Berlińscy skaterzy: subkultura i przyjaźń na pełnych obrotach
Published on
Translation by:
Aleksandra OwczarzPo sukcesie filmu „This Ain’t California”, opowiadającego o początkach kultury skate w NRD, niemieccy skaterzy nadal uważają się za reprezentantów subkultury. Ruszamy do Friedrichshain, dzielnicy w Berlinie Wschodnim, aby przekonać się, czy kultura skate nadal trzyma się mocno.
Niemcy, początek lat 80. Denis jest chłopcem, jednym z wielu. Jego dzieciństwo zostało zamknięte w sztywnych ramach przez autorytarnego ojca, który chciał zrobić z syna mistrza w pływaniu. Pewnego wieczoru Denis słyszy odgłos szurania po asfalcie, wyskakuje przez okno swojego mieszkania w Olvendest, niedaleko Magdeburga i doświadcza pierwszego spotkania z deskorolką. Później, w 1985 r., Denis załamuje się, rzuca karierę sportowca i wyjeżdża do Berlina Wschodniego, gdzie przyjmie pseudonim Panik. Stanie się jednym z najważniejszych i najbardziej szalonych skaterów we wschodnich Niemczech.
Kultura skate w NRD - „wirus zaszczepiony przez amerykański marketing”
Było wiele podobnych historii. Mnóstwo osób między 30. a 40. rokiem życia mogłoby bez końca opowiadać o swoim szarym dzieciństwie w komunistycznej rzeczywistości NRD. Ale tak się złożyło, że to historia Denisa stała się kanwą dla filmu, który został pokazany po raz pierwszy na Berlinale (otrzymał tam nagrodę w kategorii „Dialogue en perspective”) oraz na Festiwalu Kina Niezależnego w Cannes (nagroda za najlepszy film dokumentalny).
„This Ain’t California” opowiada o dzieciństwie i nastoletnich latach grupy dzieciaków żyjących w społeczeństwie, które podchodziło z ogromną rezerwą do alternatywy w każdej formie. „Dziś trudno sobie wyobrazić, jak bardzo upolitycznione było społeczeństwo w NRD. Dzieci musiały uczyć się na pamięć pieśni propagandowych, salutować przed sztandarem i iść co tydzień w pochodzie „pionierów socjalizmu” - wyjaśnia reżyser Martin Persiel, który udziela nam wywiadu w Nowym Jorku, gdzie przyjechał na promocję swojego filmu. Według niego, „This Ain’t California” pokazuje grono skaterów żyjących niemal cały czas w cieniu polityki. Na przykład kiedy chłopcy widzą skatera po raz pierwszy w słoweńskim serialu, media ogłaszają, że to „wirus zaszczepiony przez amerykański marketing”.
Kontrkultura, mainstream i anormalność
Film nie porusza wprost kwestii kontrkultury, mimo że często pokazuje skate w NRD jako akt obywatelskiego nieposłuszeństwa: „Ulice we wschodnich Niemczech nie były dostosowane do takich zabaw”. Michael Schöbel – jeden z producentów filmu, nonszalancko rozparty w fotelu włoskiej kafejki, naprzeciwko swojej firmy Wildfremd – woli skupić się na charakterystyce skatera niż na przesłaniu politycznym: „Kiedy jesteś skaterem, suniesz 2 cm nad ziemią, a pejzaż ciągle się zmienia. Jeśli większość życia spędzasz na desce, wszystko wygląda inaczej”. To uczucie „znają tylko skaterzy, stąd silne reakcje ze strony 'normalnych ludzi', którzy nie mogą robić tego, co ty”. Czy skaterzy są więc nienormalni? „Są bardziej wyzwoleni niż przeciętni ludzie. Mają własny system wartości. Zresztą, Martin nie mógłby nakręcić tego filmu, gdyby do nich nie należał”.
„W Berlinie możesz pójść z deską w dowolne miejsce i od razu znajdziesz z innymi wspólny język. To dzieje się naturalnie, to uczucie, które sprawia, że ta subkultura jest wyjątkowa” – twierdzi Daniel, skater od 1997 roku.
