Akceleracjonizm: jutro nie idziemy do pracy!
Published on
[Duży format] Czym jest akceleracjonizm, tajemnicza teoria, która obiecuje przeorientowanie kapitalizmu w ten sposób, by służył masom zamiast jedynie oligarchom? I jak akceleracjoniści chcą w przyszłości uwolnić nas od pracy? Wybrałam się do Londynu, by zapytać o to Nicka Srnicka, współautora „Manifestu Akceleracjonistycznego".
Dopełnieniem tego wywiadu jest zrealizowany w Londynie reportaż „Akceleracjonizm: postkapitalistyczna przyszłość to już nie science fiction".
Cafebabel: Czy mógłbyś mi wytłumaczyć czym jest akceleracjonizm? Czy można uprościć i powiedzieć, że jest to teoria polityczna?
Nick Srnicek: W podstawowym rozumieniu, akceleracjonizm to założenie, że postkapitalistyczna przyszłość zostanie wybudowana na fundamencie najbardziej postępowych osiągnięć kapitalizmu. Akceleracjonistom nie chodzi o zwykłe odrzucenie kapitalizmu, jego destrukcję czy negację. Naszą strategią jest raczej przekierunkowanie kapitalizmu. Sednem akceleracjonizmu, co zresztą budzi kontrowersje, jest przekonanie, że istniejąca technologia może być wykorzystana w sposób, który służyłby ludziom, zamiast jedynie generować profit. Jako jeden z głównych przykładów, jak to osiągnąć, podajemy automatyzację pracy. Oczywiście, każda zmiana w wykorzystaniu technologii wymaga wsparcia ze strony silnej grupy politycznej. Stąd to nowatorskie wykorzystanie technologii to zaledwie przyczynek do dalszych przełomów. Prawdziwym wyzwaniem jest zrozumienie dynamiki społecznej i politycznej naszych czasów w celu stworzenia ruchu politycznego, który mógłby przeforsować zmiany.
W jakich okolicznościach powstał „Manifest akceleracjonistyczny” napisany przez Ciebie i Alexa Williamsa?
Podczas studiów filozoficznych zacząłem szczególnie interesować się realizmem spekulatywnym i zastanawiać się, jak idee w nim zawarte mogłyby przełożyć się na politykę. A później nadszedł rok 2008 i ogromny kryzys. Poznawszy wcześniej myśli Deleuze’a&Guattariego, Badiou, Zizka, itp. pomyślałem sobie, że właśnie w tej sposób powinno się myśleć o radykalnej polityce. Jednak żaden z nich nie proponował konkretnych rozwiązań problemów, z którymi boryka się nasz świat, co wywołało we mnie rosnące rozgoryczenie.
Odrzuciłem więc filozofię i to, co zostało z ich myśli, starałem się przełożyć na działania polityczne. W tym samym czasie wraz z Alexem zaczęliśmy uczestniczyć w serii protestów, na przykład w Occupy London, i udzielaliśmy się w środowiskach anarchistycznych. Wtedy mieliśmy okazję na własne oczy przekonać się, że pomimo ogromu pasji, wysiłku i ambicji w nie włożonych, te ruchy po prostu upadały.
Zaczęliśmy bliżej analizować przyczyny ich porażki i w ten sposób narodziła się krytyka folkpolityki [folk politics, oddanie się horyzontalnej, lokalnej i odruchowej formie prowadzenia polityki]. Wyodrębniliśmy elementy, których brakowało w Occupy, jednocześnie analizując współczesne ruchy filozoficzne i akademickie. To, co szczególnie nas uderzyło, to brak wizji na społeczeństwo przyszłości w tych środowiskach. Pomimo tego, że przesycone były krytyką obecnego stanu rzeczy, nie miały do zaproponowania żadnej strategii, która prowadziłaby do stworzenia alternatywnego społeczeństwa.
