Participate Translate Blank profile picture
Image for Czego dowiedziałam się o niemieckiej kulturze jedzenia dzięki pracy w supermarkecie

Czego dowiedziałam się o niemieckiej kulturze jedzenia dzięki pracy w supermarkecie

Published on

Lifestyle

Zapomnij o kiełbaskach i ziemniakach – prawdziwa niemiecka kuchnia jest o wiele bardziej zróżnicowana, a czasami nawet bardziej dziwaczna niż wskazują na to stereotypy. Relacja amerykańskiej studentki pracującej w supermarkecie w Hamburgu.  

Pracuję w jednym z sieciowych niemieckich supermarketów, gdzie zajmuję się zamówieniami internetowymi klientów. Moja praca polega na obsłudze małego i poręcznego skanera, targaniu wielkiego wózka i umiejętności lokalizacji najbardziej nietypowych produktów, począwszy od Studentenfutter (coś w stylu mieszanki studenckiej składającej się z suszonych owoców i orzechów), poprzez maślankę o smaku mango (tak, Niemcy piją dziwne maślanki), a skończywszy na serku wiejskim Hüttenkäse.

Jestem studentką dziennikarstwa i pracuję w markecie na pół etatu, aby zasilić swoje skromne fundusze. Mimo, że nie mam nic przeciwko wykonywaniu tego typu pracy, trochę dołuje mnie to, jak niezdrowo odżywiają się ludzie. Podobnie jak dla Amerykanów, dla wielu Niemców podstawą diety wydają się być mrożone pizze, zupy w puszkach oraz gotowe dania. Nie wspominam już o niezliczonych rodzajach chipsów i słodyczy, które oferują niemieckie fabryki słodkości takie jak Milka, Haribo czy Ritter Sport. W Niemczech natknęłam się nawet na nawet chipsy o smaku paprykowym i bekonowym, o których istnieniu nigdy wcześniej nie słyszałam. Nie zapominajmy także o tanim jak barszcz alkoholu! Dostaliśmy dziś zamówienie na osiemnaście jednolitrowych butelek ginu Gordon wraz z osiemnastoma butelkami toniku Schweppes (mogę tylko przypuszczać, że kroiła się niezła impreza, w przeciwnym razie oznacza to, że nasz klient ma poważne problemy alkoholowe). Cena do zapłaty za osiemnaście litrów 40% alkoholu? Jedyne 180 euro zaznaczając, że każda z butelek kosztowała niecałe 10 euro.

Ponadto, zaobserwowałam również, ze Stany Zjednoczone nie dorównują Niemcom w kwestii przetworów mlecznych. W mojej ojczyźnie podział jest prosty: mleko, masło i jogurt. Jedynie w większych marketach można znaleźć śmietankę, serek kanapkowy, serek wiejski, śmietanę i może nawet crème fraîche — o ile wiesz gdzie szukać. Poza wymienionymi produktami, Niemcy oferują twaróg oraz substancje na bazie tłustego mleka, którą można rozsmarować na chlebie lub zajadać łyżką. Wszystkie z powyżej wymienionych produktów można znaleźć w co najmniej dwóch wersjach o różnej zawartości tłuszczu, a nawet to przedstawia się w dziwny sposób — zamiast 1% czy 2% mleka, w zależności od firmy znajdziesz 1,3%, 1,5%, 1,8%, 3,5%, i 3,8%. Mimo niemieckiego zamiłowania do serów ze świeżego mleka, w supermarketach nie uświadczysz mleka prosto od krowy. Dostępne są za to te super-spasteryzowane i nie wymagające chłodzenia. Wspomniane produkty występują w szerokim zakresie smaków od słodkich i owocowych w kwestii mleka i jogurtów, po ziołowe, paprykowe i czosnkowe w ofercie serków kanapkowych i twarogów.

