Akceleracjonizm: przyszłość bez pracy to już nie science fiction
Published on
Wyobraź sobie, że jesteś na imprezie, w grupie nieznajomych. Zaczynacie rozmawiać. Na początku, klasycznie, pytają o twoje imię. Później o to, gdzie mieszkasz. O co zapytają następnie? Otóż nie. Owych nowo poznanych ludzi zupełnie nie będzie interesowało to, gdzie pracujesz. W zamian zaczną wypytywać o twoje hobby. Gdzie odgrywa się ta sytuacja? Być może w przyszłości.
Dopełnieniem tego reportażu jest wywiad z jednym z twórców akceleracjonizmu Nickiem Srnickiem, który przeczytasz tu.
Jeśli podróżujesz Eurostarem, z Paryża do Londynu dostaniesz się w niecałe 3 godziny. W 1930 roku angielski ekonomista John Maynard Keynes prorokował, że dokładnie tyle czasu dziennie jego wnuki będą poświęcały pracy. Zdaniem autorów Manifestu Akceleracjonistycznego Nicka Srnicka i Alexa Williamsa, nawet 3 godziny dziennie poświęcane zarabianiu pieniędzy to za dużo. W ich futurystycznej wizji postkapitalizmu, czas przeznaczany na pracę jest zredukowany do zera, społeczeństwo korzysta z bezwarunkowego dochodu podstawowego, a w świadomości zbiorowej praca nie pełni już roli wyznacznika ludzkiej wartości i budulca tożsamości.
Jak podkreśla Nick: „wielu ludzi byłoby szczęśliwych w świecie, w którym by przetrwać, nie musieliby polegać na pracy i zarabianiu pieniędzy. Ludzie powszechnie wykonują gówniane prace tylko po to, by się utrzymać".
Nick Srnicek i Alex Williams dyskutują na temat postkapitalistycznej przyszłości.
A jak wielu ludzi jest szczęśliwych obecnie, w naszej neoliberalistycznej rzeczywistości? Niewielu. Według niektórych źródeł, jest to 1%, według innych - 0,09%. Co z resztą?
Według akceleracjonistów, reszcie neoliberalizm nie szykuje dobrego jutra. Narracją naszej współczesności jest hałas nadciągających kataklizmów. Ich źródłem są wewnętrzne sprzeczności kapitalizmu i konsekwencje, które to zrodziło: nadprodukcja nadwyrężyła planetę, postępujące wyczerpywanie się surowców naturalnych i destrukcja środowiska zagrażają przetrwaniu rasy ludzkiej, a nieprzerwany kryzys gospodarczy legitymizuje wyzysk. Wszystkim tym przyspieszającym zniszczeniom nie są w stanie stawić czoła uwięzieni w schematach politycy. W Manifeście Akceleracjonistycznym, opublikowanym w 2013 roku jako zapowiedź ich książki Inventing the Future, Nick i Alex kasandrycznie ogłaszają: „podczas gdy kryzys rośnie w siłę i przyspiesza, działania polityków stają się coraz bardziej miałkie i zachowawcze. W obliczu tego paraliżu wyobraźni politycznej, przyszłość została odwołana”.
Przyszłość została odwołana?
Naprawdę? Niełatwo to sobie wyobrazić w mieście tak rozpędzonym i tak dynamicznie mutującym jak Londyn. Na Tottenham Court Road równie wiele jest rusztowań, co ukończonych budynków. Pomimo tego, że jest styczeń, w witrynach sklepów tłoczą się walentynkowe dekoracje. Choć jest dopiero środa, ludzie rozmawiają o sobocie. Londyn przypomina wiecznie rozkopany plac budowy, gdzie ludzie nieustannie antycypują to, co dopiero nastąpi. I gdyby nie hordy nastolatków w t-shirtach z napisem YOLO, można byłoby naprawdę pomyśleć, że w tym mieście nie przyszłość, lecz teraźniejszość została odwołana.
Co więc w tej sytuacji proponują akceleracjoniści? Wewnętrzne samotrawiące sprzeczności kapitalizmu to temat bynamniej nie dzisiejszy. Kłaniając się Marksowi, współcześnie omawiają je między innymi Slavoj Žižek i Thomas Piketty. Jeśli chodzi o wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego, słyszeliśmy o tym już przede wszystkim od Finów, Szwajcarów, a w Polsce od Ryszarda Kalisza. Również każdemu, kto zna teorię w pełni zautomatyzowanego luksusowego komunizmu, akceleracjonistyczne wizja przyszłości na pewno wyda się znajoma. Jednak akceleracjonizm wybiega o wiele dalej niż sama krytyka kapitalizmu, automatyzacja siły roboczej i optowanie o pensję dla każdego, bez wględu na to, czy pracuje czy nie. Ambicją akceleracjonistów jest zaprowadzenie zmian obyczajowych - „powołanie społeczeńswa zjednoczonego wokół czegoś innego niż praca”.
