David Cerny: "Prezydent jest dupkiem"
Published on
Rozmowa z 40-letnim zaangażowanym politycznie rzeźbiarzem i performerem do którego na dobre przylgnęła etykietka "skandalista".
W książce "The Fucking Years" naśmiewa się z przyjętego w katalogach zwyczaju wyliczania sukcesów artysty i uznając seks za sferę swoich największych sukcesów przelicza lata twórczości na ilość... wyprodukowanej spermy (dla ciekawskich - 30 litrów).
Jest najbardziej rozpoznawanym czeskim artystą współczesnym. Wsławił się przemalowaniem na różowo czołgu - pomnika wyzwolenia Czechosłowacji przez Sowietów. Wśród jego prac znajduje się pastisz pomnika św. Wacława przedstawiający patrona Czech siedzącego na wiszącym do góry nogami zdechłym koniu, a także gigantyczne dzieci wspinające się na praską wieżę telewizyjną. Jego instalacja przedstawiająca związanego Saddama Husajna w akwarium z formaliną, nawiązująca do "Rekina" Damiena Hirsta, została usunięta w 2006 r. z wystaw w Polsce i Belgii. Zaprzecza jednak jakoby był sławny, a na wspomnienie słynnej rzeźby konia, odpala: "To koń jest sławny, nie ja!" Choć wojska radzieckie dawno zniknęły z krajobrazu Pragi, David Cerny nadal ma się przeciw czemu buntować.
Jest Pan znany ze wzbudzającej emocje twórczości i ciętego języka. Czy ma Pan problemy z władzami?
Najbardziej niemiły konflikt miałem dwa czy trzy lata temu. Rada dzielnicy Praga 1 ogłosiła konkurs na projekt pomnika II wojny światowej. Wziąłem udział w konkursie i, ku zaskoczeniu wszystkich, wygrałem. Niedługo później udzieliłem wywiadu mojemu koledze. Organizowaliśmy protest antykomunistyczny, a wtedy wielu postkomunistów było u władzy. Zostałem wezwany i zapytano mnie co sądzę o tym, że pomiędzy ludźmi, którzy zginęli stawiając opór Niemcom byli tez komuniści. Odparłem: "dobry komunista to martwy komunista". I to był koniec naszej współpracy, pomimo tego, że byliśmy już w trakcie spisywania umowy. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby odwołali konkurs. Problem polega na tym, że tego nie zrobili, a ja niemal co drugi dzień muszę przechodzić koło tego "pomnika", który wygląda jak wielobarwne rzygi.
Czy to nie przypadkiem urażone ego?
Nie! To nie kwestia urażonego ego, tylko poczucia estetyki!
Jaki był wpływ pięćdziesięciu lat komunizmu na miasto?
Cały kraj był zrujnowany i kompletnie zniszczony mentalnie. To tak, jakby spytać o rezultat II wojny światowej. Wystarczy wyjechać poza centrum i rozejrzeć się. Ohydne blokowiska wszędzie. Są niezniszczalne i otaczają całe miasto. Albo autostrada przez środek miasta! W żadnym innym kraju nie ma czegoś takiego! Ciągle mamy problemy. Po 15. latach mają opublikować dokumenty tajnej policji, dyskutuje się nad tym, czy lepiej to robić czy nie. Źle, że nie opublikowano ich od razu. Wtedy nie byłoby tych wszystkich spekulacji, kto był a kto nie był donosicielem. Na pewno są przypadki ludzi, którzy byli torturowani, podpisali lojalkę i uciekli z kraju. Są przypadki ludzi, którzy byli torturowani, podpisali i ostrzegli o tym wszystkich wokoło. Ale są też przypadki szanowanych dysydentów, którzy podpisali i zdradzali swoich przyjaciół i wysyłali ich do więzienia! I trzeba to w końcu powiedzieć!
Czy nie uważa Pan że obecnie miasto znowu jest niszczone; odzierane ze swojej aury tajemniczości stało się "Kafkalandem"?
