Erasmus Party na 34 hektarach
Published on
Translation by:
magorzata czechPokoje w Cité Universitaire są przez studentów programu Erasmus bardzo wysoko oceniane. Cité ma bowiem w swojej ofercie imprezy, boiska sportowe, park oraz współmieszkańców z całego świata.
Tutaj, w kuchni zawsze się coś dzieje, nigdy się nie jest samemu. Rozpromieniona Katja Böhme chwali swój nowy dom. Od września mieszka w "Domu Heinricha Heinego", niemieckim akademiku w Cité Internationale Universitaire de Paris i czuje się tutaj "naprawdę dobrze". Studentka sztuk pięknych z Osnabrücku otrzymała stypendium Erasmusa i przez rok ma możliwość, by pozostać we Francji. Właściwie o miejsce stypendialne w ramach programu Erasmusa ubiegałam się już po zakończeniu wszelkich możliwych terminów rekrutacji. Ale na szczęście udało mi się. Latem czeka na mnie jeszcze staż.
Kuchnia na czwartym piętrze "Heinego" jest wypełniona po brzegi. Na kuchence smażą się na patelni warzywa, gwiżdże czajnik. Nad zlewem wisi napis ostrzegawczy: "Faites votre vaisselle!" - Zmywajcie po sobie! Na stole znajdują się talerze, butelka wina i kilka kieliszków. Mamy tu świetną atmosferę, podkreśla Laura Nagels. 22-letnia studentka architektury jest jedną z 17 mieszkańców, dzielących między siebie kuchnię. Z Anvers w Belgii przyjechała na sześć tygodni do Paryża, by studiować w École de Beaux Arts. Jestem bardzo zadowolona, że udało mi się dostać miejsce w Cité, opowiada. Początkowo wynajmowałam w Paryżu wraz z innymi studentami mieszkanie, ale było to niesamowicie kosztowne! W Cité mieszkają tylko młodzi ludzie, wielu z nich jest na wymianie z ramienia Erasmusa. Łatwo można zawrzeć tu znajomości.
Miniatura światowej wystawy
Cité Universitaire rozpościera się na ponad 34 hektarach na południowym krańcu Paryża. W olbrzymim parku między trawnikami, kortami tenisowymi i boiskiem do gry w piłkę nożną rozmieszczonych jest 39 akademików. W studenckim miasteczku mieszka 5600 młodych ludzi. Na stypendium Erasmusa przyjeżdżają nie tylko Europejczycy, lecz również studenci z całego świata: z Brazylii, Japonii, Tunezji lub Maroko.
Domy studenckie przyporządkowane są poszczególnym krajom. Ze względu na to, że każda narodowość odpowiedzialna jest za swój budynek, Cité przypomina mini światową wystawę. Japończycy zbudowali sobie pagodę, akademik szwedzki przypomina Villa Kunterbunt słynnej Pippi Langstrumpf, Dania promuje się za pomocą czerwonego muru pruskiego i białych ram okiennych a szwajcarski Pavillon von Le Corbusier jest uważany za architektoniczne arcydzieło nowoczesności - mieszkańcy muszą często oprowadzać po kuchniach i korytarzach wycieczki zwiedzających.
Wielonarodowościowy mikrokosmos
Życie codzienne uważane jest również za międzynarodowe Każdy akademik może być tylko w połowie zamieszkany przez studentów jednaj nacji. Pozostałe pokoje zarezerwowane są na wymianę wewnętrzną Cité. Dzięki zasadzie "brassage" młodzi ludzie z różnych zakątków świata mieszkają w akademikach obok siebie. Pochodzą z Niemiec, ze Szwecji, Włoch lub Libanu. Sama "rekrutacja" do Cité jest restrykcyjna, gdyż wynajmowane tam pokoje cieszą się dużym powodzeniem. Do zamieszkania w samym tylko akademiku niemieckim jest sześciokrotnie więcej chętnych niż wolnych pokoi. Ubiegający się o miejsce musi studiować przynajmniej na trzecim semestrze i być przyjęty na jeden z paryskich uniwersytetów.
Kto został już przyjęty, może tu mieszkać przez trzy lata. Uważane to jest za luksus, którym zagraniczni studenci cieszą się aż do ostatniego dnia pobytu. Lecz pomimo niezaprzeczalnego faktu, iż życie w Cité jest wygodne i znacznie tańsze od wynajmowania paryskiego mieszkania, wszyscy w kuchni "Heinricha Heinego" zgadzają się ze stwierdzeniem, że czasami ten mikrokosmos przeszkadza w poznawaniu prawdziwego oblicza Paryża.
Z pikniku na imprezę w kuchni
Jak tylko wiosną pojawią się pierwsze promienie słońca, mieszkańcy oblegają dniem i nocą grande pelouse w środkowej części parku. Na trawnikach grają w frisbee lub na gitarze, piknikują i czytają. Kiedy tu przyjechałam, powiedziano mi od razu: W Cité wystarczy tylko samej usiąść na trawie i zaraz ktoś cię poderwie, relacjonuje Katja. I nieistotne jest to, czy nazwie się to podrywem, czy nie: W żadnym innym miejscu w Paryżu nie poznaje się ludzi tak szybko jak na grande pelouse, w Café-Terrasse czy w stołówce przy wejściu do głównego budynku.
Kto wierzy w opowieści o tym, że wymiana z ramienia Erazmusa to rok niekończących się balang, ten się nie myli. Poza tradycyjnymi imprezami w środowe wieczory w Maison Deutsch de la Meurthe, w każdy weekend organizowane są imprezy w jednym z akademików. Także pomieszczenia wspólne dają się jakoś wykorzystać: Ciągle robimy sobie w kuchni imprezy, wyznaje nam Katja. Jej kolega Tobias Keiling, smażący przy kuchence rybę, dodaje: Jak dziewczyny mają ochotę potańczyć, przynosimy po prostu laptopa. I zaczynamy się bawić.
Przeczytaj o Juanie Manuelu Domínguez, 28-latku, który wyruszył do Bolonii:
Miałem pojechać do Wenecji studiować historię, ale na ostatnią chwilę poinformowano mnie, że stosunki między moim uniwersytetem w Madrycie a tym w Wenecji, zostały zerwane, i, że mógłbym tylko studiować filozofię i arabistykę. W takim wypadku zamienił miejsce wyjazdu: do Bolonii. W departamencie zakwaterowania uniwersytetu w Degli Studi w Bolonii powiedzieli mi, że nie mogę wynająć nic, aż do czasu, kiedy wyląduję w mieście. Na zakończenie, już po wylądowaniu we Włoszech, okazało się, że na lotnisku zgubili jego walizki. Był koniec września i zajęcia już się zaczęły. Miałem dwie możliwości: znaleźć mieszkanie lub iść na zajęcia, zająłem się tym pierwszym. Nawet nie pobrałem jeszcze pieniędzy za stypendium, które wynosiło trochę więcej niż 100 euro miesięcznie.
Relacje zebrane prze Fernando G. Acuna
Tłumaczyła Aneta Ciupek
Translated from Erasmus-Party auf 34 Hektar