Król nie żyje, przeszczepmy nowemu jego organy
Czy zatem w celu przyspieszenia naszego przejścia w przyszłość akceleracjoniści chcą doprowadzić do całkowitej anihilacji obecnego porządku? - pytam Nicka Srnicka, gdy spotykamy się w niewielkiej kawiarni w sercu Fitzrovii.
Otóż nie.
„Post-kapitalistyczna rzeczywistość wyrośnie na pożywce, a nie na zgliszczach, największych osiągnięć kapitalizmu” - tłumaczy Nick. „Nie chodzi o zniszczenie starego systemu, ale o jego przeorientowanie”.
W przeorientowaniu tym chodzi o narzucenie wyższości polityki nad ekonomią i to zadanie akceleracjoniści powierzają lewicy politycznej. Nie mają jednak na myśli obecnej lewicy - archaizującej i nostalgicznej, uparcie czepiającej się lokalizmu i odgrzewającej stare modele polityki z braku konstruktywnej wizji na przyszłość.
Mesjaszem, który zaprowadzi ludzkość do postkapitalistycznej rzeczywistość ma być lewica nowoczesna i hegemoniczna - taka, która będzie w stanie najpierw się skonsolidować i stworzyć globalną strukturę, a następnie wykorzystać istniejącą technologię tak, by służyla ona ludziom, a nie jedynie generowała przychód gigantom pokroju Microsoftu, Apple'a i Google'a. Jeśli uda się to osiągnąć - automatyzacja pracy kontrolowana przez siłę polityczną wyręczy ludzi z wielu czynności i sprawi, że nie będą musieli już poświęcać życia zarabianiu pieniędzy, by się utrzymać. „Najważniejszym zadaniem [lewicy] jest forsowanie projektu bezwarunkowego dochodu podstawowego, bo obecnie prawica próbuje go ośmieszyć jako pomysł libertynów” - tłumaczy Nick.
Jak zostać akceleracjonistą?
Po części praktycznej, czas na ćwiczenia w terenie. Postanawiam zostać akceleracjonistką. Chcę zaznać postkapitalizmu, chcę przyczynić się do konstruowania przyszłości bez pracy. Problem w tym, że nie jestem ani Jeremym Corbynem, ani Pablo Iglesiasem, więc moja moc sprawcza jako współczesnej lewicy w zasadzie nie istnieje. Co zatem, jako przeciętna obywatelka, mogę zrobić, by wesprzeć akceleracjonizm?
Skoro kapitalizm = konsumpcja, logicznym rozwiązaniem wydaje mi się rzucenie w wir zakupów. Nic tylko złotą limuzyną podjechać na pochłaniającą 5 miliardów funtów rocznie Oxford Street, wtłoczyć w siebie dwa zestawy z McDonaldsa (powiększone) zapijając kawą ze Starbucksa oraz skompletować garderobę w Primarku i Topshopie. Na poważnie rozważam też podpalenie sobie papierosa dwudziestofuntówką.
Okazuje się jednak, że nie tędy droga. „W akceleracjoniźmie nie chodzi o przyspieszenie poprzez ekscesywną konsumpcję i produkowanie masy odpadów” - śmieje się Nick. Ktoś, kto chce praktykować akceleracjonizm powinien raczej starać się o zmianę kapitalistycznego statusu quo. „Chodzi o odrzucenie typów tożsamości konsumenckich. Dziś możesz być tym, kim chcesz, pod warunkiem, że to generuje profit. Akceleracjonizm postuluje o odrzucenie tych tożsamości i ograniczeń”.
Do tego niezbędna jest jednak jeszcze jedna zmiana.
„Z mojego punktu widzenia, akceleracjonizm w życiu codziennym polegałby na wykształceniu prawdziwej nienawiści do pracy w ten sposób, żeby ludzie przypomnieli sobie, jak straszna jest konieczność zarabiania pieniędzy i zaczęli myśleć o tym, dlaczego spędzają tyle czasu w pracy i są od niej tak zależni”.
Kiedy zacznie się przyszłość?
Jeśli nie podróżujesz Eurostarem, z Paryża do Londynu dostaniesz się w trochę ponad 9 godzin (Megabusie, jak oprzeć się twemu cennikowi?). To tyle, ile większość londyńczyków i paryżan poświęca dziennie na pracę łącznie z dojazdami i nadgodzinami. Keynesowskie 3 godziny to w tych miastach zupełna abstrakcja, coś, co wielu współczesnych białych kołnierzyków będzie w stanie wytrzymać bez sprawdzania maili. Jak daleko jesteśmy zatem od postkapitalistycznej przyszłości?
I czy dobrze czulibyśmy się w świecie bez pracy?
Poprosiłam dwoje londyńczyków, Virala i Yolandę, o odpowiedź do kamery.