Oto dowód. Widać, że w Berlinie wypracowano kompromis w sprawie kulturowej tożsamości skatera. Skate jeszcze przed upadkiem muru berlińskiego był subkulturą, którą cechował szczególny sposób myślenia i życia - i pozostał tą subkulturą do dziś. Na brzegu Sprewy, w samym sercu dzielnicy Friedrichshain, za wielkimi magazynami pokrytymi graffiti kryje się „Skatehalle”. To największa przestrzeń w Berlinie przeznaczona do jazdy na deskorolce, z zewnętrzną rampą i skate-parkiem w środku. Brodaci, zakolczykowani i wytatuowani faceci, dziewczyny w spodniach biodrówkach i unoszący się w powietrzu zapach trawy. Wśród nich stoi Daniel (27 lat), który rozwija myśl: „Oczywiście, że jest to subkultura, daleka od mainstreamu. Niektórzy tego nie rozumieją, bo to nie jest sport taki jak inne. Nie istnieje na przykład oficjalna federacja. To nie tyle sport, co raczej styl życia”. Daniel stanął na desce po raz pierwszy w 1997 roku, 15 lat temu. Dziś określa kulturę skate szerokim terminem „przyjaźń”: „W Berlinie możesz pójść z deską w dowolne miejsce i od razu znajdziesz z innymi wspólny język. To dzieje się naturalne, to uczucie, które sprawia, że ta subkultura jest wyjątkowa”.
„Children of the Revolution”
Pozdrowienia jak u raperów z West Coast, spodnie Carhartt, nad szeroką aleją zapada zmierzch... w tle słychać kawałek Beastie Boys, zachodzi słońce, a jego ostatnie promienie padają na postacie 30 longboarderów, którzy zaraz wyruszą w miasto. To nie Kalifornia, ale Grünberger straße, w tej samej dzielnicy Friedrichshain. Przed ulicznym Longboard-shopem około 30 longboarderów spotyka się w każdą środę na wspólną przejażdżkę po Berlinie. Wśród nich jest Janko Lehmann, 18-letni chłopak ze Słowenii, który dwa razy powtarzał klasę, żeby poświęcić się całkowicie swojej pasji. „Zacząłem 3 lata temu. Dołączyłem do pewnej grupy, to było coś w rodzaju komuny”. Podobnie było w przypadku Daniela. To rozumie się samo przez się - longboard, tak jak klasyczny skate, jest subkulturą. Janko mówi dalej: „skate to druga rodzina. Żeby zrozumieć skate jako subkulturę, trzeba w niej żyć. Nie da się tego opowiedzieć, to się po prostu czuje”. Na koniec dorzuca: „Kiedy jesteś skaterem, to jesteś w pewnym sensie na marginesie”.
Chłopak nie sądzi jednak, że jeżdżąc na deskorolce można zrobić rewolucję. Mur berliński upadł, a na jego gruzach wielu skaterów znalazło sobie teren do trików. Dzięki temu otwarciu, kultura skate w Berlinie zdemokratyzowała się i nie jest już wyłączną domeną ortodoksyjnej grupy, zdominowanej przez dawnych „młodych zdolnych”, którzy stali się punkami. Ale pozostały korzenie, a z nich wyrosły nowe generacje młodych skaterów. Oni też zachowali swój własny styl i patrzą na świat „inaczej niż normalni ludzie”. Ale przede wszystkim, przetrwała idea wielokulturowości, ceniona tu na równi z innymi wartościami takimi jak: przyjaźń, wolność i radość z bycia razem. Z okazji 45-lecia klubu skateboardowego w Berlinie, które odbyło się 26 maja w Skatehalle, Daniel i jego koledzy zorganizowali zawody freestyle’u dla dzieciaków z klubu. Na koniec spotkania Daniel podaje mi z szelmowskim uśmieszkiem plakietkę promocyjną z tego wydarzenia. Widzę na niej napis: „Children of the Revolution”. Przewrotne?
Artykuł powstał w ramach projektu „Multikulti on the Ground 2011-2012”, stanowiącego serię reportaży zrealizowanych przez cafebabel.com w całej Europie. Podziękowania dla zespołu cafebabel Berlin.
Fot.: Micha Schöbel © Maria Halkilahti dla 'Multikulti on the ground' w Berlinie dla cafebabel,com; w tekście: Daniel i Janko © Matthieu Amaré; wideo: bestensgelaunt/YouTube.
Translated from Berlin et le skate : sous-culture et amitié en roue libre