmo-Era, agencja nieruchomości z Genk, odpowiedzialna za projekt, ostro protestuje przeciw tym alarmującym. Jos Schellens, dyrektor agencji, wyjaśnia: "Nasi klienci są zamożni. Cena mieszkań często waha się od 750 000 do 1 miliona euro. Dodatkowo trzeba dorzucić opłaty w wysokości 350 euro miesięcznie za ochronę. Aby wykupić miejsce parkingowe trzeba zapłacić 20 000 euro. To dużo pieniędzy. Ale zasięgamy informacji o osobach, które od nas kupują. Chcemy wiedzieć, skąd pochodzą ich fundusze. W ten sposób, blokujemy drogę pewnej grupie nabywców".
"Nasi klienci są zamożni. Cena mieszkań często waha się od 750 000 do 1 miliona euro"
W każdym bądź razie, autarkia nie ma racji bytu w Walonii. Region jest zaniepokojony tym zjawiskiem, które powoli rozprzestrzenia się po całej Europie. 22 września tego roku, w parlament waloński w gorączkowym podnieceniu przypominał, iż zgodnie z prawem, ”Region Walonii jest terytorium wszystkich jej mieszkańców". Mimo to, ten sam region nie sprzeciwił się projektowi zamkniętych osiedli w Messancy, niedaleko Luksemburga. Projekt ten jednak nie został zrealizowany, ponieważ deweloperom brakowało środków finansowych. Tak czy owak, w świecie, gdzie mury upadają, gdzie bariery są znoszone, a ludność się miesza, gated communities są niczym innym jak mirażem w tym zglobalizowanym świecie. A miraże często wodzą zbłąkanych podróżnych na manowce.
Autor artykułu pisze także na swojej oficjalnej stronie internetowej pod pseudonimem Revizor.
Fot.: główna (cc) pensiero/flickr; w tekście: rezydencja (cc) dzięki uprzejmości oficjalnej stronie Bokrijkpark; plakat Zona (cc) dzięki upzrejmości oficjalnej strony filmu
Translated from Gated communities : résidences avec les riches