Kombinacja tego wszystkiego doprowadziła nas do napisania manifestu, który początkowo miał być streszczeniem naszej książki „Inventing the future”, przeznaczonym tylko dla około 50 osób. Manifest wyciekł jednak do sieci i obiegł cały świat.
Jeśli dobrze zrozumiałam, jednym z głównych założeń akceleracjonizmu jest to, że kapitalizm jest niewydolny i dąży do samostrawienia. A po jego końcu zapanuje inna rzeczywistość?
Niekoniecznie musi być właśnie tak. Istnieją pewne tendencje w tym kierunku, ale myślę, że kapitalizm ma ogromny potencjał do odradzania się w nowych formach. Do tego nie jest konieczny kryzys, albo jakiś proces końcowy. Nie należy jednak zapominać, że kapitalizm potrafi również nakładać cierpienie na ludzi. Myślę, że w obecnej sytuacji, gdy system nie jest już w stanie generować profitu w tradycyjny sposób, zaczyna z kolei generować coraz więcej wyzysku. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, jak mało władzy jest dziś w rękach społeczeństwa, zdamy sobie sprawę, że ten wyzysk i postępujące ubóstwo mają doskonałe warunki do rozwoju. Ale nie to doprowadzi do końca kapitalizmu. Nie możemy polegać na historycznej konieczności, sami musimy zawalczyć o zmiany.
Czy w celu przyspieszenia końca kapitalizmu neoliberalny rząd taki, jak Davida Camerona, jest bardziej skuteczny niż neokeynezistyczny - taki, jak proponuje Jeremy Corbyn?
Jeśli wierzysz w to, że akceleracjonizm ma za zadanie pogorszyć stan rzeczy, równie dobrze Donald Trump mógłby być jego rzecznikiem. Ale celem akceleracjonizmu nie jest pogorszenie warunków - to moim zdaniem dosyć naiwna interpretacja rewolucji. Akceleracjonistów interesuje raczej to, w jaki sposób można wykorzystać istniejąca infrastrukturę do stworzenia lepszego świata. Myślę, że obecnie politycznym imperatywem jest opracowanie planu umożliwiającego społeczeństwu przejęcie władzy. Nie sądzę, żeby Cameron mógł to zrobić, jego projekt ma szanse jedynie wyostrzyć najgorsze aspekty naszego świata. Corbyn ma na to o wiele większe szanse, nawet jeśli przynależność do partii politycznej narzuca pewne ograniczenia.
Trzy lata temu „Manifeście akceleracjonistycznym” pisaliście, że lewica powinna porzucić horyzontalny sposób prowadzenia polityki i wprowadzić do swego programu więcej wertykalizmu. Od tego czasu w Europie powstało wiele lewicowych ruchów politycznych, na przykład Podemos, Syriza i Five Star Movement. Czy myślisz, że rzeczywistość zaprzecza Twojej wizji?
Nie zaprzecza. Nie wydaje mi się też, żeby ruchy, które wymieniłaś, blokowały proces zbliżania się do postkapitalistycznej rzeczywistości. W „Manifeście” grubą (być może za grubą) linią oddzielamy folkpolitykę od akceleracjonizmu. Ale następnie mówimy również: musimy po pierwsze wykorzystać istniejąca infrastrukturę do realizacji planów na przyszłość, a po drugie zaradzić potencjalnym wyzwaniom przy pomocy struktur porządkujących. To sygnalizuje konieczność opracowania hybrydowych form organizacyjnych. Myślę, że coś takiego istnieje w Syrizie. Podemos jest jeszcze lepszym przykładem - to jest faktycznie swego rodzaju eksperymentalne ugrupowanie łączące horyzontalizm w jednostkach lokalnych z wertykalizmem, przy pomocy którego partia stara się zaprowadzać zmiany na stopie państwa. O takie właśnie eksperymenty postulujemy w książce i zwracamy uwagę na uczenia się z tego, co się dzieje i szukania nowych dróg. Nie ma sensu kurczowo trzymać się horyzontalnych form organizacji albo powracać do tradycyjnych stylów życia. Moim zdaniem te dwie rzeczy się nie sprawdziły.
