Bruksela: chaos dla wtajemniczonych
Published on
Translation by:
beata bobrowskaPiąta i ostatnia odsłona naszej "taksówkowej" serii. W Brukseli taksówkę można wziąć tylko z jednego z postojów, których jest dużo w różnych zakątkach miasta.
Oto ja - sam, dziesiąta wieczór, przed dworcem centralnym i długim sznurem białych samochodów, które czekają na cud pojawienia się klientów, na prawie pustej drodze. Mam tylko 20 euro, to tyle co nic w mieście, w którym taksówka jest produktem luksusowym. Jeśli chcę uczynić pożytecznym odrobinę czasu, który ten mały niebieski banknot pozwoli mi spędzić w środku pojazdu, muszę znaleźć taksówkarza-gawędziarza.
Spryciarze i towarzystwo
Mój kierowca jest w doskonałym humorze, aby prawić złośliwości. Pierwszy podjazd pod górkę w kierunku la place Royal - już zaczyna ostrą krytykę reglamentacji i konkurencji w swoim sektorze pracy. "Tu są tylko spryciarze mój przyjacielu", rzuca do mnie poirytowany, czyniąc ostrzegawczy gest ręką.
Mało mnie obchodzi tradycja wedle której pasażer zajmuje zawsze miejsce z tyłu, zmuszając kierowcę do ciągłego lawirowania wzrokiem z drogi na tylne siedzenie, wykrzywiając przy tym ramię i dostosowując prędkość jazdy do swojego wzburzenia. Prościej, by krytykować cały świat, byłoby siedzieć obok siebie z przodu. "Tylko spryciarze" - kierowca przeklina jeszcze raz monopol niektórych taksówkarzy na drodze wyjazdowej z lotniska i nawyk Flamandów, zabierających klientów z ziemi brukselskiej, do nielegalnego przekraczania terytorium granicy językowej. To, co w Belgi nazywa się pompatycznie "wojny wspólnotowe" nie oszczędza świata taksówkarzy.
Oszustwo
Mijamy Godfryda de Bouillon, dumnego i zastygłego na swoim koniu z kamienia na źle oświetlonym placu i wjeżdżamy w rue Royal, aby stanąć naprzeciw olbrzymiego pałacu sprawiedliwości, wzniesionego za czasów Leopolda II. Jeśli rozebrałoby się go na kawałki, całość kamieni z tego budynku wystarczyłaby, aby utworzyć mur, wysoki na 1 metr, łączący Brukselę z Arlon czyli z wschodnią granicą tego małego kraju, w całości zbudowanego z kawałków, na pięknym środku kontynentu, który tak jak on sam, szuka wspólnej tożsamości.
Nasza mała taksówka podskakuje między "Królem Jeruzalem" i dobrze zachowanymi pozostałościami "Króla Kongo", ocierając się o bruk wąskiej uliczki, głównej tętnicy miasta, nie przypominającego stolicy, w kraju, który nie kojarzy się z wielkim narodem zwycięzców, w którym samozwańczy królowie tych egzotycznych państewek będą zawsze tylko oszustami!
Droga biegnąca wokół centrum historycznego nazywa się "mały pas". Należałoby z tego powodu wysnuć konkluzję, że ściska stolicę i nie pozwala jej rozrosnąć się, oddychać?... Poza tym małym pięciobokiem, które tworzą brukowane ulice prowadzące do centrum, na sławny Grand-Place, zaczyna się królestwo szkła i betonu.
Zbiór domów i wielkich budynków bez ładu - w starodawnym jak i nowoczesnym stylu, w dobrym jak i, najczęściej, złym guście, doprowadził do dodania do słownika francuskiego słowa "brukselizacja" oddającego architektoniczny misz-masz tego miasta.
Bałagan dla wtajemniczonych
"To jest stolica nieporządku", mówi "mój przyjaciel" kiedy przejeżdżamy obok Berlaymont - siedziby Komisji Europejskiej, i kiedy pytam go na temat Brukseli i jej roli jako stolicy Europy.
Zakręcamy i jedziemy w kierunku dzielnicy Ixelles a ja rozważam starą prawdę, zgodnie z którą, stolice odzwierciedlają ducha narodu. Ten architektoniczny bezład, w mieście poszukującym tożsamości, nie jest w istocie interesującym obrazem kontynentu, którego to miasto jest namiastką? Olbrzymi plac budowy, gdzie każdy buduje po swojemu wierząc, że w ostatecznym rozrachunku, z różnej całości wyłoni się jakaś harmonia.
Pięćdziesiąt lat po Traktacie Rzymskim, Stary Kontynent odkrywa europejskiego ducha. Jednak gdzie w takim razie ukryty jest brukselski duch? Z pewnością nie w dzielnicy eurokratów. Ludzie z krawatami równo o piątej opuszczają tę dzielnicę, która odzyskuje swoje puste i ciche ulice, aż do jutra rana.
Czy Bruksela nie ma duszy? Jedyny urok tego miasta to cisza po zapadnięciu nocy i światła nieruchome na tych wielkich, wyblakłych wieżach? "Duch Brukseli? Ukryty jest w jej knajpach i tawernach. Zarezerwowany dla wtajemniczonych".
Przypadek chce, że znajdujemy się na placu Flagey i licznik osiąga 20 euro. Koniec przejażdżki, po 25 minutach podróży naprzeciw kawiarni Belga w sercu najbardziej przyjaznej i kolorowej dzielnicy. "Zobaczymy się jeszcze przyjacielu. Następnym razem przy piwie!".
Translated from Bruxelles : chaos pour initiés