Cóż, na pewno lepiej mieć miasto pełne turystów niż pełne radzieckiej armii. To jest cena przemian. Boom turystyczny prędzej czy później się skończy, moim zdaniem jest dobry, bo przynajmniej daje jakieś przychody, dzięki którym niektóre części miasta mogą zostać poddane renowacji. Oczywiście jeśli chodzi o kwestie planowania wolałbym zobaczyć cos mądrzejszego. Tym niestety władze nie zawracają sobie głowy.
A co Pan chciałby zmienić?
Jest kilka naprawdę koszmarnych budynków. Nie ma żadnej koncepcji, żadnego status quo pomiędzy ochroną i urbanizacją. Nie ma pomysłu na to co powinno zostać zachowane a co zburzone. W mieście jest milion budynków takich jak ten, w którym się znajdujemy, ale ponieważ jest to strefa chroniona, nie ma szans na wybudowanie tu czegoś nowego, co mogłoby być lepsze. Ostatnio toczy się dyskusja na temat budowy Biblioteki Narodowej, niedaleko miejsca gdzie stał największy na świecie pomnik Stalina. Konkurs wygrał Jan Kaplicky, znany architekt, (współautor projektu paryskiego Centre Pompidou), i zaraz setki ludzi zaczęły narzekać, że to zbyt nowoczesne albo zbyt jakieś-tam albo że nie pasuje do miejsca... Szkoda gadać! A to jest bardzo ładny projekt i byłoby wspaniale, gdyby właśnie tam powstał!
Które z Pana projektów nie zostały zrealizowane i dlaczego?
Zaprojektowałem masturbującego się Tytana. Miał siedzieć na dachu Teatru Narodowego a z jego penisa miała co jakiś czas tryskać woda. Niestety nie został zrealizowany. Dyrektor teatru okazał się tchórzem. Projekt miał powstać przed referendum w 2003 roku decydującym o wstąpieniu Czech do Unii Europejskiej, kiedy nikt nie wiedział, jak zagłosują ludzie ze wsi. Chciałem sprowokować nacjonalistów. Prezydent Klaus wypowiadał się wtedy zdecydowanie przeciwko Unii, on w ogóle jest dupkiem. To był więc mój sposób pokazania, że ten naród jest pełen debili i onanistów.
Powstał za to w centrum Starego Miasta pomnik-fontanna przedstawiający dwóch mężczyzn oddających mocz do sadzawki w kształcie mapy Czech. W większości krajów europejskich musiałby się Pan liczyć z procesem sądowym.
[Śmiech] Tylko dlatego, że to prywatna inwestycja. Zabawne jest to, że kilka miesięcy temu, na jesieni, zwołano spotkanie skinheadów, którzy pozdrawiali się, wrzeszczeli "heil" i ruszyli w tamtą stronę, chcąc zniszczyć instalację. Naprzeciw im wyszła policja, która tarczami z pleksi osłoniła rzeźbę. Czy to nie ironia?
Mieszkał Pan przez dwa lata w USA. Co uważa Pan za największą różnicę między Stanami a Europą?
Sposób pracy banków! [Śmiech] A tak na serio, to sztuczność. Miałem już się tam przeprowadzać i nagle stwierdziłem że wkurza mnie to, że wszyscy są mili bo jestem "tym rzeźbiarzem z Czechosłowacji". Znudziło mnie to, jednocześnie więcej zabawnych rzeczy mogłem robić tutaj. Przez kolejne dwa lata wahałem się, w końcu wylądowałem tutaj. I to nie tylko ze względu na dziewczyny!
Żałuje Pan czasem?
Oczywiście! Boże! Cały czas! Ale z drugiej strony, skończyłem właśnie całkiem dużą rzecz dla Stanów i jestem w trakcie robienia kolejnej stałej instalacji, więc wciąż jakoś mogę na swój sposób tam istnieć jako rzeźbiarz. Nie w Nowym Jorku, w Północnej Karolinie. Na kompletnym zadupiu! [Śmiech]
Jak nazwałby Pan siebie? Artystą, performerem, działaczem politycznym?
Mam nadzieję, że pod koniec życia będę mógł powiedzieć "byłem dobrym rzeźbiarzem".