Korelacja między akceleracjonizmem i intensyfikacją konsumpcjonizmu wydaje się intuicyjna, ale czy to poprawne rozumowanie? W amerykańskim Vice’ie ukazał się artykuł, który opisuje akceleracjonizm w następujący sposób: „Konsumujmy jak szaleni, pijmy tylko ze styropianowych kubków i garściami wrzucajmy baterie do oceanów, a nadciągająca apokalipsa szybciej nastąpi i szybciej się skończy”.
Vice nic nie zrozumiał. Akceleracjonizm nie opiera się na rozbudowie postaw konsumpcyjnych i zwiększeniu produkcji odpadów w celu obalenia kapitalizmu. To błędne rozumowanie, które może doprowadzić tylko do pogorszenia sytuacji, natomiast w żaden sposób do rewolucji. Jednak konsumpcjonizm nie jest doszczętnie zły. Musimy jedynie umieć rozróżnić pomiędzy pragnieniami motywowanymi chęcią zysku, a tymi, które wynikają z ludzkiego dążenia ku wolności. Oba typy pragnień istnieją w kapitalizmie - na przykład możliwość wyboru spośród różnych typów szamponu jest uważana za przejaw wolności. Jednak z drugiej strony nie zgadzam się z radykalnie antykonsumpcyjną postawą. Zakłada ona, że jedynie wrodzone potrzeby naturalne są rzeczywiste i że wszystko, co poza nie wykracza, jest zwyczajnym brakiem umiaru wywoływanym przez kapitalistyczny konsumpcjonizm. Nie wydaje mi się to prawdą - myślę, że ludzkość jest otwartym i trwającym projektem i jakiekolwiek próby przypisania jej sztywnych pragnień są w swojej naturze konserwatywne.
Zarówno w „Manifeście akceleracjonistycznym”, jak i książce „Inventing the future” przewija się projekt przyszłości bez pracy - czy myślisz, że jesteśmy na nią gotowi? Od setek lat pieniądze są nie tylko zapłatą za pracę, ale również uniwersalnym punktem odniesienia i determinantą statusu społecznego, a nawet ludzkiej godności. Czy warunkiem istnienia przyszłości bez pracy nie jest zmiana roli pieniędzy w społeczeństwie?
Myślę, że wielu ludzi byłoby szczęśliwych w świecie, w którym by przetrwać, nie musieliby polegać na pracy i zarabianiu pieniędzy. Ludzie powszechnie wykonują gówniane prace tylko po to, by się utrzymać, a jednym z większych wyzwań, któremu muszą dziś podołać menedżerowie firm jest to, że prawie wszyscy ich podwładni nienawidzą swojej pracy. W postkapitalistycznej przyszłości, w której wprowadzono by bezwarunkowy dochód podstawowy, wzrosłoby wynagrodzenie za prace, które są społecznie niezbędne, ale które obecnie postrzega się jako poniżające. Jednocześnie zmniejszyłaby się wartość zawodów, które są przyjemne, ale mniej przydatne społeczeństwu. Uważam też, że bezwarunkowy dochód podstawowy jest narzędziem, dzięki któremu istnieje możliwość uznania pracy, która jest społecznie niezbędna, ale za którą dziś nie otrzymuje się wynagrodzenia [jak na przykład wychowywanie dzieci]. Pozbycie się przymusu posiadania pracy jest ważnym krokiem w kierunku niwelacji ogromnego rozdźwięku pomiędzy siłą roboczą i kapitałem. Myślę, że może to zapoczątkować ciekawe zmiany.
Czy ma sens stwierdzenie, że współczesne społeczeństwo cierpi na syndrom sztokholmski wobec pracy, pieniędzy i kapitalizmu? Prześladuje nas świadomość bycia uwięzionymi w kapitalistycznych stylach życia, które wymagają finansowania, ale jednocześnie nie widzimy innej opcji i tłumaczymy sobie, że wszyscy wokół nas robią podobnie. Ostatecznie godzimy się na to i nie stawiamy oporu.
