„Biała Bluzka” w Och-Teatrze – jednostka nie-przystosowana do realiów nie-normalnych
Published on
Główna bohaterka to chodząca sprzeczność. Nie chce, czy może nie potrafi, współtworzyć narodowego pomnika Solidarności, a jej związek z opozycją to przede wszystkim związek z Andrzejem. Śmieszność, pijackie cugi i błazeństwa są, może nie zawsze świadomą, niezgodą na zastany stan rzeczy. Niezgodą na wszystko, co PRL postanowił swoim obywatelom odebrać.
Pierwsza teatralna adaptacja minipowieści „Biała Bluzka” Agnieszki Osieckiej w reżyserii Magdaleny Umer, miała miejsce w marcu 1987 roku podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Monodram szybko zdobył uznanie publiczności i krytyków, a Janda, grająca główną bohaterkę, objeździła z nim sporą część kraju. We wspólnej kreacji Osieckiej, Umer i Jandy, jaką była postać Elżbiety, całe pokolenie kobiet Solidarności rozpoznało siebie i własne mimowolne uwikłanie w niesprawiedliwą historię, która pozbawiła je normalnego życia, normalnego domu i normalnej miłości. Zobaczyły one historię, która odebrała im wolność i kazała ukrywać własną indywidualność pod tytułową białą bluzką.
Po ponad dwudziestu latach od pierwszej premiery Umer i Janda postanowiły powrócić do tekstu Osieckiej i przedstawić go jeszcze raz, od nowa. Wszystko to dla nas – pokolenia urodzonego w latach 80. i później, które ledwie pamięta świat bez internetu, nie mówiąc już o zaświadczeniach, kartkach na jedzenie czy stemplach. Jaki więc obraz wyłania się z tego spektaklu, który oprócz walorów rozrywkowych miał pełnić rolę nauczyciela historii?
Kartki, stempelki, zaświadczenia i biała bluzka
Nie bez powodu zrestaurowana wersja została wzbogacona o kolaż sklejony z archiwalnych fragmentów kronik UB, ujęć przedstawiających tajne spotkania opozycji. To własnie to krótkie, bardzo świadomie zmontowane wideo złożone ze starannie wyselekcjonowanych ujęć, przedstawia najsilniejsze filary polskiej kultury, do których należeli Brandys, Halina Mikołajska, Onyszkiewicz, Kisielewski, Kołakowski, Kuroń, Michnik i wielu innych.
Czarno-biały korowód bohaterów walki o polską wolność w przytłaczającej większości tworzą mężczyźni – jak zawsze gotowi do poświęceń, wspaniali i bohaterscy, oddani sprawie, stawiający na szali życie prywatne i rodzinne na rzecz wolnej Polski. To również na tych mężczyzn czekało i za nich martwiło się wiele kobiet. O tych, nie zauważonych przez historię, kobietach jest właśnie ten spektakl. W „Białej Bluzce” przestrzeń kobiety to przestrzeń pustego domu wypełniona oczekiwaniem i zmuszaniem się do groteskowych obowiązków narzuconych przez ówczesną rzeczywistość. To przestrzeń szara, płytka i jednolita. To kartki, stempelki, zaświadczenia i tytułowa biała bluzka – symbol przystosowania i posłuszeństwa.
A może Ja chcę dokonać czegoś wspaniałego?
Główna bohaterka to chodząca sprzeczność. Nie chce, czy może nie potrafi, współtworzyć narodowego pomnika Solidarności, a jej związek z opozycją to przede wszystkim związek z Andrzejem. „Półchora psychicznie, półśmieszna, półzabawna, półtragiczna. Uwikłana w nieszczęśliwą miłość i niedole stanu wojennego. Z jednej strony szalona pijaczka, wariatka ze słońcem we włosach, a z drugiej znakomicie ułożona pedantka” – mówiła o swojej postaci sama Osiecka. Ta śmieszność, pijackie cugi i błazeństwa są, może nie zawsze świadomą, niezgodą na zastany stan rzeczy. Niezgodą na wszystko, co PRL postanowił swoim obywatelom odebrać. Pozorne szaleństwo okazuje wymykającą się spod kontroli strategią buntu, co doskonale ujawnia poruszający fragment: „Czy ty myślisz, że Ja nie rozumiem, co tu jest grane? Że wisi ci na wargach cudne słówko «nieprzystosowana»? A do kogóż Ja mam być przystosowana? Do ciebie, do pana Józka, do jego oszalałej ze strachu matki? Do przepisów z piekła rodem? Czy ja po to zeszłam z drzewa, żeby grać w komórki do wynajęcia? Żeby się mieścić w jakimś Stąd-Dotąd? A może Ja chcę dokonać czegoś wspaniałego, może Ja nie mam zbyt wiele czasu, może ja muszę się liczyć ze stratami?” – powie Elżbieta jednocześnie obnażając swoje niezadowolenie i prawdziwe podświadome motywacje swoich desperackich zachowań.
Nie bez znaczenia jest również podkład muzyczny – składają się na niego nowe arnażacje piosenke Osieckiej śpiewana przez Jandę. Przeplatają one pourywane fragmenty żywiołowego monologu, czyniąc go nieco lżejszym. A jeśli mówimy o monologu, musimy wspomnieć tu o języku, któremu daleko do transparentności. Jest barwny, soczysty, pourywany i pełen aberracji. Ta nie zawsze dająca się zroumieć „rozkręcona maszyna retoryczna” wprost wysławia całą rzeczywistość przefiltrowaną przez prywatną refleksję bohaterki. Dzięki temu to wyrazisty język staje się zarówno orężem walki o wolność i jedyną z możliwości jej manifestacji, mimo że historia, w którą się składa, odbija się od pustych ścian.
Umer nie bez powodu koncentruje uwagę widzów na tym, co w w spektaklu najważniejsze – na Elżbiecie. Samą scenografie minimalizuje do tekturowego symbolu epoki PRL-u – Pałacu Kultury i Nauki. Doskonałą Jandę ubiera w czarny, prosty strój, sadza na czarnym krześle, które obraca się na czarnej scenie. Formalny minimalizm pozwala wydobyć talent i osobowość aktorki, który dodatkowo podkresla zbliżenia i zwielokrotnienia, wyświetlane na ekranach. „Biała Bluzka” to przecież nie tylko historia i język, ale także Janda wyposażona w swoją wyrazistą sceniczną osobowość i aktorski warsztat doskonalony przez lata pracy na scenie.
Monodram „Biała Bluzka” to cała gama emocji i ważny temat opowiedziany w poruszający i jednocześnie niezwykle zabawny sposób. To również opowieść intymna i zarazem polityczna, to nasza historia przedstawiona z perspektywy szarych mieszkań i knajp. Spektakl to dzieło trzech utalentowanych kobiet, które postanowiły przybliżyć nam los jednostki w czasach PRL-u, jak również uniwersalna historia o trudzie „przystosowania” i nonkonformistycznej walce o własną indywidualność, z którą każdy powinien się zapoznać.
Krystyna Janda, „Biała bluzka", próba dla mediów, Och-teatr, maj 2010