Życie w Niemczech uświadomiło mi również, że istnieje o wiele więcej rodzajów chleba niż początkowo przypuszczałam. Zwykły chleb tostowy nie jest tutaj tak popularny, a pulchny biały chleb jest praktycznie niespotykany. Mieszkańcy Europy Północnej preferują natomiast pieczywo pełnoziarniste, chleby z orzechami i bardzo ciemne wypieki żytnie. Natknęłam się na chleb słonecznikowy i dyniowy, chleb z nasionami, chleby z dodatkiem ziemniaka, marchewki, pełnoziarnisty i proteinowy, ale na tym lista się nie kończy! Kiedy Niemiec zaprasza cię na śniadanie możesz oczekiwać przynajmniej dwóch rodzajów pieczywa z rożnymi dodatkami do smarowania, włączając w to twarożek, serek kanapkowy, ser w plasterkach, wędlinę, masło, dżem lub Nutellę. Natomiast w Holandii i Belgii popularną opcją śniadaniową jest kromka chleba obsypana czekoladowymi wiórkami. W tej części świata pieczywo z dodatkami uważane jest za pełnowartościowy posiłek, a jednym z lepszych tego przykładów jest tradycyjna duńska potrawa - smørrebrød.

EDEKA Supergeil (feat. Friedrich Liechtenstein) - Ten utwór to swoista oda do niemieckich supermarketów

Jednym z bardziej kuriozalnych niemieckich kulturowych fenomenów, który dziwnym trafem nie stal się jeszcze popularny poza granicami Niemiec, jest zamiłowanie do wody mineralnej. Zgrzewki 1,5-litrowej wody lub dwunastolitrowe baniaki są moim najmniej ulubionym zamówieniem do zrealizowania częściowo dlatego, że nie mogę powstrzymać się od obwiniania klientów za marnowanie pieniędzy i rujnowanie środowiska, częściowo z powodu ciężaru i niewygody związanej z taszczeniem, a szczególnie znalezieniem odpowiedniej wody, ponieważ jest mnóstwo różnych rodzajów. Ponadto w zależności od marki, poziom nasycenia dwutlenkiem węgla jest różny, począwszy od zwyklej wody niegazowanej, poprzez delikatnie gazowaną i całkowicie gazowaną. Podczas kiedy ja i moja współlokatorka poimy się wodą z kranu, co uważamy za niezawodny sposób na zaoszczędzenie studenckiego grosza, większość niemieckich gospodarstw domowych w spiżarni ma zawsze wielką zgrzewkę 1,5-litrowej wody do popijania podczas posiłków. Niemiecka gościnność nie akceptuje słowa „nie” dla wody mineralnej. Każda prośba o wodę z kranu spotyka się tutaj z odpowiedzią w stylu: „daj spokój, nie będziesz przecież pić kranówy, mamy wodę mineralną!”

W Niemczech wczesne lato to sezon truskawkowo-szparagowy. Gdzieś pomiędzy majem i czerwcem odsłaniają się nagle setki małych straganów w kształcie truskawek sprzedających szparagi oraz owoce sezonowe. Naturalnie truskawki są tu najbardziej popularne ale widziałam także maliny, jagody oraz wiśnie. Należy tutaj nadmienić, że szparagi w kulturze niemieckiej zajmują specjalne miejsce. Przyznam szczerze, że jeszcze nie do końca to pojmuję, ale podejrzewam, że dzieje się tak częściowo dlatego, że zwiastują nadchodzące lato, a ludzie dorastali zajadając się nimi, przez co warzywa te znaczą tak wiele. Jako Amerykanka jestem przyzwyczajona do zielonej odmiany szparagów z centralnego Waszyngtonu, grillowanych, gotowanych na parze czy tez spożywanych na surowo. Niemcy natomiast preferują grubsze, bardziej mdłe łodygi białych szparagów, najczęściej spotykanych w formie mdłej zupy krem (nadal nie potrafię zrozumieć źródła jej popularności). W wielu restauracjach w tym sezonie umieszcza się specjalne szparagowe menu wzbogacające regularną ofertę.

Mimo, że w tradycyjnych domach niemieckich babć wciąż można spotkać autentyczny sznycel czy kiełbasę, dania jakie na co dzień spożywają przeciętni Niemcy znacznie różnią się od tych popularnych pięćdziesiąt lat temu. Mrożone pizze czy batoniki wydają się cieszyć niesłabnącą popularnością w całym zachodnim świecie i Niemcy nie są tutaj wyjątkiem. Jeśli jednak masz ochotę zasmakować Niemiec, zdecydowanie miej oko na dziwaczne dania zawierające mleko i oczywiście szparagi.

Ten artykuł ukazał się również na blogu Alison Haywood Following the Wanderlust.

Translated from What I learned about German food culture by working at a supermarket