Myślę, że to do pewnego stopnia trafne stwierdzenie i postrzegam to jako manifestację strukturalnego kapitalizmu. Fakt, że każdy potrzebuje pracy, aby przetrwać, oznacza, że każdy pracuje. W ten sposób praca staje się centralnym punktem tożsamości. Nie obowiązuje już również schemat pracy w fabryce, w którym po zakończeniu zmiany wiodło się drugie życie. Dziś praca przenika do naszej sfery prywatnej i w konsekwencji staje się sednem naszego istnienia i relacji z innymi. Kiedy poznajesz nowych ludzi, najpierw pytasz o ich pracę, czyli o to, jaki zawód wykonują, a nie jakim hobby poświęcają się w czasie wolnym. Dodatkowo, społeczeństwo stygmatyzuje bezrobotnych. Bardzo mnie ciekawią te mechanizmy. W zeszłym roku sam byłem bezrobotny i pomimo tego, że w pewnym sensie przez chwilę żyłem w mojej postkapitalistycznej przyszłości, czułem się zakłopotany, gdy ludzie pytali mnie o moje zajęcie. Czułem presję i odpowiadałem, że pracuję jako freelancer. Tak więc, jest to pewnego rodzaju syndrom sztokholmski, ale również obiektywna konieczność.
Jeśli akceleracjonizm zakłada przekraczanie granic i uwalnianie technologii spod jarzma kapitalizmu, czy Wikileaks i hacking są pro-akceleracjonistyczne?
Platformy open source są pro-akceleracjonistyczne w tym sensie, że operują poza kapitalistycznymi schematami nadawania wartości towarom - znajdziesz na nich rzeczy ogólnie dostępne i możliwe do powielenia za darmo. Te platformy są postkapitalistyczne, ale ludzie mają tedencję do przypisywania im zbyt wielkiej sprawczości w obalaniu hegemonii Google’a, Microsoftu czy Apple’a. Nie do końca mnie to przekonuje - myślę, że te tendencje sa nadal marginalne. Wielkie pytanie to: jak wynieść je z marginesów kapitalizmu i zamienić w pełni funkcjonalną alternatywę? Do tego potrzebujemy siły politycznej, która w obecnym momencie jeszcze nie istnieje.
Jak akceleracjoniści postrzegają popularność gospodarki współdzielonej: BlaBla Caru, Airbnb, Ubera?
Moim zdaniem te firmy w swej obecnej formie to ukryte aparaty służące wyzyskowi. Wbrew temu, jak są przedstawiane, nie umożliwiają ani pracownikom, ani drobnym przedsiębiorcom, awansu do statusu biznesmenów. Zamiast tego rodzą wyzysk w niemalże każdej dziedzinie życia. Mechanizm ich działania jest taki, że jeśli potrzebujesz więcej pieniędzy, bo nie ma wystarczająco dużo możliwości zarobku, po godzinach pracujesz jako kierowca Ubera. Gospodarka współdzielona jest niczym innym, jak źródłem doraźnej i elastycznej siły roboczej dla kapitalizmu, którą można wykorzystywać kiedy i gdzie jest potrzebna. Można sobie jednak wyobrazić inny scenariusz. Polegałby on na ograniczeniu zarobków samej platformy i tym samym - jej właścicieli. Platforma byłaby własnością kierowców Ubera, którzy zarabialiby pieniądze, ale sama firma Uber - nie, albo tylko tyle, żeby utrzymać platformę i wprowadzać innowacje. W ten sposób, wraz ze znacznym wzrostem pensji, znacznie poprawiłby się standard życia masy kierowców. Tymczasem, platforma w swym obecnym kształcie, umożliwia gwałtowne wzbogacanie się jedynie garstce technologicznych pasożytów.